Opowieść o dwunastu miesiącach
Fot. Marcin Piotr Oleksa Marzec uniósł twarz ku słońcu, przymykając oczy i pozwalając ciepłym promieniom na delikatną pieszczotę. Wiosna kaprysiła, jak to ona. W zależności od humoru potrafiła zaczarować dzień i sprawić, że okna domów otwierały się szeroko, zapraszając ciepło i słoneczny blask, który powracał po długich miesiącach zimowej szarości, ale umiała również wściekać się jak zraniona kobieta, naciągając na niebo pochmurną zasłonę i spuszczając ze smyczy niepokorny wiatr, który wciskał się ze swoim chłodem w szczeliny i zakamarki, ziębiąc, pomimo wiosny w kalendarzu. Marzec przyzwyczaił się już do tego. Było tak, odkąd pamiętał. To on, jako ten przełomowy miesiąc przesilenia, był świadkiem nieustannej walki Zimy z Wiosną. Obie tak samo uparte i pokazujące swoją moc; ścierające się w walce, w której każda wykorzystywała swoje najmocniejsze argumenty i żadna nie chciała ustąpić. Obserwował to i starał się nie dawać ludziom złudzeń. Przeplatał ciepłe dni...