Literackie Czwartki: Czwartkowe obiady, odc. 33

Fot. Marcin Piotr Oleksa

Dom bez Eulalii posmutniał, a Marta nie mogła w nim znaleźć swojego miejsca. Od znajomych kątów nie biło już takie ciepło, jak jeszcze wczoraj, gdy wypełniało je zabieganie Eulalii, a obrażone meble zamilkły, nie skrzypiąc szafkami i nie pobrzękując cichutko kryształowymi dźwiękami, potrącane nieuważnie przez spieszącą się dokądś Eulalię. 
Nieuchwytna obecność babki była tu wszechobecna, ale jednocześnie pustka dużych pokoi onieśmielała i sprawiała, że Marta bardzo dotkliwie odczuwała swoją samotność w miejscu, które przez rok zdążyła już dość dobrze oswoić. 
Wiosna za oknem zupełnie ją rozpraszała, odrywając od nauki i odbierając koncentrację, której potrzebowała, jeśli chciała w zerowym terminie przystąpić do egzaminów. Próbowała wszystkich możliwych sposobów na skupienie, ale słońce rozleniwiało, a poukrywane w gałęziach drzew ptaki śpiewały tak radośnie, że skomplikowane zawiłości prawne w żaden sposób nie chciały wchodzić do głowy. 
Przychodzącego esemesa Marta odczytała jak znak. "Dasz się namówić na wiosenny spacer?". Uśmiechnęła się, odczytując wiadomość od Alka i nie bawiąc się w odpisywanie, wybrała numer chłopaka. 
- Myślisz, że taki spacer zwiększy koncentrację, czy wręcz przeciwnie - zniknie ona bezpowrotnie? - spytała, gdy tylko usłyszała sygnał odebranego połączenia.
- A masz z nią problem? - Po tonie głosu Alka Marta wyczuła, że chłopak się uśmiecha. 
- Ogromny! Siódmy raz już czytam to samo zdanie i nic z niego nie rozumiem. 
- Świeże powietrze dobrze ci zrobi. Dotlenisz się, odpoczniesz i nabierzesz nieodpartej ochoty na naukę. 
Roześmiała się. 
- Uwierzę ci na słowo i za pół godziny będę pod Parkiem Saskim.
- Świetnie. To znajdziesz mnie tam, karmiącego gołębie.
Rozłączyła się, a potem pobiegła do łazienki, gdzie przeczesała się i zebrała włosy w kucyk. Przy drzwiach zerknęła jeszcze na rozłożone książki, które leżały na kanapie jak porzucony wyrzut sumienia. Wraz ze słońcem uśmiechnęła się do nich, obróciła na pięcie i wybiegła, dokładnie zamykając za sobą drzwi. 

Fot. Marcin Piotr Oleksa

Gabrysia chodziła od okna do okna, wyglądając Bogdana i letniczek. Zupa grzybowa stygła, kluski śląskie również, a w Gabrieli narastał niepokój. Coś musiało się stać, skoro Bogdan już dobrą godzinę temu dzwonił, że wyjeżdżają z Katowic i że wszystkie cztery panie ma pod swoimi skrzydłami, a tymczasem przygotowany obiad czekał, a Bogdana z letniczkami nie było. Komórka nie odpowiadała, włączała się tylko skrzynka, a Gabrysia z każdą chwilą czuła coraz większe zdenerwowanie i oczyma wyobraźni widziała już, jak cztery kobiety wywożą jej męża w nieznane... 

Fot. Marcin Piotr Oleksa

Bogdan zastanawiał się, co tak ciekawego jest w budynku kopalni na Wesołej, że cztery damy poprosiły go o zatrzymanie się, aby mogły z bliska przyjrzeć się temu obiektowi. Jako górnik na emeryturze Bogdan miał dużo do powiedzenia na temat pracy w kopalni, a letniczki były bardzo wdzięcznymi słuchaczkami i chłonęły każde słowo, niemalże ucząc się go na pamięć, więc stali tak przed kopalnią i oglądali, poznając z bliska ciężką pracę górników. Bogdan nawet chciał zadzwonić do Gabrysi, aby zawiadomić ją, że będą z lekkim opóźnieniem, ale kiedy próbował wybrać numer, zauważył że padła mu komórka, schował więc telefon do kieszeni i kontynuował wykład na temat polskiego górnictwa. Nawet Bogusia słuchała z zainteresowaniem, przerywając mu jedynie dociekliwymi pytaniami. 
Spełniony zaspokojoną ciekawością letniczek Bogdan zdołał zapakować je do samochodu i ruszył w stronę domu, wybrał jednak drogę prowadzącą przez las, aby pokazać kobietom z Wyżyny Lubelskiej, że Śląsk to nie tylko kopalnie, ale i przyroda, która stała się płucami tego regionu. 
Lasów na Lubelszczyźnie nie brakowało, ale jelonka żadna z przybyłych dam z tak bliska nie widziała, więc na widok pasących się danieli Jadzia natychmiast zażądała, aby się zatrzymali i delektowali tym widokiem, bo może się nie powtórzyć. 
- Jak panie będą sobie życzyć, wybierzemy się na spacer do lasu pieszo lub rowerami. Wtedy z bliska doświadczycie obecności nie tylko danieli, ale i dzików - powiedział Bogdan, nieco już zaniepokojony zbyt długą drogą do domu, i przerażony wizją, że jak mu się te letniczki rozejdą po lesie w pogoni za danielami, to w żaden sposób nie dowiezie ich do Ławek, a przecież wziął za nie odpowiedzialność!
- Ale ten moment już się nie powtórzy - wyszeptała Jadzia, wpatrzona jak zaczarowana w pasące się nieopodal stado. 
- One są takie słodkie i niewinne - powiedziała cicho Eulalia, wysiadając po cichu i stając tuż za Jadzią. 
- Czy one nas widzą? - spytała Bogusia, wyginając się i przeciągając, aby rozciągnąć zdrętwiałe nogi i zastałe kości. 
- Wiatr jest od ich strony, więc jeszcze nas nie wyczuły, ale jak panie będą wykonywać takie nagłe i nieprzewidziane ruchy - Bogdan spojrzał na Bogusię - to je spłoszycie. 
- Boguśka, uspokój się z tą gimnastyką - syknęła Eulalia, równie zafascynowana jelonkami, jak Jadzia.
- Ruch na świeżym powietrzu to zdrowie - odcięła się Bogusia, zaprzestając jednak wymachów i rozciągania. 
- Tam coś leży. - Jadzia wskazała w stronę rozłożystych liści paproci, pod którymi znajdowało się coś dużego i trudnego do sprecyzowania na pierwszy rzut oka. 
Bogdan podszedł bliżej, rozgarniając liście paproci i płosząc tym ruchem stado danieli, które jeden po drugim, zaczęły odchodzić w pośpiechu. 
Rozczarowana Jadzia odwróciła się w jego stronę z wyrzutem i ... zamarła, widząc ogromne poroże zrzucone przez daniela i robiące naprawdę imponujące wrażenie. 
- Ale cudo... - wyszeptała, dotykając rogów z szacunkiem. 
- Ten las skrywa wiele tajemnic. - Bogdan uśmiechnął się do czterech par wpatrzonych w niego oczu, zadowolony ze znaleziska jak mały chłopiec.
- To może kwiat paproci też znajdziemy... - rozmarzyła się Eulalia, a Bogusia słysząc to, wzniosła oczy do nieba, zastanawiając się, co jeszcze jej przyjaciółki wymyślą. 
- Kwiatu paproci może i nie znajdziemy, ale do leśnej kapliczki razem z żoną panie zabierzemy i opowiemy historię ławeckiego lasu.
Na wzmiankę o żonie Bogdan poczuł lekkie zaniepokojenie. Jakaś niesprecyzowana myśl kołatała mu się po głowie, nie potrafił się jednak skupić na tyle, aby ją pochwycić, rozpraszany letniczkami, które rozłaziły mu się niebezpiecznie po lesie, każda w inną stronę. Zafascynowana znaleziskiem Jadzia chciała za wszelką cenę znaleźć swoje osobiste poroże; Eulalię zaintrygowała wizja zaczarowanego kwiatu paproci, o którym marzyła jako młoda dziewczyna, ruszyła więc przed siebie, zaglądając z nadzieją w każdy pęk paproci, rozłożonych u stóp dostojnych drzew; Bogusia natomiast podążyła śladem zrytych przez dziki wgłębień, zastanawiając się, jak wygląda takie bliskie spotkanie z lochą i jej małymi. 
- Proponowałbym, abyśmy wsiedli do samochodu i dojechali w końcu do domu. Myślę, że żona czeka tam już na panie z obiadem. - Bogdanowi udało się w końcu pochwycić myśl, która krążyła gdzieś po głowie. Obraz Gabrieli i obiadu, który stygł, stał się nagle tak wyraźny, że Bogdanowi słabo się zrobiło, bo już widział te gromy w oczach Gabrysi i wyglądający z nich wyrzut.  
Pomimo tego, że donośny - głos Bogdana nie zrobił na letniczkach szczególnego wrażenia. Żadna z nich nawet się nie obejrzała, zajęta swoimi poszukiwaniami i fascynacją lasem. Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta chwila postoju w lesie, gdyby nie Helena, która od jakiegoś już czasu przestępowała z nogi na nogę z nadzieją na jak najszybsze dotarcie do Anielskiego Siedliska, gdyż miała naglącą potrzebę. 
- Siku mi się chce! - zawołała, wprawiając Bogdana w zakłopotanie, ale zwracając uwagę przyjaciółek, które zatroskane o ochronę lasu, poprosiły Bogdana, aby czym prędzej dowiózł je na miejsce, a Helenę - aby wytrwała, co też, bez przekonania, obiecała zrobić... cdn.
Monika A. Oleksa 

Fot. Marcin Piotr Oleksa
   

Komentarze

  1. Już myślałam, ze panie w końcu poczują głód i przypomną sobie o celu swojej podróży ;) No ale dobrze, że chociaż siku :)
    Bogdan bardzo lubi opowiadać szczególnie jeśli wokół niego są zgromadzone piękne kobiety... a zupa grzybowa nie może za długo czekać, bo można niestrawności dostać jeśli jest nieświeża :) A przy okazji... czy praska do ziemniaków już była w użyciu ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Poproszę o każdy czwartek z Eulalią!:-* Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy czwartkowy wieczór, spędzony z wesołymi emerytkami, sprawia, że uśmiech pojawia się na mojej twarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy naprawdę bywają takie emerytki? Nie znam takich! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „ Życie to echo : to co wysyłasz w świat - wraca do Ciebie
      To co siejesz- zbierasz. To co dajesz - dostajesz. To co dostrzegasz w innych - istnieje w Tobie"
      Dobrze Moniś, że Ty jednak dostrzegasz właśnie takie emerytki i dobrze że już za chwilę znajdą się pod moim dachem :-)))

      Usuń
  5. Jak miło przeczytać w Czwartkowych obiadach o osobach kojarzonych z sieci (-: A miejscowość Ławki (wieś) jest też na Lubelszczyźnie (-:
    Pozdrawiam serdecznie Renata (-:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ławki to dzielnica miasta Mysłowice na Śląsku :) Pozdrawiam serdecznie z Ławek

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru