Wena
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Siedziała na stole i machała długimi nogami, w nosie mając moją prośbę, aby dała mi z siebie coś więcej. Założone na piersi ręce i naburmuszona mina wyraźnie dawały do zrozumienia, że się dąsa. I, niestety, dobrze wiedziałam dlaczego.
- Słuchaj, zostało mi niewiele czasu. Czy ty wiesz w ogóle, co to jest deadline?
Wena nic nie odpowiedziała, tylko lekceważąco machnęła nogami. I jak z nią rozmawiać skoro w głowie pustka?
- Proszę cię, jedna kluczowa scena. Z resztą sobie poradzę.
Cisza. Nie reagowała, zupełnie jakby nie było mnie w tym pokoju, jakbym była niewidzialna.
- Wena, nie bądź taka, proszę. Nie opuszczaj mnie w takim momencie! Odpoczniesz za dwa tygodnie. Wyjedziesz gdzieś, pozwiedzasz, poleniuchujesz. Obie od siebie odpoczniemy, ale jeszcze nie teraz.
Wzruszyła ramionami i odwróciła głowę, udając że mnie nie widzi. Była zazdrosna. Wiedziałam o tym. zazdrosna o mój czas i uwagę. Nie mogłam żyć jak artysta, zatopiona tylko w tym, co ubierałam w słowa, w świecie fikcji i zmyślonych zdarzeń. Nie mogłam poświęcić wszystkiego Sztuce, bo codziennie czekało na mnie Życie. Ze wszystkimi swoimi blaskami i cieniami, z całym bagażem i nadbagażem. Z codziennością wypełnioną po brzegi od rana do późnej nocy. Wena była tylko jedną z części składowych i nie umiała tego zaakceptować. Bo chciała być najważniejsza. Nie potrafiła zrozumieć, że właśnie to wypełnione i zabiegane Życie daje mi inspirację, podsuwając obrazy, tematy i problemy przefiltrowane później przez moje pióro. Wena chciała królować niepodzielnie, a ja nie mogłam się na to zgodzić, zatapiając wyłącznie we własnym świecie. Bo to właśnie Życie mnie ubogacało, zwracając często uwagę na takie szczegóły, które łatwo przeoczyć, nie zauważyć lub zignorować. Wena tego nie rozumiała. A może rozumiała, ale nie chciała się do tego przyznać?
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
- Doszłyśmy razem prawie do końca. Prowadziłaś mnie, zaskakując efektem tego, co razem stworzyłyśmy. Zostały ostatnie strony i finał, a ty chcesz mnie teraz tak po prostu zostawić?
Machała nogą, oglądając swoje paznokcie u rąk.
- Bez ciebie nie dam rady. Nie rozpracuję tego, za bardzo się wszystko skomplikowało. Pomóż mi, proszę.
- Co jest prawdą, a co iluzją? - mruknęła, nie patrząc na mnie. - Gdzie jest granica między usprawiedliwionym miłością poświęceniem, a zwyczajnym kłamstwem, które chce być usprawiedliwieniem? Czy wybaczenie naprawdę uwalnia?
Popatrzyłam na nią łagodnie.
- Ty też ich polubiłaś.
- Bo są prawdziwi. - Podniosła głowę i w końcu na mnie spojrzała. - Ludzcy. Z wszystkimi słabościami człowieka, i z pragnieniami, jakie ludzie noszą w sobie.
- To ty nauczyłaś mnie ich słuchać - szepnęłam.
- Czasami za bardzo wnikliwie się im przyglądasz.
- Nie umiem inaczej. Zawsze staram się zrozumieć, nawet to, co z pozoru oczywiste.
Wena wyciągnęła rękę i dotknęła mojego policzka. Jej dotyk był delikatny i dawał nadzieję, że ze wszystkim sobie poradzę i zdążę w wyznaczonym terminie.
- Sztuka wymaga poświęcenia, wiesz?
Skinęłam głową.
- Wiem. Dlatego daję jej z siebie naprawdę wiele. Ale nie mogę oddać wszystkiego. Mam tylko jedno życie.
Fot. Monika A. Oleksa |
- Niełatwo się z tobą pracuje, ale na szczęście umiesz słuchać. Dopuść może Julię do głosu, w końcu odgrywa w tej książce kluczową rolę?
- A co z Pawłem i Mikołajem?
- Idź za nimi śladami Zosi. Ona rozumie dużo więcej, niż wszystkim się wydaje.
- Pomożesz mi?
Wena skinęła głową.
- To przecież nasza wspólna książka.
Chciałam ją uściskać, ale wiedziałam, że jest na to zbyt ulotna. Jak myśl, która przychodzi i niezapisana, ucieka bezpowrotnie. Przez tyle lat wspólnego życia stworzyłyśmy z Weną dobry układ. Czasami się posprzeczałyśmy, czasem na siebie podąsałyśmy, ale rozumiałyśmy się nawzajem i starałyśmy się zaakceptować nawet to, co nas w sobie drażniło. Byłyśmy jak partnerzy w biznesie, obu nam zależało na tym samym - na dobrej książce. I choć każda z nas miała swoje własne metody i inny styl pracy, kiedy łączyłyśmy siły, efekt zaskakiwał również nas. Dlatego uwierzyłam, że zanim zakwitną jabłonie, książka z jabłoniami w tle będzie już skończona...
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Serdecznie zapraszam na wiosenną trasę autorską na Śląsku: Kalendarz Spotkań
Moniko!
OdpowiedzUsuńTy wiesz, jak bardzo niecierpliwie czekam na to, co Ci ta wena objawiła (-: Pozdrawiam serdecznie (-:
Reniu, wiem, wiem, ale dobra wiadomość jest taka, że książka jest już w rękach Wydawcy! :-)
UsuńPozdrawiam Cię ciepło i wiosennie!
M.
Witam Pani Moniko,niech wena Panią częściej odwiedza,tak jak moje inne ulubine polskie autorki :-)
OdpowiedzUsuńBardzo się obie z Weną zżyłyśmy, więc raczej mnie nie opuści. Wprowadziła się do mojego domu na dobre :D.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
M.
Droga Moniko! Już z niecierpliwością czekam na nową książkę. Życzę dalszych sukcesów w karierze i czekam na kolejny ciekawy post! :-)
OdpowiedzUsuńZ serca dziękuję za takie słowa, bo naprawdę unoszą skrzydła i dają dobrą energię! Nowa książka już niebawem, mam nadzieję, że przylgnie do serca Czytelników, a moi są naprawdę wyjątkowi!
UsuńPozdrawiam ciepło i bardzo serdecznie :)
M.
Kochana Weno, bądź dobra dla Naszej Moniki: )
OdpowiedzUsuńKochana Agnieszko, obiecała, że nie będzie mnie opuszczać na dłużej:). I choć teraz chcę ją wysłać na krótki urlop, zadomowiła się na dobre :D
UsuńPozdrawiam Cię cieplutko i wiosennie!
M.
Byłam sfrustrowana i zdruzgotana, gdy mój mąż zażądał rozwodu. Potem skontaktowałam się z Dr DAWN, po tym jak zobaczyłam wiele świadectw o tym, jak Dr DAWN pomógł tak wielu ludziom przywrócić pokój w ich małżeństwach i związkach,
OdpowiedzUsuńZobaczyłam też jak leczył różne choroby i pomagał niewielu osobom w leczeniu niepłodności i postanowiłam się do niego zwrócić o pomoc,
Obiecał pomóc, kiedy po tym, jak mu wszystko wytłumaczyłem, zapewniłem wszystko, o co prosił, a on zrobił swoje, teraz mój mąż bardzo mnie kocha i traktuje troskliwie. Mój dom jest taki spokojny i pełen szczęścia, a wszystko dzięki Dr DAWN,
Skontaktuj się z nim, jeśli masz obecnie jakiś problem. To WhatsApp: +2349046229159
E-mail: dawnacuna314@gmail.com