Wtorkowe spotkania kulturalne: Grażyna Jeromin-Gałuszka "Magnolia"
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
Kiedy na dworze robi się zimno, za oknem mrozi i wieje, a ciemne popołudnia nie zachęcają do długich spacerów i spędzania czasu na zewnątrz, lubię wejść w ciepło książki, która potrafi nie tylko oczarować od pierwszych stron, ale i przypomnieć o nadziei, zwracając jednocześnie uwagę na ludzkie losy i niezwykłość tych, którzy sami uważają się za najzwyklejszych.
Książką, która ogrzewała mnie przez ostatnie zimowe wieczory, i która przyniosła mi wiele radości czytania, jest "Magnolia" Grażyny Jeromin-Gałuszki. Nie mogło jednak być inaczej, bowiem to nazwisko nigdy mnie nie rozczarowało. Ilekroć sięgam po powieść pani Grażyny wiem, że nie będzie ona przypadkowym zlepkiem miałkich słów, tylko kolejną perełką i prawdziwą duchową ucztą, zaskakującą i nieprzewidywalną jak bohaterki "Magnolii".
"Trzy wzgórza utonęły w bielutkiej mgle. Czwartego, tamtego z tyłu, w ogóle nie było widać. Tak czasem bywało po długotrwałych opadach. Wzgórza, parując, wyłaniały się z delikatnych welonów mgły. Uśpione monotonią deszczu bardzo nieśpiesznie poddawały się słońcu, które powoli zaczynało je odsłaniać, rozjaśniając każde swoim światłem, jakby chciały sobie jeszcze podrzemać, pośnić."
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Kiedy Filip Spalski kupił Magnolię, pensjonat w dalekich Bieszczadach piękny jedynie z nazwy, nie przypuszczał, że jego życie, które po odejściu żony i utracie pracy pozbawione zostało jakiegokolwiek sensu, nabierze go w tak bezsensownym miejscu niemalże na końcu świata, z drogami donikąd. Oderwany od wszystkiego co dotąd znał i kochał - zgiełku tętniącego życiem miasta, uporządkowanej codzienności, komfortu i przewidywalności oraz poczucia, że ma nad wszystkim kontrolę, Filip przyjmuje swoją nową drogę jak zesłanie, na jakie sam się skazał w bezsilności udźwignięcia istnienia, które go przerosło.
Nic w Magnolii nie jest takie, na jakie wygląda i nikogo z osób odwiedzających to miejsce regularnie nie da się jednoznacznie określić ani scharakteryzować. Każdy z nich skrywa jakąś tajemnicę, choć początkowo Filip ma to wszystko w nosie. Magnolia jest mu potrzebna jedynie po to, aby zabić czymś nadchodzące dni, wyciszyć ból pojawiający się z każdą myślą dotykającą przeszłości, i nauczyć się wstawać rano z łóżka pomimo tego, że wcale nie ma no to ochoty. Najpierw ucieka więc od życia które znał, i które go dotkliwie zraniło; potem wybiera drogę upodlenia i alkoholu znieczulającego jedynie na chwilę. Chcąc skończyć z tym, co boli, jednocześnie trzyma się kurczowo marnej ludzkiej egzystencji, tak naprawdę nie znajdując pociechy w niczym i w nikim.
Fot. Beata Soczyńska |
Pogrążając się w otchłani półistnienia, Filip sam sobie wymierza karę za złudzenia, jakimi dotąd się otaczał, i za pychę, która zmyliła czujność. Magnolia, knajpa z hotelikiem w budynku po starym więzieniu, była najbardziej odpowiednim miejscem, na jakie Filip w tej chwili zasługiwał. Zginąłby tam z głodu, albo zapił się na śmierć, gdyby nie kobiety, które go irytowały i były dla Filipa absurdem całej tej nowej rzeczywistości.
Czesia Gawlińska, najskuteczniejsza broń Magnolii i motor, dzięki któremu to miejsce nadal funkcjonowało, wyśmienita kucharka i najbardziej upierdliwa osoba, z jaką Filip kiedykolwiek miał do czynienia. Marlena, wpadająca do Magnolii regularnie dwa razy dziennie na kawę z ekspresu, czytająca nieaktualne gazety, które kupowała od obwoźnego sprzedawcy, Zenka Jaszczuka, w Bieszczadach szukająca ucieczki od zgiełku rozkrzyczanego świata, który drażnił tak bardzo, że z niego zrezygnowała. Kolorowa jak ptak Doris, dziewczyna, która przyjechała na chwilę i została na dłużej, pełna skrajności i z tajemnicą odkrytą z niemałym zaskoczeniem. Tuśka opowiadająca nieustannie historię miłości Luizy i Rudolfa, plącząca się wiecznie pod nogami dziewczynka, która wszystkich w Magnolii próbowała przekonać, że jest najbardziej beztroskim dzieckiem na świecie, choć żołądek ściskał się z głodu, o czym nikomu nie powiedziała ani słowa. I Olga z uśmiechem, który ogrzewał, i z łagodnością, jaką obdarowywała wszystkich wszędzie tam, gdzie się znalazła. Codziennie w sezonie przywoziła na rowerze świeże warzywa i owoce, aby zarobić choć parę groszy, a potem, z tym samym łagodnym uśmiechem odjeżdżała do sparaliżowanego i dużo starszego od siebie męża, którym troskliwie się opiekowała, a Filip długo odprowadzał wzrokiem jej drobną sylwetkę, w twarzy Olgi odnajdując jedyne ukojenie.
"Może jest tak, że człowiek musi mieć kogoś, kogo kocha. Lub coś. Może to konieczne, by czuć, że się w ogóle żyje, należy do jakiegoś świata."
Fot. Beata Soczyńska |
Magnolia staje się dla Filipa rzeczywistością, w jakiej powoli uczy się odnajdywać. Codziennością, w której ma pewne stałe punkty odniesienia, potrzebne każdemu człowiekowi. Uczy go na nowo czegoś chcieć. I trwa wraz z Filipem, na przekór wszystkiemu.
"Magnolia", opowieść Grażyny Jeromin-Gałuszki, jest jedną z tych historii, z których nie chce się wychodzić. Czytelnik tak bardzo zżywa się z bohaterami, że ma ochotę pozostać z nimi i zajrzeć poza to, czego autorka już nie dopowiedziała.
Grażyna Jeromin-Gałuszka jest mistrzynią w kreśleniu bardzo wiarygodnych, a przy tym złożonych postaci kobiecych. Stopniowo odkrywa przed czytelnikiem całą gamę emocji towarzyszących kreowanym przez nią bohaterkom i zawsze zaskakuje pokazując, że nic nie jest tak oczywiste, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Dodatkowo autorka przyprawia swoje powieści taką dawką ciepła, że w zimowe dni rozgrzewają lepiej niż koc i herbata z malinami. Jeśli dodam do tego przewrotne poczucie humoru i piękny język, w którym czytelnik zanurza się z podobną przyjemnością jak w snutej na kartkach książki opowieści, wychodzi obraz całości - powieść do smakowania, zdanie po zdaniu i strona po stronie.
Szukając gwiazdkowego prezentu, warto zatrzymać się przy książce, a te, które wyszły spod pióra Grażyny Jeromin-Gałuszki, polecam najbardziej, bo naprawdę nie rozczarują, i pozostawią z uczuciem niedosytu, jaki ja osobiście czuję po przeczytaniu "Magnolii", pięknej i mądrej opowieści o życiu.
Mam tę książkę. Mam i nie mam. Wędruje wśród znajomych, którzy nie mogą się z nią rozstać. Kiedy wróci - od razu przeczytam:) Pięknie o niej piszesz:)
OdpowiedzUsuńO książkach pani Grażyny nie da się pisać inaczej, Olu. Są przesycone mądrością i ciepłem, a przy tym zupełnie pozbawione banalności i mocno nieprzewidywalne. Cenię też ogromnie przewrotne poczucie humoru Autorki, i jej język, w który "wchodzi" się z wielką przyjemnością.
UsuńNie dziwię się, że ta książka wędruje wśród Twoich znajomych :) Jak tylko wróci, przeczytaj koniecznie! Nie rozczarujesz się!
Pozdrawiam Cię cieplutko z cudnie mroźnego Lublina :D
M.
Czytałam całkiem niedawno i na ten niedosyt mam już kolejne 2 części (-: Pozdrawiam serdecznie (-: Renata
OdpowiedzUsuńNa mojej półce stoi już kolejna część, a ta najnowsza będzie pod choinką :D. Na razie dawkuję sobie przyjemność i do świąt przeciągam moment oczekiwania, podsycając niedosyt :).
UsuńPozdrawiam Cię, Reniu, bardzo serdecznie!
M.