Opowieść o dwunastu miesiącach

Fot. Maria Sawicka Styczeń usiadł w bujanym fotelu i zapatrzył się na trzaskający złotymi iskierkami ogień w kominku. Otulony baranim kożuszkiem nie czuł zimna. Wręcz przeciwnie, było mu nawet za gorąco. Tegoroczna zima znowu kaprysiła. Zamiast porządnie sypnąć śniegiem i zmrozić zimnem, popadywała londyńską mżawką albo zalewała się łzami jak listopad. Temperaturę też miała niezimową, i przyroda przez to głupiała, trwając w zawieszeniu między jesienią a wiosną. Styczeń już kolejny rok nie mógł się z zimą dogadać. Dochodziło nawet między nimi do kłótni, które można było usłyszeć w szalejącym wietrze o takiej sile, że łamał gałęzie i wyrywał z morza spienione fale. I chociaż Styczeń starał się przekonać zimę, że tak być nie powinno, ona trwała przy swoim. Uparta królowa, z sercem bynajmniej nie z lodu. Fot. Maria Sawicka Wściekał się, ale ją rozumiał. Czuła się zraniona, bo ludzie ją zawiedli. Cokolwiek by nie zrobiła, zawsze na nią narzekali. Gdy...