Fot. Marcin Piotr Oleksa Czasami bywa tak, że przy Wigilijnym stole nie pada ani jedno słowo. W ciszy wieczoru milknącego wobec tajemnicy Bożego Narodzenia, słychać jedynie trzask łamanego opłatka. I nie ma słów, jedynie spojrzenia, i, być może, bezgłośnie wyszeptane: "przepraszam" czy "wybacz"; a może nic, tylko to spojrzenie i łza, która oczyszcza i wyrazi więcej niż to, co moglibyśmy powiedzieć. Czasami bywa również i tak, że w noc, kiedy wszystko milknie w zadziwieniu i zapatrzeniu na mizerną betlejemską stajenkę wypełnioną najczystszą Miłością, pada zbyt wiele słów. Słów miałkich i zbędnych, zupełnie niepotrzebnych, niekiedy gniewnych, niekiedy zbyt leniwych, by wypowiedzieć do końca myśl, którą nasunęła świetlista jasność gwiazdy wskazującej tylko jedno miejsce i jeden punkt - Betlejem, objawiające Boga, który przychodzi do człowieka w najbardziej nieprawdopodobny sposób, z niewinnością dziecka, i z całą dziecięcą ufnością i ludzką bezradnością. ...