Literackie Czwartki: Nadbużańska opowieść
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Są takie miejsca, z pozoru nieciekawe, często pozostawione same sobie i przykucnięte gdzieś na mapie Polski, które wdzierają się do serca człowieka pomimo swojej niepozorności, i mają w sobie to "coś", co zachwyca, przyciąga i nie daje o sobie zapomnieć. Rok temu odnalazłam takie miejsce tuż nad Bugiem. Świerże, otulone listopadową mgłą, niemalże mistyczne, skryte za zasłoną mroku, wdarły się tak głęboko w moje serce serdecznością mieszkańców i niepowtarzalną atmosferą, że powracam tam poszukując tego, co odnalazłam w tej miejscowości - życzliwość i ciepło ludzi, które stamtąd wywożę; miłość do miejsca, z którego są dumni i bezinteresowna praca, dzięki której Świerże pięknieją i jeszcze dużo będzie o nich słychać...
Wszystkim mieszkańcom i przyjaciołom Świerż - dedykuję...
Świerże, cicho brzmiące owadzią muzyką
z pięknem Bugu w krajobraz wpisanym
szumem dębów i leśną klasyką
w pięciolinię nut wkomponowanym.
Miejsce skrzętnie na mapie ukryte
z sercem ludzi podanym na dłoni
witającym przybyłych z uśmiechem
z ciepłem słowa wychodzącym do nich.
Park Podworski na spacer zaprasza
cień historii w alejach rozsnuwa
w liście grabów wspomnienia powplata
śpiewem ptaków uwagę przykuwa.
Kasztanowa Altana w cieniu koron ukryta
na spoczynek zaprasza strudzonego wędrowca
tu hrabina w leśne mgły spowita
z ciekawością zerka spod tulipanowca.
A ci co wciąż trwają, choć minęły lata
na bieg Bugu patrzą urzeczeni
u jego brzegu historia się splata
a przeszłość dziś przyszłość odmieni.
Monika A. Oleksa 30 sierpnia 2015r
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Nad Bugiem wstawał nowy dzień. Świerże budziły się do swoich obowiązków, witając ten sierpniowy poranek wdzięcznym śpiewem ptaków, dziękujących Stwórcy za cud istnienia, i odgłosami rozpoczynającej się pracy mieszkających tu ludzi.
Jasne promienie słońca zajrzały ciekawie do sypialni, przysiadając na poduszce, a potem delikatnie i pieszczotliwie dotknęły swoim ciepłem policzka śpiącej kobiety. Celina uśmiechnęła się nieświadomie, i będąc jeszcze na pograniczu snu i jawy, przekręciła się na bok, uciekając przed jaskrawym i drażniącym zamknięte oczy blaskiem. A słońce nie odpuszczało. Coraz śmielej wchodziło do sypialni, jakby chciało zawołać: "Spójrz jaki piękny dzień! Szkoda go marnować na sen."
Celina otworzyła oczy i przeciągnęła się leniwie, a potem usiadła na łóżku, wsłuchując się przez moment w ciszę poranka. Zwabiona grą światła na umytej przed paroma dniami szybie wstała i podeszła do okna, otwierając je na oścież. Zapach lata wpadł do środka wraz z brzęczącą osą. Celina przymknęła oczy i syciła się orzeźwiającym chłodem poranka i słodyczą owocowych drzew, którą wyczuwała w powietrzu. Pod powiekami miała Bug, który był tuż na wyciągnięcie ręki. Ten widok rzeki kochała ponad wszystko. Nurt, który przyspieszał i zwalniał, w zależności od zmiennego nastroju rzeki i Park Podworski, powoli wracający do lat swojej świetności dzięki bezinteresownej inicjatywie tutejszych mieszkańców, chcących zachować od zapomnienia ważny kawałek ciekawej historii. Ten park i Bug były całym sensem jej trwania tutaj. Kochała Świerże i pielęgnowała wspomnienia, które łączyły ją z tym miejscem. Po śmierci Tadeusza nie pozwoliła dzieciom zmienić tutaj niczego. Nie pozwoliła się również stąd zabrać, choć tak przecież byłoby wygodniej. Dla nich, bo miałyby ją bliżej i nie musiałyby marnować swojego cennego czasu na to, aby tu przyjeżdżać i jej doglądać. Na szczęście Celina jeszcze doskonale sobie radziła sama, a jak coś stawało się ponad jej siły, prosiła o pomoc. Tego też się w Świerżach nauczyła. Schowała głęboko do szuflady dumę doktorowej i wyszła do ludzi komunikując, że nie jest tak niezniszczalna, jak dotąd o sobie sądziła. Upływający czas rozdzielał równo pośród wszystkich, choć czasami dla jednych był łaskawszy, a innym dokładał. Ona umiała się z nim zaprzyjaźnić. Z czasem, który leczył i dokądś zmierzał. I prowadził ją przez życie, teraz już łagodnie, choć dawniej jego ścieżki były bardzo wyboiste. Promień słońca zaplątał się w koronę żółknących po upalnym lecie drzew w Parku Podworskim. Celina uśmiechnęła się do siebie i tego pogodnego dnia, który dopiero się zaczynał. Miała dziś w sobie dużo siły. Na tyle dużo, aby odwiedzić Kasztanową Altanę, która pomimo upływu pół wieku, wciąż powodowała, że serce Celiny trzepotało jak wtedy, tamtego lata, gdy życie ją tak zaskoczyło. A potem podarowało jej najpiękniejsze chwile, o których już nigdy nie pozwoliło zapomnieć.
Celina otworzyła szerzej okno i wciągnęła zapach Świerż, którego nie było w stanie zastąpić żadne inne miejsce na ziemi. Była gotowa na przyjęcie tego wszystkiego, co jej dzisiejszy dzień przyniesie. Sama była go ciekawa. Miała się dzisiaj spotkać z Zofią i Ewą. Grupa Odnowy Świerż walczyła o to miejsce, które miało w sobie tyle prostego piękna i nadbużańskiego klimatu, a tak bardzo o nim zapomniano, zresztą zupełnie jak i o całym wschodzie Polski, zawsze traktowanym jak prowincja i niewarty uwagi zaścianek. Celinę to irytowało, a Tadeusz wyciszał jej emocje wskazując na to wszystko, co oni mieli na wyciągnięcie ręki, a czego inni nie potrafili sobie nawet wyobrazić. Nieujarzmiony Bug, codziennie inny, zaskakujący, często mroczny i wpisujący się w serce miłością, bez której Celina już nie potrafiła żyć. I te łąki, lasy i pola, układające się wielobarwną mozaiką jak pociągnięcie pędzla artysty, który w stworzenie tego dzieła wkłada swoje serce. Naturalne piękno, które dostawała codziennie wyglądając przez okno swojego domu. Tak, w takich chwilach musiała przyznać Tadeuszowi rację. Mieli więcej, niż inni mogli sobie nawet wyobrazić.
Brakowało jej Tadeusza, jego opanowania i spokoju, którym łagodził jej niepokój. Odszedł niedługo po tym, gdy zrozumiała, ile dla niej poświęcił i czym jest prawdziwa miłość.
Nie, nie będzie poddawać się dzisiaj melancholii! Dzień jest za ładny na to, aby zagrzebać się w smutnych wspomnieniach. Nie wiadomo, ile jej jeszcze takich dni zostało, zamierzała wykorzystać ten na dobre rzeczy i miłe spotkania. Odwiedzi dziś panią Beatkę, bibliotekarkę, która zawsze z serdecznym uśmiechem podsuwała jej książki warte przeczytania, a przy okazji podziękuje Monice za ciasto, które od niej dostała. Świerżanie dbali o nią, ale Celina nie miała złudzeń, że robią to głównie przez pamięć o Tadeuszu. Ona była tylko doktorową, a on ich przyjacielem. Człowiekiem, którego pamiętali i cenili za bezinteresowną pomoc i ludzkie serce, którego Celina tak długo docenić nie umiała. "Zupełnie jak Barbara Niechcic", pomyślała i uśmiechnęła się smutno. Tęskniła za Tadeuszem z każdym upływającym rokiem coraz bardziej. W tym jednym przypadku czas nie leczył ran, ale je rozdrapywał, a Celina miała już w sobie coraz mniej sił, aby z tym walczyć...
Monika A. Oleksa - fragment książki, która gdzieś tam, powoli się układa...
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Moniś - dobrze, że Świerże to nie facet, bo jeszcze byśmy się o niego pokłóciły :) A tak spokojnie kochamy sobie- Świerże - obie :) A ja już jutro nad Bugiem zasypała będę, tak pięknie opisałaś klimaty, że chyba już dziś nie zasnę...
OdpowiedzUsuńAż chce się tam być i tego wszystkiego doświadczyć, ale najbardziej podobają mi się ci ludzie dumni z okolic, gdzie mieszkają i tak serdeczni... Pozdrawiam jesiennie:-)
OdpowiedzUsuńPodziwiam w jaki sposób przyciągają Cię takie miejsca. I jak pięknie potrafisz o tym napisać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Pięknie wysnuta opowieść (-: Cieszę się, że będzie miała swoją kontynuację (-: I jak zwykle piękne zdjęcia (-: Pozdrawiam (-: R.
OdpowiedzUsuń