Oczekiwanie
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Adwent to szczególny czas radosnego oczekiwania; czas wyciszenia i wyjrzenia poza to, czym ogranicza nas codzienność. To również czas postawienia sobie pytania, czym są dla mnie Święta Bożego Narodzenia i w co, tak naprawdę, wierzę - w ich zamerykanizowaną magię, którą już od końca listopada można poczuć w każdym centrum handlowym, wprowadzającą radosną atmosferę skłaniającą do zakupów i wydania jak największej sumy pieniędzy; czy w cichą i osamotnioną stajenkę betlejemską, która stała się świadkiem największego cudu w dziejach świata - narodzin Jezusa Chrystusa, który wszedł między ludzi z bezradnością niemowlęcia, z ufnością wierząc, że znajdzie wśród nich tych, którzy będą gotowi się Nim zaopiekować i przyjąć z miłością.
Adwentowe tygodnie sprowadzają z powrotem do ludzi Wiarę, Nadzieję i Miłość. Dają szansę na to, aby przejrzeć i dostrzec w dniu, na który czekały pokolenia, coś więcej niż tylko rodzinną uroczystość, podniosłą lub osamotnioną, okupioną trudem pracy i przygotowań, i często uwikłaną w konflikty, które z latami zasupłują się tak mocno, że potem nie sposób już ich rozwiązać. W tych dniach oczekiwania Wiara, Nadzieja i Miłość wchodzą bez pukania do każdego domu, ale nie w każdym zostają. Przychodzą z Dobrą Nowiną o nadejściu Pana, chcąc dzielić się radosną wiadomością i wskazać drogę tym, którzy stracili z oczu Gwiazdę Betlejemską. Odchodzą cicho, gdy skamieniałe serce nie jest w stanie przyjąć Prawdy, zadowalając się półprawdami lub ćwierćprawdami, stworzonymi przez rozczarowanych własnym życiem i wyborami ludzi. Gdyby zapatrzony we własne krzywdy, i zapędzony we współczesność człowiek, chciał choć na chwilę tak naprawdę się zatrzymać, usłyszałby to wszystko, co trzy siostry - Wiara, Nadzieja i Miłość, chcą mu przekazać i ofiarować. One nigdy nie przychodzą z pustymi rękami, ale też nie zostawiają swoich darów, gdy człowiek dobrowolnie nie wyciągnie po nie rąk.
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Wiara, zapatrzona w rozgwieżdżone niebo, mówi o Obietnicy, która została dotrzymana i o Słowie, które było początkiem wszystkiego i Wcielone przyszło do swoich, a oni Go nie przyjęli. Przyjęli za to ci, którzy uwierzyli i rozpoznali, patrząc oczami serca dostrzegającego więcej niż nawet najbardziej sokoli wzrok.
Nadzieja zawsze siada blisko ognia. Lubi na niego patrzeć. Uspokaja ją i pozwala zobaczyć to, co jeszcze dla innych niewidoczne. Nadzieja ma w sobie taką samą łagodność, jak betlejemska noc i Dziecię, które właśnie tam, skromnie i po cichutku przyszło na świat. Podaje rękę tym, którzy upadają i wskazuje ścieżkę nawet na najbardziej zarośniętym chwastami szlaku. Nadzieja ma w oczach zieleń, która zawsze kojarzy się z odrodzeniem. Szepcze o królestwie przeznaczonym każdemu, kto tylko go zapragnie. I o drodze, która nie jest łatwa, ale zawsze prowadzi tam, gdzie od wieków to było przeznaczone tym, którzy uwierzyli i pokochali.
Miłość, wchodząc do domu, zawsze staje blisko człowieka. Swoją dłoń kładzie na jego ramieniu, chcąc być blisko. Jest w niej siła, której często brakuje Wierze i Nadziei. I jest determinacja, jakiej żaden człowiek nie jest w stanie pojąć. Delikatność krusząca skały i żar rozpalający nawet dawno wygasłe paleniska. Miłość przychodzi z najpiękniejszą historią i największą tajemnicą. Ona jedna przynosi obietnicę, z której nigdy się nie wycofa. Przełamuje wszystko i wchodzi nawet tam, gdzie jej nie zapraszano, ale nie zostaje na siłę. Szanuje wolną wolę człowieka i jego wybory. Ta miłość wyrusza na nowo, każdego roku od ponad dwóch tysięcy lat z Betlejem. Przemierza świat, szukając miejsca dla siebie w każdym domu i próbuje dotknąć każdego serca. Nie każdy jej jednak na to pozwala. I nie każdy jest gotowy, aby ją przyjąć, i tak po prostu uwierzyć, że Boże Narodzenie to coś więcej niż wigilijny stół, zastawiony mniej lub bardziej tradycyjnymi potrawami. To coś więcej niż opłatek, którym się przełamujemy czy sianko pod obrusem, prezenty pod choinką i narzekanie, że tyle jeszcze do zrobienia. Jeśli nie umyjesz okien, nie wytrzepiesz dywanów i nie zrobisz porządków w kuchennych szafkach, On i tak do ciebie przyjdzie, i zupełnie nie będzie zwracał uwagi na oprawę, z jaką Go przyjmiesz, tylko na to, co jest w twoim sercu. Bo to tam, w głębi naszego człowieczeństwa, ma miejsce prawdziwe przygotowanie do nadchodzących świąt. To tam, w głębi siebie, człowiek spotyka się z Prawdą o Jego narodzeniu i zmartwychwstaniu, i tam toczy walkę z demonami, które zrobią wszystko, aby zgasić radość oczekiwania, zasiać zwątpienie i zamydlić oczy tym, co nieistotne.
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Adwent daje nam szansę na to, aby tę walkę wygrać. W oczekiwaniu na pamiątkę Narodzenia przypomina o powtórnym nadejściu, które nastąpi bez względu na to, czy w to wierzymy czy nie. Grudniowe tygodnie natomiast dostajemy po to, aby w tę wigilijną noc móc stanąć z Nim twarzą w twarz i zapytać: Dokąd idziesz, Panie? Proszę, wejdź do mojego domu i odpocznij tutaj, bo chcę Cię poznać i choć w części zrozumieć tę wielką tajemnicę wcielenia i odkupienia. I chcę dotknąć Miłości, która daje siłę i wyzwala.
Nie roztrwoń adwentowego czasu na rzeczy nieistotne. Wykorzystaj go, aby być gotowym gdy zabłyśnie Betlejemska Gwiazda, którą dostrzeżesz tylko wtedy, gdy to On będzie główną Prawdą tych świąt, a nie wieczne zmęczenie, lęk czy rozdrażnienie, które towarzyszą nam zawsze wtedy, gdy skupiamy się na cieniu, tracąc z oczu Światłość.
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
bardzo wrażliwy i subtelny tekst.
OdpowiedzUsuńzapraszam na swojego bloga:
www.jakwteatrzeantrakt.blogspot.com
franz
Dziękuję! Za zaproszenie również. Będę tam gościem:)
UsuńDobrze było się tu znaleźć,Moniko....Lubię szczególnie wieczorem wejść w taki klimat. A ten czas Adwentu-to dla mnie także czas oczekiwania ,ale jak najbardziej radosnego.
OdpowiedzUsuńWłaśnie wysłuchałam audycji z Twoim udziałem gdzie mówisz między innymi o miłości oczekiwanej i spełnionej...I tak pięknie mówisz i myślisz o swoim miejscu na ziemi-Lublinie.Rozumiem Cię doskonale,moim ukochanym miejscem jest Dukla chociaż nie jest to moje miejsce urodzenia....to właśnie najbardziej ukochane.Jesteś .....autorką powieści,ale tak mi się myśli o Tobie również jako o osobie "poetyckiej".....subtelnej ,delikatnej...takiej trochę "zaczarowanej"......Czy kiedykolwiek próbowałaś pisać poezję,jakoś tak mi pasujesz także i do tego....Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę dobrych,spokojnych dni
Za każdym razem, gdy Cię tu spotykam, Grażynko, uśmiecham się do Ciebie najcieplej jak potrafię. Nie widzisz tego, ale pamiętaj o tym za każdym razem, gdy będziesz moim gościem:)
UsuńBardzo lubię to adwentowe radosne oczekiwanie i udziela mi się radość moich dzieci. Nasze święta są piękne, właśnie dzięki tej miłości oczekiwanej, wymodlonej i spełnionej... A wiersze popisuję. czasami wpadam w taki liryczny nastrój i wtedy moje pióro zamiast zdań, układa wersy. Myślę, że kiedyś złoży się z tego tomik...
Pozdrawiam Cię bardzo cieplutko i serdecznie, Grażynko:) Dobrze, że jesteś!
M.
Czasami mam wrażenie, że całe życie jest adwentem. Bo ciągle na coś czekamy, ale ten prawdziwy jest jedyny i niepowtarzalny.Jest darem dawanym nam co roku o tej samej porze. I pewnie i tak nie potrafimy go wykorzystać do końca i w pełni to znów za rok i znów go dostajemy.
OdpowiedzUsuńTaka jest miłość Boga, że nigdy nie przestanie dawać nam kolejnej szansy jaka jest Adwent.
Kolejnej radości oczekiwania i kolejnej szansy na spojrzenie w siebie. A wszystko inne zdaje się wkoło krzyczeć i próbuje odwracać uwagę od tego co najistotniejsze i z roku na rok robi to głośniej i barwniej. Dobrze jest mieć takie miejsce jak Twój blog Moniś - gdzie można z dala od zgiełku spojrzeć w siebie i pomyśleć jak wykorzystać kolejny darowany adwent, bo tak na prawdę nie wiemy ile jeszcze mamy szansę ich otrzymać...
Masz rację, Gabrysiu, we wszystkim. Nie wiemy, ile jeszcze tych szans przed nami, dlatego trzeba wykorzystać każdą nam darowaną, a przecież Adwent jest taką właśnie szansą. Daną nam z miłości przez Miłość. Dopiero jak się człowiek zatrzyma i wsłucha uważnie w adwentowe oczekiwanie, zrozumie, po co jest to wszystko i jak nieistotne są te rzeczy, którymi często się zamartwiamy.
UsuńDobrze, że są tacy ludzie jak Ty, Gabrysiu. Przyjaźń też jest darem, prawda?
M.
Cześć!
OdpowiedzUsuńDzisiaj na blogu dyskusja MOLE CZYTAJĄ: Dlaczego czytamy/nie czytamy kryminały i thrillery? Z gościnnym udziałem REMIGIUSZA MROZA, Vega Czyta i Kasjeusza. Zapraszam do wypowiedzenia się!
LINK: http://artemis-shelf.blogspot.com/2015/12/mole-czytaja-kryminay-i-thrillery-z.html
Pozdrawiam,
Artemis
Dzięki za info!
UsuńPięknie napisałaś, Moniko :)))
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie to najlepsza rzecz, jaką czytałam od baaardzo długiego czasu.
Mnie cieszy radosna atmosfera centrów handlowych, ale to może dlatego, że tak rzadko w nich bywam, prawie wcale. Jednak nie przenoszę jej domu, tu czekam na cichą stajenkę. Pieką się pierniczki, gotuje kapusta z grzybami, lepią się uszka, pakują prezenty... Powoli zbliżamy się do celu. Chciałabym umieć zachować atmosferę Adwentu i tę szczególną gotowość przez cały rok. Będzie trywialnie, jeśli napiszę, że całe życie to Adwent? Będzie. A co tam ;)
Wiolu, ja też lubię świąteczną atmosferę centrów handlowych i przedsmak świąt, którym się nasycam, i tego nie neguję. Fajnie, że są te dekoracje i świąteczne piosenki, ale ze smutkiem obserwuję, że dla wielu to jest właśnie kwintesencja zbliżających się świąt. I te zakupy, porządki, narzekanie, żalenie się, a potem przełamywanie się opłatkiem dla tradycji, z sercem , w którym nie ma żadnych uczuć. A jakiś Bóg, który się narodził? Może i gdzieś jest, ale to było tak dawno temu...
OdpowiedzUsuńUwielbiam przygotowania do świąt, bo w rodzinie, którą wspólnie z Marcinem stworzyłam są tak samo radosne, jak u Was - zapach makowca i sernika, pierniczki, kapusta z grzybami i kompot z suszu... czekamy na to, ale dużo wcześniej zaczynamy czekać na Niego. I to wcale nie jest trywialne - podpisuję się pod tym, co stwierdziłaś - całe życie to Adwent, tylko że nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę...
Wiesz, czego już się nie mogę doczekać? Wiesz... :)))
Ściskam Cię mocno!
M.
Moniko, domyślam, że wiesz :))) Ja też czekam :))) Książka jest w trakcie redakcji, widziałam kilka projektów okładki, są plany :) Jestem z tego powodu szczęśliwa.
UsuńI tak, masz rację, ograniczanie się do błyszczących ozdób i przedświątecznego hałasu jest groteskowe, gdy człowiek nie stworzy sobie wigilijnej enklawy we własnym domu. Cichej i spokojnej, do której może wrócić po zakupach, też niezbędnych przecież. Kiedyś miało się w mieszkaniu choinkę i ona wystarczała do stworzenia nastroju, ubieranie jej to było święto samo w sobie, pamiętam dreszcze, kiedy tato rozkładał plastikowe drzewko w pokoju, a mama przywiązywała zerwane nitki do bombek. My próbowaliśmy scalić stare łańcuchy. A dziś można obwiesić cały dom, sklepy, ulice ozdobami, światełkami i nic nie czuć, oprócz wewnętrznego dygotu, pośpiechu, zmęczenia. Można to zrobić i zasłonić sobie tym święta. Albo je podkreślić. Zależy od człowieka :) Całuję Ciebie i w ogóle Waszą Rodzinę :)