Opowieść o dwunastu miesiącach
Jezioro Bukowo w Dąbkach Lipiec siedział nad brzegiem jeziora i chłodził w wodzie zmęczone stopy. Leniwe popołudnie plotło się swoim własnym rytmem, który niczego nie narzucał i spowalniał czas upływający wakacyjnym nurtem. Bez pośpiechu. Bez napięcia. Bez powinności. Lipiec, tak jak żaden inny miesiąc roku, potrafił wyciszyć i rozluźnić. Przynosił odpoczynek potrzebny do regeneracji sił i podreperowania zaniedbywanego zdrowia. Długie, ciepłe i pełne słońca dni zachęcały do spacerów i wyjazdów, a noce wypełnione muzyką świerszczy, nakłaniały do rozmów i zwierzeń, które zbliżały. Ludzie siadali blisko siebie i w ciszy nocy odnajdywali wspólne porty, do których zawijali już nie jako przypadkowe statki na oceanie życia, ale płynąca pod tą samą banderą załoga, złączona silnymi więzami podobnych doświadczeń i relacją, z której wzajemnie czerpali. Lipiec lubił przesiadywać obok nich, zasłuchany w te nocne rozmowy. Nikt nie patrzył na zegarek i nie liczył upływając...