Literackie czwartki: Szczęście na opak - cz. 4

Fot. Michał Oleksa


1 październik, wtorek

Młodzieżowa kafejka "Kaj", która mieściła się w samym centrum miasteczka uniwersyteckiego, wypełniona była po brzegi młodymi ludźmi. "Kaj" był miejscem spotkań towarzyskich studentów z wszystkich kierunków i lat, więc na wolny stolik o tej porze nie było raczej szans. Jedynym rozwiązaniem było przysiąść się do kogoś, jeśli tylko znalazło się nie zajęte przez nikogo krzesło.
Mariusz mrużył swoje oczy krótkowidza, wypatrując w tłumie znajomej ciemnej głowy. Gdy zlokalizował stolik przy oknie, przy którym siedziały dwie samotne dziewczyny, prawie podskoczył do góry z radości. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, jak na skrzydłach podleciał do wypatrzonego stolika i zdyszany zawisł nad głową przerażonej Ewy. 
- Eeee... - nagłe spotkanie i bliskość wybranki odjęło mu mowę i zmysły. Próbował odszukać w myślach jakieś sensowne zdanie, ale na usta cisnęły mu się tylko same wspomnienia typu: "Rok temu wybili mi zęba", czy też "Na treningu dostajemy zawsze niezły wycisk. Może chciałabyś kiedyś przyjść i zobaczyć?".  Mrożący wzrok ukochanej przeszył go nagle  takim zimnem, że natychmiast oprzytomniał i wróciła mu mowa. 
- Eee... przepraszam, ale tyle tu ludzi...czy mogę... 
- Wydaje mi się, że ktoś tu jest zbędny - wycedziła przez zęby Ola, wciąż mrożąc Mariusza pogardliwym spojrzeniem. 
- No właśnie - podchwycił Mariusz i spojrzał wymownie na Ewę. - Ja chciałem... to znaczy... my się znamy, studiujemy razem - uśmiech chłopaka aż promieniał szczęściem, gdy patrzył na ukochaną Olę. Była tak blisko, jak nigdy dotąd, była tuż na wyciągnięcie ręki, tuż... 
- Czyżby? - Ola skrzywiła swój zadarty nosek, a Mariusz w tej chwili pomyślał, że nikt nie ma tak gładkiej cery i tak delikatnej skóry, która układa się w rozkoszne fałdki na nosie. 
- Nie przypominam sobie ciebie - kontynuowała Ola. - I w ogóle myślę, że...
- Ale ja sobie przypominam! Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na całym pierwszym roku! Masz najbardziej lśniące włosy i najcudowniejsze oczy, które błyszczą jak gwiazdy! Jesteś... jesteś boginią o nieziemskiej urodzie, jesteś jak wiosna, lato, jesień i zima, jak... - Mariuszowi jednocześnie zabrakło tchu i dalszych pomysłów. Patrzył z uwielbieniem na przedmiot swojej miłości i własnym oczom nie mógł uwierzyć, kiedy piękna Ola uśmiechnęła się do niego łaskawie. 
- Może usiądziesz? - spytała słodko, mrugając rzęsami. Wiele słyszała w życiu komplementów, ale tylu naraz i tak płomiennych nie słyszała jeszcze nigdy dotąd. Dlatego ten blondynek w okularach wydał jej się na tyle ciekawy, aby mogła z nim spędzić dzisiejszy wieczór. 
Mariusz własnym uszom nie mógł uwierzyć, ale klapnął posłusznie na wolne krzesło i jednym duszkiem wypił całą szklankę wody mineralnej, należącej do Ewy. 
Ola prychnęła tylko pogardliwie, natomiast Ewa spojrzała na dziwnego intruza z większym zainteresowaniem. 

                                                    ... 

Mariusz, po raz pierwszy od wielu miesięcy, aż promieniał szczęściem. Rozsyłał uśmiechy na prawo i lewo, i wszystkim napotkanym sąsiadkom kłaniał się bardzo nisko, wykrzykując "dobry wieczór!". 
Pani Barańska, sąsiadka z drugiego piętra, wracała właśnie do domu po męczącym dniu pracy. Powłóczyła powoli obolałymi od długiego stania nogami, dodatkowo obciążona siatą, w której były zakupy dla całej rodziny na najbliższe dwa dni. Była już prawie pod klatką, kiedy nagle tuż pod jej nosem wyrósł młody Janik z pierwszego i z przeraźliwym okrzykiem "bry wieczór!" zamachnął się i wytrącił jej z ręki ciężki tobół z zakupami. Barańska z przerażeniem patrzyła jak jej kolacja wysypuje się z plastikowej reklamówki i turla po ulicy. Czerwone pomidory toczyły się za ciepymi jeszcze bułkami, a poganiała je ćwiarteczka "Żytniej", kupiona okazyjnie, tak na rocznicę poczęcia najmłodszej córki. 
- Jeeej... - jęknęła kobieta. 
- Pani się nic nie martwi, ja pomogę! - Wykrzyknął Mariusz i z takim  zapałem rzucił się w stronę uciekających produktów, że swą długą nogą zaczepił o Barańską. 
- O ludzie kochane!!! - dało się słyszeć przy gruncie. - Sam pijany chodzi i ludzi zaczepia. Ożesz ty... takie to teraz wychowanie! A rodzice tacy porządni... Idź precz, nie dotykaj mnie zarazo! - wykrzyknęła i zamachnęła się ręką, odtrącając ociekającą sokiem z pomidorów dłoń Mariusza. 
- Ja pomogę... - mamrotał, próbując na siłę podnieść z ziemi miotającą się wśród pomidorów i "Żytniej" Barańską. 
- Idź precz, bo po policję zadzwonię! Ludzie kochane, żeby po całym dniu pracy taki łobuz pod samiuśką klatką czatował. Czekaj no, już ja powiem rodzicom, jaką zarazę wychowali... - krzyki Barańskiej przybierały na sile, obok niej zaczął się kłębić niewielki tłum ciekawskich, więc Mariusz, nie czekając na rozwój wydarzeń, wycofał się dyskretnie i czmychnął czym prędzej do klatki schodowej. Przecież chciał tylko pomóc... 
Był dziś taki szczęśliwy, że gotów był zmieniać na lepsze cały świat. Powodem tego szczęścia była ubóstwiana Ola. Ukochana pozwoliła  łaskawie odprowadzić się do domu, przez całą drogę słuchając komplementów na temat swojej zniewalającej urody. Pod blokiem pozwoliła potrzymać się za rękę, na której Mariusz odcisnął namiętny pocałunek, a potem nawet uśmiechnęła się do niego. I odeszła, pozostawiając swój zapach i cudowne wspomnienia. I czyż życie nie było piękne?
Jak więc mógł nie pomóc Barańskiej, kiedy znalazła się w potrzebie? Chciał tylko pomóc... 
Monika A. Oleksa, 1991 rok


Fot. Michał Oleksa
  
 I to by było na tyle zapisków z wygrzebanego po latach zeszytu. Tutaj skończyła się moja inwencja twórcza w roku 1991. Dzieląc się tym tutaj, zastanawiałam się, co mnie wtedy skłoniło do takiej desperackiej twórczości:) Myślę, że chciałam pewne rzeczy utrwalić, bo dużo się wówczas działo... Co prawda wiele lat minęło, ale ten studencki czas pamiętam bardzo wyraźnie, więc myślę, że pokontynuuję wątek Mariusza i jego żarliwego uczucia w literackich czwartkach:) Pod warunkiem, że ktoś będzie chciał to czytać!    

Komentarze

  1. Słyszałam kiedyś takie powiedzonko,że każdy dobry uczynek musie być ukarany...hmmm-czyżby to była prawda?-wolę jednak w to nie wierzyć..co do czytania-to nieśmiało podnoszę rękę-jestem chętna:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też, ja też chcę dalej czytać !!!
    M.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru