Świąteczna Bajkolandia - część trzecia

Mikołaj i jego elf :)

Razem z Mikołajem weszliśmy przez okno do starej, opuszczonej fabryki. Roiło się tam od zakurzonych pudeł i dziwnych rur na suficie. Schowaliśmy się za jednym z tekturowych pudeł i... oto co ujrzeliśmy.  
Na środku pomieszczenia stały metalowe klatki, w których leżały zmartwione i bardzo słabe elfy. Obok klatek ktoś stał. Ów "ktoś" to słynny Nick Salefens, główny wróg Mikołaja oraz przeciwnik świąt Bożego Narodzenia. Stał, wykrzywiając się w złośliwym uśmieszku do biednych pomocników Mikołaja.
- W te święta wszyscy przestaną w was wierzyć. Nikt już nie dostanie prezentów. Będzie tylko smutek i rozgoryczenie! 
Żaden elf nie zdołał wykrztusić ani jednego słowa. Nawet ich dowódca, elf Kapitan, leżał trzęsąc się ze strachu. 
- I co teraz będzie? - zapytałem brodacza. - Przecież tamten kolo jest uzbrojony! 
Zauważyłem nóż przypięty do jego pasa. 
- Hmm... - zamyślił się Mikołaj. - Może zdołamy przemknąć niepostrzeżenie, kiedy on będzie spał w najlepsze. Jest jednak obawa, że nas zauważy. 
- Proszę, nie mów mi o obawach, Mikołaju. To mnie bardzo stresuje. 
- Już nic nie mówię! 
Przemknęliśmy za kolejną skrzynią, zza której widzieliśmy lepiej tron Nicka, zbudowany z drzewa dębowego. Usadowiwszy się na nim, chwilę zerkał w stronę klatek, lecz potem... ogarnął go sen. 
- Poczekajmy chwileczkę. Zaraz pójdziemy ich odbić. 
Czas przedłużał się niemiłosiernie. Jedna minuta to jakby cała wieczność. Wreszcie Mikołaj zarządził odbicie przyjaciół. Włosy mi się zjeżyły na samą myśl o tym, że Nick teraz wstanie i ... chyba wiecie, co będzie dalej. 
Dreptaliśmy małymi kroczkami. Postanowiliśmy, że pójdziemy za tronem Nicka. Gdy przechodziliśmy już na drugą stronę, mężczyzna nagle drgnął. 
- Mamo! Daj mi jeszcze pięć minut snu, dobrze? - odezwał się. - Potem zjem obiadek i pójdziemy na spacerek. 
- OK, ale zaraz wstajesz. Nie lubię się spóźniać, przecież wiesz o tym. - To zdanie Nick wypowiedział zupełnie innym głosem, jakby nie swoim. Nastąpiła chwila ciszy. 
- Nie spóźnimy się. Wstanę, jak chciałaś - przekręcił się na bok i zaczął chrapać. 
Mikołaj dał znak, byśmy szybko uratowali elfy. Trzeba było być bardzo cicho, żeby nie obudzić wroga.
Gdy podeszliśmy do Kapitana, ten z trudem wstał, a jego błagalny wzrok mówił: "Pomóżcie mi!". Święty Mikołaj wyjął dziwny, kanciasty klucz i włożył go do zamku klatki. Ta skrzypnęła lekko i... otworzyła się. 
- Ten klucz otwiera każdy zamek albo kłódkę - wyjaśnił mi brodacz. - Teraz czas odbić elfy. 
Z resztą klatek nie było problemu. Wszyscy pomocnicy Mikołaja milczeli po otwarciu klatek. Z ostatnim elfem był kłopot. Zaprzyjaźnił się ze swoim więzieniem i nie chciał wyjść! Potrzeba było aż sześciu elfów, aby go stamtąd wyciągnąć. W końcu wszyscy byliśmy razem. Podszedłem do drzwi, żeby je otworzyć (zawsze jestem miły i kulturalny), lecz... coś było nie tak. Tron Nicka Salefensa był pusty. 
- No, no, no! Ktoś próbował uciec. Tym razem ci się to nie uda, Mikołaju. 
W tym momencie zza drzwi wyskoczył Nick i... złapał mnie mocno za ramiona. 
- Puszczaj! Puszczaj!!! - krzyknąłem. Serce biło mi jak szalone i ledwo łapałem oddech. Nick wykrzywił swoją twarz w podłym uśmieszku. 
- Teraz musisz wybrać, Mikołaju. Albo dzieciak, albo przyjaciele... 
Ten moment był najtrudniejszy. Święty Mikołaj musiał wybrać, i to wybrać dobrze... cdn...
Miłosz Oleksa 

       
 

Komentarze

  1. No własnie, co będzie dalej? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pierwszy raz na Twoim blogu i niespodzianka, prawdziwa pisarka. Muszę koniecznie przeczytać którąś z Twoich książek .Pozdrawiam serdecznie i w nadchodzącym roku życzę dużo weny! Obserwuję.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru