Literackie czwartki: 16 godzin z życia kobiety
Fot. Marcin Oleksa |
Najbardziej lubiła poranki. Zazwyczaj przynosiły trzeźwość umysłu i skrawek nadziei, że dzisiaj się uda. Poranek był jedyną porą dnia, kiedy mogła spojrzeć na siebie w lustrze. Twarz na którą patrzyła wydawała się znajoma, chociaż bywały dni, gdy patrząc w lustro zastanawiała się, kim jest ta kobieta po drugiej stronie? Nie lubiła jej i już dawno przestała ją szanować. Zawiodła się na niej już tyle razy, że już nawet nie próbowała jej zaufać ani uwierzyć w jakiekolwiek słowo, które tamta wypowiadała. Kłamała. Zawsze kłamała. Składała obietnice, których nie potrafiła dotrzymać. Więc Alicja wogle przestała ją słuchać. Ale czasami powtarzała jej słowa.
Przepraszam, już nie będę. Kończę z tym. Chcę żyć normalnie. Przepraszam córeczko. Już tego nie wezmę do ust. Od jutra. Od poniedziałku. Od nowego roku. Zacznę po świętach, bo wiadomo, święta to święta.
Nienawidziła siebie za to, że wcale nad sobą nie panowała. Nie miała żadnej władzy nad rękami, które sięgały po butelkę, wydając na nią ostatnie pieniądze, które udało jej się odłożyć albo pożyczyć; lub przyjmując ją od kogoś życzliwego, kto rozumiał. Rozumiał, że musi się napić, bo to pragnienie było silniejsze. Rozumiał, że życie było tak podłe, iż nie można było zmierzyć się z nim na trzeźwo, bo wtedy bolało najbardziej.
Ranek przynosił trzeźwość i wyrzuty sumienia. Czasami ich słuchała i chciała coś zmienić. Chciała zmienić siebie, tak zupełnie nie pasującą do tego świata. Patrzyła w oczy swojej córeczki i czuła, jak tysiące ostrych szpilek wbija się w jej serce. Miała zaledwie sześć lat, a tak dużo rozumiała. Więcej niż Alicja by chciała...
Aby pozbyć się szpilek, łagodziła kontury otaczającej rzeczywistości i zmiękczała ją. Jeden kieliszek, jedna lampka, jedno piwo. Przecież to nic złego. To ludzkie. Taka potrzeba odreagowania; powstrzymania spraw wciskających się na siłę do jej życia. Pomimo tego, że zamykała im przed nosem drzwi, nie odchodziły. Stały cierpliwie, natrętnie pukając i zaglądając do środka przez uchylona szparę. Niezapłacone rachunki, zawiadomienia, przypomnienia, wezwania. Koperty, z których każda powodowała, że świat szarzał i bladł, a życie bolało. W takich chwilach najbardziej chciała zapomnieć. Pomagał sen, z którego nie chciała się budzić. Naciągnięta na głowę kołdra odgradzała od rzeczywistości. Alkohol pomagał zapaść w sen i rozgrzeszał ze wszystkiego. Z tego, że sobie nie radziła. Że była beznadziejną matką. Że we wszystkim czego się dotknęła, była do niczego. Że nic jej się nie chciało. Po prostu nic.
Już dawno przestała patrzeć ludziom prosto w oczy. Nie chciała się wstydzić. Tego jak wygląda. Kim jest. Tego, co robi i czego nie robi. Tego, że ostatnio znowu zniknęła na trzy dni i że zupełnie zapomniała o tym, że miała odebrać swoją córeczkę ze szkoły. Dlaczego innym życie przychodziło bez wysiłku, a ona nie potrafiła wytrwać w normalności, która w pewnym momencie stała się zbyt trudna? Co takiego było z nią nie tak, że nie potrafiła się dopasować?
Alicja spojrzała w przybrudzone smugami deszczu okno, w którym odbił się zabłąkany, pojedynczy promyk słońca. Skąd się tu wziął w listopadzie? I dlaczego zajrzał akurat w jej okno?
"Muszę je umyć" - pomyślała, nie mogąc oderwać wzroku od ciepła i światła, które nieoczekiwanie wtargnęło w jej życie.
Gdzieś tam, po drugiej stronie tego okna był świat, którego się bała. Świat, który ją odrzucił. Nie zrozumiał. Świat, od którego kiedyś oczekiwała pomocy i który ją po prostu zostawił. A ona sobie nie poradziła. Taka się już urodziła, z wybrakowanym genem przystosowania, z brakiem poczucia własnej wartości, z brakiem wiary w cokolwiek. Ale z nadzieją, że znów usłyszy te słowa: Nie zostawię cię i nie pozwolę ci zmarnować swojego życia. Będę o ciebie walczyć, nawet jeśli to będzie walka z samą tobą i tym, co jest w twojej głowie.
Czekała więc, obiecując sobie kolejnego ranka przeżyć ten dzień nie poddając się słabości. I kolejny raz spuszczała ze wstydem głowę, nie chcąc spojrzeć na siebie i swoją porażkę. Bo znowu przegrała. I zawiodła. Ale wciąż czekała...
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Oleksa |
Trudny ten tekst i jakiż prawdziwy...ile razy poskąpiłam- być może uśmiechu, dobrego słowa...ile razy ktoś obok mnie potrzebował słów otuchy? Nie otrzymał?...alkohol to wierny przyjaciel prawda? nigdy nie zawiedzie, zawsze się uśmiecha tym swoim podstępnym uśmieszkiem, tak długo się uśmiecha, tak długo jest wierny..a potem?..potem już jest za późno, mocno za późno..Gdybym może się odezwała, uśmiechnęła...na szczęście zawsze jest czas na to, by dobrym,przypadkowym słowem,uśmiechem-może komuś uratować życie
OdpowiedzUsuńBardzo życiowy tekst. Niestety smutna i szara rzeczywistość, która zaczyna zaglądać w oczy zwykłym, słabszym psychicznie kobietom. Często jest tak, że właśnie te kobiety same muszą borykać się z tym ciężarem.
OdpowiedzUsuńKiedyś myślałam, że te i ci, którzy piją, obiecują i znów piją, że to od nich zależy. I nie rozumiałam dlaczego jest inaczej. Sama nie miałam i nie mam żadnego problemu z alkoholem, ale znam już ten mechanizm, że jeszcze dzisiaj a jutro już na pewno nie, na pewno inaczej. Czasem dotyczy to spraw drobnych - jedzenia, słodyczy, odkładania prac koniecznych. Nawyków, a może czasem już nałogów, które pozornie nikomu nie szkodzą, poza osobą, której dotyczą. Bardzo przejmujący jest ten tekst Moniko i bardzo prawdziwy. Pozwala współczuć i wybaczyć, a może tylko spróbować zrozumieć. Znam żonę i inną kobietę, matkę alkoholika. Ten pierwszy nie żyje od czterech miesięcy, zmarł na skutek wieloletniej choroby alkoholowej, do której nie chciał sie przyznać. Ten drugi, młody jeszcze człowiek, z doktoratem przysparza wiele problemów, nawet jeśli z matka nie mieszka. To taki cierń i wieczny niepokój. I wiem, że pomimo całej swojej wiedzy na ten temat, i współczucie i zrozumienie i wybaczenie jest trudne. Maria
OdpowiedzUsuńnie wiem jak to jest- jak wpada się w taki wir... nie było mi łatwo i nie jest, ale alkohol nigdy nie był mi potrzebny- współczuję ludziom, którzy się z tym borykają, ale nigdy nie poświęciłabym życia dla alkoholika, a tekst piękny,dobrze się czyta,ale smutny, bo coraz więcej jest takich kobiet, a tych żal najbardziej...
OdpowiedzUsuńCzłowiek jest słaby i tak często nie radzi sobie z własnym życiem, które go przerasta. Wtedy najłatwiej sięgnąć po cichego "przyjaciela", który nie robi żadnych wyrzutów i niczego nie wymaga. I tak to się zaczyna; i wciąga, do momentu aż człowiek dosięga dna. Dobrze, gdy na drodze stanie ktoś, kto nie godząc się na to, wyciągnie rękę, ale stawiając warunki. To bardzo trudny problem, uzależnienie. Trzeba być silnym, aby umieć mądrze pomóc; a to jest trudne - zwłaszcza w stosunku do kogoś bliskiego.
OdpowiedzUsuńPani Grażyno, Mario, Śliczna Stokrotko i Gabrysiu - dziękuję, że podjęłyście się zostawić komentarz pod tekstem, który nie jest łatwy. Pozdrawiam Was bardzo cieplutko, dziękując wszystkim, którzy tu zaglądają, za obecność.
M.