Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2014

Miejsce, które leczy

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa  Tęsknota boli. Wielokrotnie tego doświadczyłam. Ból w sercu, które chciałoby być obok tych, których w sobie zapisało, zapamiętało i których pokochało. Jak najbliższą rodzinę. Serce przyjmuje ludzi bez zastrzeżeń. Nie stawia warunków, ani wymagań. Po prostu otacza i obejmuje sobą. To rozum porządkuje później po swojemu; podszeptując i wytykając. Nakreślając granice, których nie powinniśmy przekraczać. Serce i rozum. Dzieli je jedynie czterdzieści centymetrów, a jednak nie potrafią się dogadać...  Moje serce ma dużo do powiedzenia. Potrafi tupnąć nogą i, wbrew rozsądkowi, kolejny rok, dziewiąty z rzędu, powraca do miejsca, które leczy, i do ludzi, którzy są dla tego mojego poranionego życiem i ludzką złośliwością serca, najlepszym opatrunkiem. Przez długie miesiące jesienno-zimowe, musi mi wystarczyć jedynie ciepło głosu i telefon, który łączy dwa odległe zakątki Polski. Z nadejściem wiosny, przychodzi nadzieja i oczekiwanie, natomiast lato obdarowuje m

Tobie, Aniu...

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa "Ania" to najdelikatniejsze imię, jakie może nosić kobieta. Jest melodią, którą chce się słuchać, i która tak wiele ma do opowiedzenia. Ta melodia ma w sobie ciepłą nutę, którą chce się dzielić, i robi to najpiękniej jak potrafi. "Ania" to lipcowy dotyk słońca, które zagląda w okno od wczesnego rana, i szumiący między liśćmi letni wiatr, szepczący drzewom przynoszone im opowieści. To również symfonia letnich dźwięków, rozbrzmiewająca w rozłożonych i wyciągających swe główki i łodygi ku słońcu, kwiatach; w wysokiej, rozkołysanej trawie, i między konarami drzew. "Anna" to również muzyka, płynąca łagodnie w  lipcowym wieczorze, do której świerszcze dostrajają swoje instrumenty, i przy której człowiek milknie, zasłuchany w koncert, skomponowany przez naturę. Ania, pomimo kruchości tego imienia, ma w sobie siłę kobiety, która wiele jest w stanie unieść. Jest jak piękny kwiat, z wrażliwymi na dotyk płatkami, ale łodygą, którą n

Wtorkowe spotkania kulturalne: Barbara Smal "Wędrowiec"

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa "Czekanie jest zawsze drogą. Prowadzi do czegoś, albo kogoś. Warto mu się poddać wbrew wyrywającej się z głębi niecierpliwości. Wbrew wszystkiemu. Warto iść." "Wędrowiec"  Basi Smal idzie właśnie w taki sposób. Przemierza ulice dużego miasta, do którego kiedyś przyjechał, słuchając pragnienia własnego serca. Pragnienia miłości, po którą odważył się wyciągnąć rękę. Zaufał jej i uwierzył w to, że go poprowadzi. I że nie zawiedzie, i nie opuści.  "Tylko miłość warta jest tego, by za nią iść. Gdziekolwiek. Bo jest sensem i pełnią. Wypełniając sobą, nadaje sens życiu." Przewrotny los napisał scenariusz, którego człowiek nie potrafił przyjąć. Jednym wydarzeniem spowodował, że cały świat mężczyzny rozpadł się na drobne, ostre kawałki, raniąc go boleśnie. Ucieczką było zapomnienie i znieczulenie, po które sięgnął, tracąc wszystko. Również swoją godność i człowieczeństwo. Ucieczka donikąd i całkowity upadek, z którego jednak

Opowieści nadmorskiego kamyka

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa Odwieczny rytm przemijania i odrodzenia, przypływów i odpływów, nocy i dnia. Zmieniające się  pory roku; słońce i deszcz; śnieg i mróz. Wiatr, przynoszący codziennie swoje historie, podpatrzone i porwane silnym podmuchem. I morze. Tajemnicze, nieujarzmione, zmienne. Potężne. Każdego dnia inne i nieprzewidywalne.  Obserwuję to wszystko, będąc częścią natury, stworzonej z miłości do człowieka. Jestem kamieniem. Maleńką częścią większej całości, która roztrzaskała się kiedyś na wiele drobnych kawałków, tęskniących jeden za drugim i pozostawionych z tą tęsknotą na wieki.  Nie jestem sam. Jest nas wiele, skupionych przy sobie, lub porozrzucanych. Każdy inny. Różnimy się kolorem, kształtem, chropowatością  i minerałem. Różni nas czas, który każdego z osobna kształtuje. I pomimo tego, że jesteśmy tylko stwardniałym kawałkiem bryły, potrafimy zachwycić ludzi na tyle, aby przy nas przystanęli, pochylili się i ogrzali ciepłem swojej dłoni. Na chwilę krótszą lub

Ucieknijmy stąd

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa Potrzebujemy urlopu i odpoczynku od codzienności. Przychodzi taki moment, kiedy staje się ona nieznośna i przygniata tak bardzo, że nie jesteśmy w stanie postawić już w niej ani kroku dalej. W takich chwilach chcemy uciec jak najdalej, aby zapomnieć o tym wszystkim, z czym się zmagamy, co nam ciąży, i co przeszkadza dostrzec w szarości dnia kolorów lata. Potrzebujemy urlopu od pracy, obowiązków i siebie samych, uwikłanych w te wszystkie sprawy codzienności; choćby po to, aby nabrać dystansu i spojrzeć na to inaczej. Z wyciszonymi emocjami i z perspektywy pewnego czasu.  Nawet kilka dni może pomóc nam naładować życiowe akumulatory, dostrzec piękno ukryte w drobiazgach i zachłysnąć się tajemnicą życia. Tego wszystkiego doświadczamy jednak tylko wówczas, gdy nie będziemy starali się uciec od samych siebie; tych prawdziwych i tak często spychanych w kąt; i gdy nie przestraszymy się konfrontacji "ja" z "ja" i z tym, co nosimy w sobie. 

Dźwięki słów

Obraz
Fot. Marcin Oleksa Czy wiesz, że każde słowo - wypowiedziane lub napisane, ma swój dźwięk? Zapisaną w sobie melodię, w którą układają się tworzące je litery. Zazwyczaj jej nie słyszymy, bo wypowiadamy te słowa szybko, często bez zastanowienia, wyrzucając je z siebie zanim jeszcze zrozumiemy ich treść. Rzadko kiedy przy nich przystajemy, jeszcze rzadziej wsłuchujemy się w ich dźwięk, który jest esencją tego, co to słowo chce nam przekazać; co opowiedzieć, i przy czym zatrzymać. Dźwięki słów. Jest ich tak wiele, jak wiele jest nut łączących się ze sobą w przeróżne kombinacje, z których rodzi się muzyka. Łagodna lub ostra; relaksująca lub energetyzująca; wyśpiewana poezją lub porywająca do tańca. Stworzona z dźwięków, podobnie jak słowa.   Fot. Marcin Oleksa Słowo "wiatr" przynosi szum. Łagodny wiatr ten szum wycisza, dodając jeszcze dźwięk kryształowych dzwoneczków, uderzających jeden o drugi. Wiatr gwałtowny, porywisty, to już nie szum, ale świst - złowrogi i

Wtorkowe spotkania kulturalne: Bella Toscana

Obraz
Fot. Marcin Oleksa "Rzędy oliwkowych drzew porastają czerwone ziemie Toskanii, pną się po kredowych zboczach albo niczym stada owiec obejmują w posiadanie łąki, pola i wzgórza. Ale nawet gdy rosną blisko siebie, wydają się opuszczone i samotne. Starsze, wykręcone cierpieniem, wyglądają ociężale i nieporadnie. A i te młode, gibkie i nie poranione, od samego zarania kryją w sobie tęskną żałość. Może z samej swej natury drzewa oliwne wiedzą nazbyt wiele..."  Tak pisze o Toskanii, którą się zachłysnęła, Marlena de Blasi , w swojej kolejnej książce o Italii - "Tysiąc dni w Toskanii" . Jest to moje drugie spotkanie z tą autorką, z którą spędziłam "Tysiąc dni w Wenecji", zakochując się we Włoszech tak, jak Marlena. I podobnie jak Marlenie de Blasi, mnie również, zarówno Wenecja z jej książęcym klimatem, jak i nieujarzmiona Toskania, głęboko wpisały się w sercu, którego okruszek na zawsze pozostał w kraju oliwek, suszonych pomidorów i espresso.  Flor