Wtorkowe spotkania kulturalne: Sade - moja miłość

Fot. Marcin Piotr Oleksa 

Niski, melodyjny głos z ciepłą barwą, która przyciąga i magnetyzuje. Mieszanka muzyki soul ze smooth jazzem, doskonała dla ucha, łagodząca rozdrażnienia i otulająca sobą jak miły, zimowy pled. Na jej najnowszą płytę "Soldier of love" ( Żołnierz miłości) kazała czekać bardzo długo - aż dziesięć lat, ale było warto! Sade pokazała, że jest jak najlepsze wino, z wiekiem nabiera nowego, niepowtarzalnego smaku, i za każdym razem odkrywa się ją na nowo. Przy tym wszystkim pozostaje skromnym człowiekiem; artystką, której popularność nie zawróciła w głowie pomimo tego, że od ponad dwudziestu pięciu lat jest uwielbiana przez rzesze fanów.
Perfekcjonistka we wszystkim co robi, i za co się zabiera. Zarówno w swoje piosenki, jak i przygotowanie koncertów wkłada całą siebie, nie uznając rozwiązań połowicznych. Dlatego każdy wykonany przez nią utwór, czy to w studiu nagraniowym, czy na scenie - jest doskonały. Sade nie zostawia miejsca na bylejakość, ona wyznaje zasadę: Jak już coś robisz, zrób to naprawdę dobrze, albo odpuść sobie i nie zabieraj się za to w ogóle. 
Taka już jest. Subtelna, ale jednocześnie porywająca. Delikatna w swoich utworach, ale potężna w sile, z jaką je wykonuje. Doskonale przygotowana do spotkania z publicznością, która zamiera, gdy Sade wchodzi na scenę. Wrażliwa, co nie ułatwia życia we współczesnym świecie,  i tak bardzo ludzka. Nie jest gwiazdą, lecz cudowną kobietą z niezwykłym głosem, którym potrafi zaczarować. 

Fot. Marcin Piotr Oleksa 

Odkryłam ją poprzez mojego męża, prawie dwadzieścia lat temu. Dzieląc z nim swoje życie, chciałam dzielić również i to, co dla niego ważne. Z każdą wysłuchaną płytą moja fascynacja muzyką wykonywaną przez Sade, wzrastała. Płyta "Lovers Rock" z 2000 roku stała się moim lekiem na gorsze dni i antidotum na depresje, które nadchodziły, a ukochana piosenka "By Your Side" wciąż pozostaje numerem jeden na mojej osobistej liście ponadprzebojów. Kiedy słyszę palce ślizgające się po strunach gitary, po prostu zamieram, a wszystko we mnie drży w oczekiwaniu na więcej. 
Słowa, które Sade sama pisze do swoich piosenek, zatrzymują. Są ponadczasowe z treścią, w którą można się wsłuchać, a nie jedynie prześliznąć po niej w takt skocznej muzyki, która często jest po prostu hałasem. W swoich utworach artystka porusza wiele tematów bliskich każdemu człowiekowi. Śpiewa o tęsknocie i samotności, o szukaniu i odnajdywaniu, o rozczarowaniu i zaufaniu. O miłości, której warto dać się poprowadzić i o walce o samą siebie i o to, w co naprawdę wierzy. Każdy kawałek na którejkolwiek jej płycie przesycony jest mądrością słów, docierających prosto do serca, i ubranych w muzykę, która wycisza i wciąga w świat dźwięków, z którego nie chce się wychodzić. Sama Sade mówi: "Nagrywam płytę tylko wtedy gdy czuję, że mam coś do powiedzenia". Dlatego milczy przez długie lata, dojrzewając do słów, które chce przekazać. 
Jej muzyka jest dla mnie jak pigułka na stres. Łagodzi napięcie wypełnionej po brzegi obowiązkami codzienności, czasami ociera łzy, skraca tęsknotę i wypełnia samotność. 

Fot. Marcin Piotr Oleksa 

Trzy lata temu, dokładnie 11 listopada, miałam ogromną przyjemność obejrzeć i wysłuchać koncertu Sade na żywo, w hali Atlas Areny w Łodzi. Ten koncert był prezentem imieninowym dla mojego męża, Marcina, który od wielu lat marzył o tym, aby być osobiście na koncercie tej fascynującej artystki. Warto było czekać na rzadką okazję, bo Sade mało koncertuje, a na rynku muzycznym pojawia się nagle z dobrą płytą, a potem znika na długie lata. "Możesz jedynie rozwijać się i wzrastać jako artysta, jeśli dasz sobie czas, aby wzrastać jako osoba," - mówi Sade. "Wszyscy jesteśmy rodzicami, nasze życie zmienia się. Nie mogłam nagrać płyty "Soldier of love" wcześniej, i chociaż moi fani bardzo długo na nią czekali - i jest mi przykro z tego powodu - wiem, że powstała we właściwym momencie i jestem z niej niesamowicie dumna." 
Ze wspólnego koncertu pozostały niezatarte wspomnienia, wciąż żywe, szczególnie gdy w tle wyciszonego domu słychać kojący głos Sade, a apetyt na kolejne spotkanie i następną płytę wzrósł ogromnie. Na dzień dzisiejszy musi mi wystarczyć jednak to, co jest, i czym ta charyzmatyczna artystka do tej pory mnie obdarowała. Za każdą nagraną piosenkę - dziękuję i wiem, że następne zaskoczą mnie tak, jak ostatnia płyta - dojrzałością, wrażliwością i magią, której nie można się oprzeć słuchając Sade. 
Monika A. Oleksa 

Fot. Marcin Piotr Oleksa 




      

Komentarze

  1. Witaj Moniko:)
    Ja także bardzo lubię Sade, zachwyca muzyką i niezwykłą urodą:) Dla mnie jest mistrzynią w budowaniu klimatu zadumy, refleksji, a także królową ballady:)
    Masz rację, Sade jest wciąż taka sama, ma klasę, styl, jest fenomenem muzyki:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak miło widzieć Cię tutaj, Moniko :)
      Sade ma w sobie coś takiego, że nie sposób się jej oprzeć. Jej koncert był dla mnie niezwykłym przeżyciem, wtedy po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłam, jak wielu ma fanów, i jak dużym cieszy się szacunkiem za swoją klasę i styl, o którym piszesz. Gdy słucham jej utworów w drodze do pracy, wyciszam się i uspokajam. Jest niesamowita.
      Pozdrawiam Cię bardzo ciepło:)
      M.

      Usuń
  2. Pięknie opisałaś Moniczko muzykę Sade, której nigdy chyba nie słuchałam. Na moje wieczorne robótki, połączone z rozmyślaniami - będzie chyba w sam raz. Zaraz zobaczymy... Dam znać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakochałam się w niej wiele lat temu i dotąd nikt jej nie zdetronizował:) Koi, a teraz szczególnie mi tego potrzeba.
      Ściskam Cię mocno, Gabrysiu! I tęsknię za Wami... :(
      M.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru