Literackie Czwartki: Czwartkowe obiady, odc.37

Fot. Michał Andrzej Oleksa 

Odcinek ze specjalną dedykacją dla Pani Magdy:) 

Kapryśne wrześniowe słońce zajrzało przez czystą szybę do wysprzątanego pokoju, w którym przy elegancko nakrytym stole siedziały cztery kobiety zajęte ożywioną rozmową. Jasne promienie zatrzymały się na lnianym, haftowanym obrusie, rozlewając się jasną plamą na półmisku z upieczonym schabem nadziewanym śliwkami. Dzisiejszy czwartek był wyjątkowy, bo wszystkie cztery spotykały się po dłuższej nieobecności i do tego świętowały imieniny Bogusi, które wypadały dwudziestego trzeciego września. Gospodyni spotkania z pomocą Nataszy, przygotowała ucztę, dla której warto było zapomnieć o dietach i podwyższonym poziomie cukru i cholesterolu. Z tej okazji na stole pojawiła się nawet nalewka zakupiona przez Bogusię na Lubelskich Targach Smaku, które odbywały się na początku września, ożywiając lubelskie Stare Miasto i kusząc mieszkańców bardziej lub mniej znanymi produktami i dobrym smakiem. Akcentem rozsądku i zdrowia była kasza jaglana, do której Bogusia dopiero niedawno się przekonała, zachęcona przez anielską Gabrielę z Siedliska w Ławkach. Oprócz schabu i jaglanki na stole pojawiły się jeszcze drobiowe kotleciki w panierce oraz trzy rodzaje sałatek, po które wszystkie cztery sięgały najchętniej. 
Niespodzianka popołudnia chłodziła się w lodówce - bezowy tort z masą z serka mascarpone i borówką, który przygotowała Natasza, chcąc mieć swój wkład w to imieninowe spotkanie mamy, wiedząc, jak bardzo Bogusia nie lubi wypiekać i jak piekli się w kuchni przygotowując nawet najprostszy deser. 
- Bogusia, jako solenizantka masz prawo zacząć i do tego możesz mówić bez ograniczania się w czasie. Dzisiaj możesz się nagadać do woli. - Eulalia puściła oko do przyjaciółki i podniosła kieliszek, w którym zamoczyła usta. 
- Brzmi kusząco, ale bez obawy, was też, moje kochane, dopuszczę do głosu, bo jestem ciekawa wieści ze świata, w którym bywacie. 
- Kto bywa, ten bywa - odpowiedziała szybko Helena, krojąc schab i patrząc wymownie w stronę Eulalii. - Ja tam w lecie bywałam z Heniem głównie na działce i patrzyłam z bólem serca jak wszystko usycha. 
- Ale ty to lubisz. - Bogusia włożyła do ust widelec z ziarenkami kaszy. 
- Co? Suszę? - nie zrozumiała Helena. 
- Swoją działkę! I te wspólne wasze ranki z Heniem. 
- No, lubię. - Przytaknęła Helena. - Lubię ziemię i lubię patrzeć, jak wyrasta z niej coś, co było ziarenkiem albo małą roślinką. To tak, jak w życiu - troszczysz się o kogoś i podlewasz miłością, poświęcasz czas i pielęgnujesz z troską, a potem zbierasz owoce. I wiecie co - Helena na moment zamilkła. - Teraz, kiedy tak o tym mówię, uświadomiłam sobie, że to co teraz przeżywamy z Heniem, te spokojne lata i wspólne chwile na działce, to owoc tych wszystkich lat małżeństwa, kiedy oboje o siebie dbaliśmy i wzajemnie się o siebie troszczyliśmy. 
Wszystkie słuchające Helenę kobiety zgodnie pokiwały głowami, pozostając w refleksyjnym nastroju, w który wprowadziła je przyjaciółka. 
- Ja chyba podlewałam zbyt obficie, bo Staszek, jak wiecie, jest moim trzecim partnerem. Mam w sobie albo deficyt, albo nadmiar miłości, skoro jeden ze mną nie wytrzymał tyle lat, co Henio z Heleną. A w ogóle to mam mały problem, i wygląda na to, że przez jakiś czas będę musiała zrezygnować ze świętego spokoju i wpuścić do własnego domu współlokatora. - Bogusia nie wyglądała na szczęśliwą, mówiąc te słowa. Trzy pary oczu patrzyły na nią wyczekująco, a wędrujący promyk słońca połaskotał jej twarz, zmuszając do zmrużenia oczu. 
- Natasza się do ciebie sprowadza? - spytała Eulalia, dokładając sobie porcję sałatki z rukolą. 
- Nie, obawiam się, że moja córka by ze mną nie wytrzymała, ale to byłoby miłą odmianą. Dwa tygodnie temu dostałam list od kuzynki, która na stałe mieszka w Stanach. Zapowiedziała, że zamierza odwiedzić rodzinny kraj i chce zatrzymać się u mnie, bo przecież jesteśmy bliską rodziną. 
-  A jesteście? - spytała z ciekawością Helena. 
- No, w zasadzie tak - westchnęła Bogusia. - Moja kuzynka, Kornelia jest córką siostry mojej mamusi. Wyemigrowała z Polski ponad trzydzieści lat temu, a teraz chce zafundować sobie podróż sentymentalną, i akurat ja mam być jej przewodnikiem.
- Będziesz miała jakąś odmianę w twojej codzienności seniora. - Powiedziała Eulalia, rozsmakowując się w świeżej sałatce. 
- Ale moja codzienność jest naprawdę urozmaicona i nie potrzebuję dodatkowych wrażeń! - wykrzyknęła Bogusia. - A poza tym ja już nie potrafię mieszkać z kimś. Nawet Staszek to rozumie. 
- Lala też długo mieszkała sama, a jakoś się z Martą ułożyły - wtrąciła Jadzia, słuchając z uwagą rozmowy przyjaciółek. 
- Ale Lalka ma inny charakter - machnęła ręką Bogusia. - Ona jest mniej drażliwa, a mnie przeszkadza jak ktoś mi się kręci po domu.
- A ta Kornelia - spytała Helena, odkładając sztućce na pusty już talerz - to nie ma tutaj nikogo oprócz ciebie? 
- Nataszę - odpowiedziała Bogusia. - Ale moja córka pamięta tę ciotkę jak przez mgłę, a poza tym nie zrzucę jej na głowę starego, zrzędliwego babska. 
- A skąd wiesz, że jest zrzędliwa? - dociekała Jadzia. 
- Zwizualizowałam ją sobie. - Bogusia skrzywiła się. - Oj, w pewnym wieku każdy robi się zrzędliwy - dodała tonem usprawiedliwienia. 
- Mów za siebie, bo ja się wcale za zrzędliwą nie uważam - powiedziała urażona Eulalia.
- Dasz radę, Bogusia. Będziemy cię wspierać - dopowiedziała Helena, a Jadzia cicho dodała: 
- I zawsze będziesz mogła u mnie przenocować, jak ci ta Kornelia dopiecze. 
Bogusia popatrzyła z wdzięcznością na swoje przyjaciółki. Bez nich na pewno by zwariowała i stała się zrzędliwą starą babą, o jakiej mówiła. Te trzy kobiety, które przyszły tu, aby swoją obecnością podkreślić, jak ważna jest dla nich sama Bogusia i jej święto, które niedawno obchodziła, od lat zmieniały jej życie na lepsze i rozpromieniały każdy czwartek światełkiem przyjaźni, nadziei i wiary w szczerość ich intencji. 
- Do przyjazdu Kornelii jeszcze trochę czasu, a w ogóle może się rozmyśli i wcale nie przyjedzie. - Bogusia dyskretnie otarła łzę, która już zbierała się w kąciku oka, by popłynąć strumyczkiem wzruszenia. - Lala, co u ciebie? Opowiesz nam o Kazimierzu z Adamem? - Bogusia uśmiechnęła się do przyjaciółki, a Eulalia pogroziła jej palcem. 
- Tak osobistych rzeczy nie będę tu wywlekać, ale muszę wam powiedzieć, że Marta się zaręczyła, a ja mam tak mieszane uczucia, że sama nie wiem, czy mam się cieszyć, czy wręcz przeciwnie. 
- A kto ośmielił się prosić twojego zięcia o rękę jego ukochanej jedynaczki? - Helena z wrażenia wypiła cały kieliszek miodowej nalewki. 
- Czyżby to ten młodzieniec z pociągu? - Bogusia już całkowicie wróciła do siebie, podekscytowana teraz nowiną Eulalii, która dla niej samej chyba taka radosna nie była, bo Lala tylko smutno pokręciła głową. 
- No, niestety nie, chociaż ja bym wolała tego Alka. Wydaje się bardziej odpowiedzialny i troskliwszy niż ten Bartek. Ale to jej życie, a ja mogę jedynie podpowiadać dobre rady, ale wtrącać się nie powinnam, choć chciałabym. Matkę ma od tego. 
- No to będziecie mieli ręce pełne roboty - zauważyła Helena. 
Eulalia machnęła ręką. 
- Terminu ślubu jeszcze nie ustalili, a teraz młodym jakoś się z tym nie spieszy. Na razie podchodzę do tego na spokojnie i bez emocji. Jak to mówiono za naszych czasów: Pożyjemy - zobaczymy, co z tego będzie. 
- Może babka wcześniej ją ubiegnie? - uśmiechnęła się znacząco Bogusia, a Eulalia tylko popukała się palcem w czoło. 
Dźwięk upadającej na podłogę łyżeczki przerwał rozmowę przyjaciółek. Trzy pary oczu spojrzały na Jadzię, która siedziała blada, ze wzrokiem wbitym w swój pusty talerz. 
- Jadziu, dobrze się czujesz? - spytała zaniepokojona Helena. 
Jadzia nie odpowiedziała, co jeszcze bardziej zaniepokoiło trzy kobiety znajdujące się w pokoju. Siedziała nieruchomo, z rękami na spódnicy i wzrokiem utkwionym w haftowane wykończenie obrusu. Jej palce bawiły się bezwiednie szydełkową koronką, a pobladła twarz wyrażała emocje, których przyjaciółki nie potrafiły określić. 
- Jadzia? Wszystko w porządku? - powtórzyła pytanie Helena. 
- Przyniosę wody! - Bogusia wstała gwałtownie od stołu, ale nie zdążyła odejść zbyt daleko, bo Jadzia przemówiła cichym, lekko drżącym głosem: 
- Całowałam się. Wczoraj. Nie sądziłam, że jeszcze to potrafię... I chyba mam motyle w brzuchu. Ja... zakochałam się. - Zamilkła, bojąc się podnieść wzrok i spojrzeć na przyjaciółki, które zamarły, każda w innej pozie, z otwartymi ustami, w których nagle zabrakło słów. cdn... 
Monika A. Oleksa       

Wyglądają na zdziwione? :D
  

Komentarze

  1. Dziękuję Pani Moniko za takie wyróżnienie :-) Z największą przyjemnością przeczytałam następny odcinek i czekam na następne! Bardzo lubię czytać Pani bloga. Pozdrawiam serdecznie! Magda

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaglanka - mam nadzieję - wpisała się na stałe do jadłospisu Emerytek i nie tylko :) Już się bardzo za nimi stęskniłam, chociaż podczas ostatnich naszych spotkań wszędzie było ich pełno :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru