Literackie czwartki: Czwartkowe obiady odc. 19

fot. Marcin Piotr Oleksa

- Naprawdę musiałyśmy przyjechać aż tutaj, żeby zjeść obiad? - Bogusia spojrzała czujnie na uśmiechniętą Nataszę, która z zainteresowaniem studiowała menu. 
- A co, nie podoba ci się tutaj? - Natasza rozejrzała się po eleganckiej i bardzo klimatycznej restauracji. 
- Owszem, podoba - odpowiedziała Bogusia. - Ale mogłyśmy przecież zjeść obiad u mnie, a nie wydawać majątek na jakieś skomplikowane dania. 
- Lubię skomplikowane dania. - Natasza, podobnie jak jej matka, na wszystko miała zawsze gotową odpowiedź. - A poza tym powiedz mi, kiedy ostatni raz byłaś w Kazimierzu? 
- No... - zająknęła się Bogusia. - Jakiś czas temu.
- Jeśli nie podajesz mi konkretnej daty to znaczy, że było to wieki temu! - Natasza zamknęła kartę i spojrzała wyczekująco na matkę. - Wybrałaś już, czy mam to zrobić za ciebie? 
- Wybierz coś, bo ja bez okularów takich małych literek nie widzę. Tylko żebym wiedziała jak to jeść!
Natasza roześmiała się. 
- Nie obawiaj się, to dobra polska kuchnia. 
- Dobra polska kuchnia to jest u mnie w garnku. - Bogusia zawsze starała się postawić na swoim.
- Znalazłam się w bardzo niezręcznej sytuacji - w oczach Nataszy zamigotały wesołe iskierki. - Cokolwiek bym teraz nie odpowiedziała, będzie źle przyjęte. Jeśli powiem, że obiad tutaj jest lepszy niż ten w twoim garnku, obrazisz się. A jeśli powiem, że żadna potrawa nie dorówna twoim, zadasz mi pytanie co tu robimy i po jaką cholerę cię tutaj przywiozłam. Jak mam ci odpowiedzieć, żebyś dostrzegła sens przyjazdu tutaj?
- Wymyśl coś. Jesteś przecież prawnikiem. - Bogusia po raz pierwszy od przyjazdu do Kazimierza, uśmiechnęła się. 
- Przy tobie to żaden prawnik nie ma szans - odpowiedziała Natasza, dając wzrokiem znać kelnerowi, że są gotowe złożyć zamówienie. 
Elegancki kelner pojawił się natychmiast, a Natasza, spoglądając w otwartą kartę Bogusi, poprosiła o dania, które wybrała. 
- Patrzył na ciebie z wyraźnym zainteresowaniem. - Bogusia obejrzała się za kelnerem oceniając, czy nadawałby się na randkę z jej córką. 
- Mamo, był po prostu uprzejmy. To jego praca.
- Nie mogłabyś tak choć trochę zaszaleć i przestać być tak oficjalna? Czy ty w ogóle się z kimś spotykasz, czy żyjesz tylko tą swoją pracą? 
- Chciałam zauważyć, że formalnie nadal jestem mężatką. - Natasza zapatrzyła się na Wisłę widoczną z okna restauracji. Niełatwo było o tym rozmawiać z kimkolwiek, a szczególnie z własną matką. 
- No to najwyższa pora to zmienić. - Bogusia patrzyła na córkę wyczekująco. - Jak długo będziecie tkwić w tym chorym układzie? On z inną kobietą, a ty samotnie. Życie ci ucieka, a ty się na to godzisz. 
- Mamo, to wszystko nie jest takie proste... 
- Owszem, jest proste. - Bogusia dotknęła zimnej dłoni córki. Natasza drgnęła. Nie była przyzwyczajona do prostych gestów, które w wielu rodzinach są po prostu czymś naturalnym. - Rozwiedź się z nim i nie pozwól, aby takie trwanie w fikcji niszczyło cię. Sama powiedz, co z ciebie za mężatka, skoro twój mąż wybrał inną kobietę i własny sposób na życie, w którym dla ciebie zabrakło miejsca? 
Natasza nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo przystojny kelner z czarującym uśmiechem skierowanym w stronę obu kobiet, postawił przed nimi smakowicie pachnące dania.
Natasza spojrzała na apetycznie wyglądającego dorsza i odwzajemniła uśmiech kelnera. 
- Dziękuję.
- Proszę bardzo - jego głos był równie miły jak uśmiech. - Czy życzą sobie panie do tego dania lampkę wina? Polecam cuvee blanc de blancs. 
- Ja dziękuję, jestem kierowcą. Ale dla ciebie zamówię, mamo. 
- Wiesz, że po winie jestem jeszcze rozmowniejsza niż zwykle? - Bogusia uśmiechnęła się jak dziecko, które ma zamiar coś nabroić. 
- Jakoś to przeżyję - odpowiedziała Natasza i zwróciła się do kelnera. - Jedną lampkę wina, poproszę i jedną czarną herbatę.
- Oczywiście, proszę pani. 
- I numer pana komórki - dorzuciła Bogusia, a zaczerwieniona Natasza spojrzała na własną matkę tak, jakby za chwilę miała ją udusić. 
- Oczywiście, proszę pani - odpowiedział kelner miłym i jakby bardziej zmysłowym głosem, spojrzał na Nataszę z błyskiem w oku i odszedł, zostawiając obie panie sam na sam z dorszem. 
- Mamo, jak mogłaś?! - syknęła Natasza, upewniając się, że mężczyzna oddalił się na tyle, że ich nie usłyszy. 
- Jakbym czekała, aż sama się tym zajmiesz, umarłabym ze starości. Czasami nie wierzę, że jesteś moją córką. Zaszalej trochę, mała.
- Wystarczy, że jedna z nas w tej rodzinie to potrafi - mruknęła Natasza, nadziewając na widelec opieczonego ziemniaczka.
- Powiem ci, że nie żałuję ani jednej decyzji, którą w życiu podjęłam, więc sama widzisz, że szaleństwo też  jest potrzebne. 
Natasza milczała, zajęta swoim obiadem. Życie uczuciowe jej matki było rzeczywiście szalone i burzliwe, ale czy przez to była ona szczęśliwsza? A sama Natasza? Czy przez to, że za wszelką cenę starała się być rozsądna i odpowiedzialna za każde powierzone jej zadanie, nie zapłaciła za wysokiej ceny? 
- Jagoda przylatuje na krótki urlop na początku czerwca - przerwała panującą przy stole ciszę, chcąc zmienić krępujący temat jej życia uczuciowego. 
- Powiedziałaś jej o wszystkim? 
Natasza skinęła głową. 
- Ona nie jest już dzieckiem, mamo. Jest mądrą kobietą, która czasami wydaje mi się bardziej zaradna niż ja. 
- Oboje z Radkiem daliście jej wszystko, czego potrzebowała, łącznie z miłością i uwagą. A poza tym ma dobre geny babki, więc ona w życiu sobie poradzi. Bardziej martwię się o ciebie.
Natasza westchnęła.
- Czy możemy porozmawiać o czymś innym i bardziej interesującym? 
- Oczywiście. - Bogusia odsunęła od siebie pusty talerz i wytarła usta serwetką. - Podoba ci się ten kelner?
Natasza pokręciła głową i roześmiała się. 
- Trudno z tobą wytrzymać, wiesz? 
- Wiem. I dlatego Staszek mieszka oddzielnie. Dzięki temu jeszcze się dobrze ze sobą czujemy, a czasami nawet za sobą tęsknimy. 
Natasza dokończyła swoje danie i złożyła sztućce razem, komunikując kelnerowi, żeby zabrał puste talerze. Nie do końca mogła w to uwierzyć, ale miała wrażenie, że coraz lepiej czuje się w Lublinie. Czasami tęskniła jeszcze za Warszawą, szczególnie za jej życiem kulturalnym i nieustannym pędem, który zmuszał do działania; ale ciepła atmosfera Lublina otulała ją sobą, jak polarowy koc zmarznięte stopy. Jej relacja z matką też się poprawiała. Obie wciąż jeszcze szukały drogi do siebie, ale coraz więcej rzeczy były w stanie sobie powiedzieć i chętnie spędzały czas ze sobą. Natasza wierzyła, że jej życie ma jeszcze wiele do przekazania, musi się tylko wsłuchać uważnie w to, czego tak naprawdę pragnęła kobieta, która każdego wieczoru spoglądała na nią z lustra smutnym wzrokiem.   cdn... 
Monika A. Oleksa 

Fot. Marcin Piotr Oleksa
   
Serdecznie zapraszam na spotkanie ze mną 25 maja, niedziela, w godzinach 11.00 - 12.00, na Warszawskich Targach  Książki (Stadion Narodowy) przy stoisku Wydawnictwa Zysk i S-ka :D                      

Komentarze

  1. Pyszne to danie, które nam dzisiaj zaserwowałaś - kawałek dobrej... hm... smacznej :) literatury.
    Dziękuję Moniś i nadal będę nudna - czy te czwartki nie mogłyby być chociaż ze dwa razy w tygodniu? :)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru