Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

Dziękuję!

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa  Mówi się, że sukces ma wielu ojców. Moja najnowsza książka, "Samotność ma twoje imię", ma natomiast trzy matki. I jednego ojca:) Napisałam tę książkę z potrzeby serca. Dla bohaterki, która zupełnie nagle pojawiła się w moim życiu, zostawiłam projekt, nad którym akurat pracowałam. Poszłam za Ewą, bo wiedziałam, że chce mi coś ważnego przekazać. I spisywałam, rozdział po rozdziale to, co mi pokazywała, i co widziałam oczami swojej wyobraźni. Włożyłam w tę książkę swoje serce i wiele emocji, które mi towarzyszyły w czasie jej pisania. Poświęciłam jej wiele godzin swojego życia, starając się, aby w ręce Czytelnika trafiła książka, która będzie szanowała każdego, kto po nią sięgnie. Dziś, trzymając ją w rękach, patrzę na nią jak matka na dziecko, którego oczekiwała, i które przyjęła z radością. Ale obok mnie od samego początku stali ci, którzy wspierali mnie w chwilach zwątpienia czy niemocy twórczej. Dziś chciałabym im bardzo podziękować za to,

Dzień dobry poniedziałku! - Premierowy prolog!

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa  Obudziła się bez żalu do poniedziałku, że nadszedł. Nie miała również pretensji do jesieni, że powitała ją chłodnym porankiem i szarością za oknem. Ewa lubiła jesień. Czekała na nią niecierpliwie, bo właśnie jesień; piękna, kolorowa Pani; wypełniała jej dni dziecięcą wrzawą, zapełniała grafik spotkaniami i zmuszała do działania, którego Ewa potrzebowała. Jesień wybudzała ją z apatii i letniej tęsknoty za czymś, czego w jej życiu zabrakło, i za kimś, kto pojawił się tylko na chwilę, ale odebrał Ewie wszystko. Jej marzenia spopielały, dziewczęcą radość zastąpił dojrzały rozsądek, a serce - wciąż niezamieszkałe, oddała pracy, która powracała z każdą jesienią. Czuła się odpowiedzialna za zespół, który kiedyś, przed laty, założyła jej mama, i po jej odejściu starała się robić wszystko, aby sprostać wysoko postawionym wyzwaniom, które sama na siebie nałożyła. Taka już była - skrupulatna i drobiazgowa. Dokładna i wymagająca. W pracy pewna siebie, a w życiu -

Witaj, Piękna Pani!

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa  Przyszła w kropelkach deszczu. W płaszczu utkanym z porannych mgieł, babiego lata i pomarańczowych promieni słońca, przeglądającego się w jesiennych liściach.  Na jej ramionach przysiadły ptaki - szary gołąb i wrona szara, czarno-biała sroka i lśniący atramentową czernią kruk. W ręku trzyma kosz wypełniony po brzegi dojrzałymi śliwkami, pachnącymi jabłkami, ociekającymi słodkim sokiem gruszkami i kiściami granatowych winogron. Z kieszeni jej płaszcza wypadają kasztany, a w rude włosy wplątały się wielokolorowe liście.  Tam, gdzie przechodzi, zostawia po sobie ślad. Pod jej stopami drzewa ścielą wielobarwny dywan, usypany z liści, które odbiera od nich wiatr. Małe cuda natury - lśniące, brązowe kasztany, wydostają się, jak pisklęta, z kolczastych skorupek, i uśmiechają do Niej białym oczkiem. Wiewiórki, o futerku tak rudym jak włosy Pięknej Pani, przynoszą jej w prezencie laskowe orzeszki, a kawki w swoich dziobach donoszą orzechy, odnalezione pod dr

Dzień dobry poniedziałku!

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa Wstała dziś wcześniej niż zamierzała. Obudziła się przed budzikiem, jeszcze zanim pierwsze promienie słoneczne zajrzały w jej okno. Zaskoczyła tym samą siebie, bo przecież w poniedziałkowe poranki nigdy nie mogła się dobudzić, a kiedy już wstała, wszystko jej przeszkadzało. Jesienna ciemność za oknem. Pieczywo, które zdążyło stracić świeżość od soboty. Pełne entuzjazmu głosy prowadzących radiowe Sygnały Dnia. A nawet cisza w mieszkaniu sąsiadów, tuż nad nią. Bo ona oznaczała, że ktoś może pozwolić sobie na powitanie dnia o rozsądnej porze, a nie o 5.50. W poniedziałek.  Ale dziś było inaczej. Intensywniej, a nawet... radośniej? Nie włączyła radia. Nie chciała zaczynać dnia słuchając politycznych rozważań. Zamiast tego włożyła do odtwarzacza płytę Stacey Kent, i postanowiła zjeść śniadanie razem z nią. "Breakfast on the morning tram". Uśmiechnęła się. Miły początek dnia. Łagodny, dziewczęcy niemal głos Stacey wypełnił dom, który w ten poniedzia

Dąbki - moje miejsce na ziemi

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa Są miejsca, w których czujemy się szczęśliwi. Miejsca, które otulają nas sobą i przyjmują za każdym razem tak, jakby czekały na nas z taką samą tęsknotą, jak my na nie. Wszystkie zakątki uśmiechają się tam do nas promiennie, a my mamy wrażenie, że tak właśnie wygląda przedsionek raju.  Mamy takie miejsca. Lubimy do nich wracać, bo zostawiamy tam kawałek siebie. Zostawiamy tam serce, w które to miejsce wpisuje się głęboko i na dobre.  Jest takie miejsce, do którego wracam za każdym razem z taką samą radością. Miejsce, za którym tęsknię cały rok, i do którego wracam myślami zawsze wtedy, gdy jest mi źle. Zamykam oczy i widzę te wszystkie alejki i wydeptane dróżki, domek z drewnianą strzechą, pomost wbiegający do jeziora, betonową drogę prowadzącą przez las aż do przekopu, i wyglądające zza wydm morze. Szumi, wygładzone spokojem, i czeka na mnie. Wiem, że kiedy pobiegnę na brzeg, wyjdzie mi naprzeciw. Chłodna fala dotknie moich stóp i szepnie cichu

Dzień dobry poniedziałku!

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa Poniedziałek. Nie lubimy go. Trudno nam wejść z uśpionej, świątecznej niedzieli w początek codzienności, z jej wymagającym obliczem. Trudno się przestawić ze spokoju i wyciszenia, na powszednią rzeczywistość, która nie rozpieszcza. Nakłada obowiązki i powinności. Zmusza do działania, choć chciałoby się inaczej. Nuży i odbiera oczekiwanie, bo przecież do piątku od poniedziałku tak daleko...  Nie lubimy poniedziałku, bo jest pierwszy z pięciu dni potyczek z życiem, przed którymi nie da się uciec. Nie lubimy go, bo coś nam odbiera, i wszystko w nas się przeciw temu buntuje. I do tego "nielubienia" poniedziałku tak się przyzwyczajamy, że trudno nam dostrzec drobne promyki radości, którymi ten dzień chce się z nami podzielić. Nie zauważamy, że odbierając leniwe godziny niedzieli, poniedziałek przynosi nam w zamian mnóstwo wyzwań, zmuszających nas do działania, wyjścia z domu, spotkania z drugim człowiekiem. Jest początkiem nowego tygodnia, ubarwion

Figlarne słowa

Obraz
Dzisiaj zacznę nietypowo, od zaproszenia na ciekawe spotkania, na których warto być.  Zgubiłam zdanie. Wypadło mi z kieszeni, do której go schowałam, aby nie zapomnieć, i tak po prostu - wyleciało. Na ulicy Darłowskiej, w Dąbkach. Pamiętam tylko, że było początkiem i bardzo mi się spodobało. Nie zapisałam go, bo akurat nic przy sobie nie miałam, i masz babo placek! Uciekło.  Te zdania... Przychodzą zupełnie nieoczekiwanie i zaskakują mnie. Prowokują i sprawiają, że odpływam myślami tam, gdzie chcą mnie zabrać. Przez nie chodzę z głową w chmurach, zapominam o gotującej się zupie, i słyszę to, co chcę usłyszeć:)  Pierwszy tydzień września spędziłam razem z moją przyjaciółką, Basią Smal, w ukochanych Dąbkach. Choć jesteśmy zupełnie różne - jak ogień i woda, wiele nas łączy i doskonale się dogadujemy. Ale czasami zdarza się nam przebywać w tym samym czasie, w dwóch różnych światach, i nasza rozmowa i wymieniane między sobą zdania, stają się absolutnie fascynujące.  S

Wtorkowe spotkania kulturalne: Consilia Maria Lakotta "Nocna rozmowa"

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa "A jeśli tej miłości już nie ma i nikt nie potrafi się na nią zdobyć?" Wyobraź sobie noc bez światła. Wielkie miasto, w którym nagle, na wiele długich godzin, braknie prądu. Pogasły wszystkie latarnie i neony, z każdego okna wygląda jedynie ciemność, której nie można oswoić kojącym dźwiękiem płynącym z radia, miganiem telewizora czy surfowaniem po Internecie. Cisza i ciemność. Lęk, niepewność i totalne zaskoczenie, jak to możliwe w świecie tysiąca wynalazków, usprawniających życie współczesnego człowieka. "Kto wie, co by się zdarzyło, gdyby kiedyś zapadła noc nad całym kontynentem." Od takiej sceny rozpoczyna się powieść Consilii Marii Lakotta "Nocna rozmowa". Listopadowa noc w 1965 roku i Nowy Jork bez światła, gdy zawiodły turbiny elektrowni nad Niagarą. W taką noc wiele się może wydarzyć. W taką noc ludzie zdzierają maski, które wkładają, aby coś udowodnić innym lub światu, i stają przed sobą ze wszystkimi słab

W ogrodzie słów

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa Moje słowa wyrastają w dzikim ogrodzie. Są nieujarzmione, podobnie jak zioła, które rosną tam, gdzie chcą i gdzie im dobrze. Układają się kępkami, wplatając między siebie i łącząc, czasami w najbardziej nieprawdopodobny sposób. Niektóre z nich są niepokorne i zupełnie mnie nie słuchają. Pojawiają się tam, gdzie się ich nie spodziewam, zaskakują mnie, często złoszczą lub zdumiewają. Mają w sobie jednak moc, jak dobra przyprawa - wystarczy zaledwie szczypta, aby nadać potrawie niepowtarzalny smak. Tak samo moje niepokorne słowa doprawiają to, co zapisuję, swoją treścią, a ja już się nauczyłam, że to nie ja je prowadzę, tylko one mnie.  Są dni, kiedy mój ogród śpi. Odpoczywa, czekając na wzejście nowych pędów i młodych pnączy. Zaglądam tam, ale już od wejściowej, lekko skrzypiącej furtki wiem, że nic tego dnia nie napiszę, bo moje słowa jeszcze nie wzeszły. Czekają, przytulone do ziemi, która daje im siłę. Uśmiechnięte promyki słońca dopieszczają je, a ja

Opowieści nadmorskiego kamyka

Obraz
Fot. Marcin Piotr Oleksa Polecie. Czas między latem a jesienią, kiedy świat jak najdłużej chce zatrzymać ciepło i słońce, ale nieunikniony bieg natury i przemijania sprawia, że poranki i wieczory ziębią chłodem, dzień staje się coraz krótszy, a długie wieczory niosą w sobie zapowiedź jesieni.  Przemijanie. Metamorfoza. Przechodzenie jednego w drugie. Koniec i początek. Odwieczny rytm, któremu poddaje się natura, i któremu człowiek nie chce się podporządkować. A przecież wszystko w życiu ma swój czas, i trzeba się z tym pogodzić. Życie jest wędrówką, podczas której człowiek dotyka różnorodności miejsc i zdarzeń. Dłuższe zatrzymanie się w jednym punkcie sprawia, że przyzwyczajamy się do tego, co otrzymaliśmy i gdzie doszliśmy, i przestajemy to najpierw dostrzegać, a potem już nie umiemy się tym cieszyć. Doceniamy to dopiero wtedy, gdy wędrujemy, i dotykamy różnych doświadczeń, również tych trudnych.  Fot. Marcin Piotr Oleksa   Wieczne i niekończące się lato... Szybko by