Literackie Czwartki: Czwartkowe obiady, odc.40

Fot. Marcin Piotr Oleksa 

Helena wniosła do pokoju na małej tacy dwie szklanki z zaparzoną kawą, która swoim aromatem wypełniła cały dom. Ostrożnie zdjęła szklanki w srebrnych koszyczkach z tacy i postawiła je obok dwóch talerzyków z ciastem. Lubiła te spokojne, przedpołudniowe chwile, które mogli spędzić z Henrykiem tylko we dwoje. To był ich małżeński rytuał, którym się cieszyli jak kiedyś, dawniej, gdy wspólne chwile musieli wyrywać z codzienności, dzieląc swój czas między dzieci i pracę. Czas na emeryturze dał im siebie. Zwrócił to, co zabrał na początku małżeństwa, przynosząc wówczas zbyt wiele obowiązków codzienności, którym oboje musieli sprostać. Te wszystkie wspólnie przeżyte lata nauczyły ich doceniać drobiazgi, takie jak te przedpołudnia, smak kawy i bliskość. Czasami rozmowa, czasami milczenie. Wspólne bycie razem tu i teraz. Ich czas, odkrywany na nowo. Smak dojrzałej miłości, która już nic nie musi, a tak wiele rozumie. 
- Wiesz, Heniu, lubię ten poświąteczny czas, kiedy jeszcze czuję smak Bożego Narodzenia, ale już bez tego rozgardiaszu i bez tej przedświątecznej gorączki, kiedy wciąż mam wrażenie, że z niczym nie zdążę. 
- Bo ty, Hela, za bardzo się wszystkim przejmujesz. - Henryk sięgnął po ciasto, z którego Helena coraz częściej ostatnio go rozliczała. - Dzieci już dawno mamy dorosłe, a ty wciąż traktujesz ich wszystkich tak, jakby nieustannie potrzebowały twojej opieki. 
- Bo potrzebują! - obruszyła się Helena. - Pomimo tego, że dorosłe, wciąż popełniają błędy i pakują się w kłopoty. Trzeba nad nimi czuwać, Heniu. 
- Zupełnie się z tobą nie zgadzam. Każde z naszych dzieci wybrało swoją własną drogę, a ty, choćbyś stanęła na głowie, i tak nie uchronisz ich przed pomyłkami i błędami, które i tak popełnią, bo uważają, że są mądrzejsze od nas. Nie uważasz, że najwyższy czas na dobre odciąć pępowinę i pozwolić im zatęsknić? 
- Ty to najchętniej wysłałbyś je na koniec świata, a najlepiej tam, gdzie nie ma zasięgu. - Helena ujęła w dłonie szklankę z kawą i zajęła gorzkawym napojem, który od zawsze piła dla przyjemności. 
Henryk uśmiechnął się. Lubił podpuszczać żonę. Znał ją tak dobrze, że dokładnie wiedział, jak zareaguje, co powie, jak się zachowa. Przeżyli ze sobą tyle lat, że żadne z nich nie pamiętało, jak to było kiedyś, zanim się poznali. Czasami się sprzeczali, bywało, że obrażali na siebie śmiertelnie, a czasami potrzeba było ogromnych pokładów cierpliwości, aby nie wybuchnąć, odpuścić. Oboje wiedzieli jednak, że podejmując przed laty decyzję o wspólnej drodze, wzajemnie wzięli za siebie odpowiedzialność i żadne nigdy nie dopuściło do siebie myśli, że ma dość, i że można inaczej, oddzielnie. Łatwiej. 
Siedząc tak obok Heleny, Henryk uświadomił sobie, że bez niej nie dałby rady przez te wszystkie lata. Jego żona, choć jak każda  -czasami zrzędliwa, tak naprawdę była sensem wszystkiego, co razem stworzyli. Dzięki niej ich dom miał w sobie ciepło, do którego ich dzieci nadal chciały wracać. Dzięki niej zwykła codzienność miała niepowtarzalny smak takiej właśnie kawy-parzuchy, a niedziela zawsze kojarzyła się ze świętem i rosołem. Tylko Helena potrafiła załagodzić wzburzone emocje Henryka, gdy polityczne bzdury, które oglądał w telewizji podnosiły mu ciśnienie, i tylko ona potrafiła skłonić go do tego, aby zmienił zdanie, gdy już podjął jakąś decyzję. Helena była integralną częścią jego życia - jak to powiada stare powiedzenie - z babą źle, ale bez baby jeszcze gorzej. Świat bez Heleny po prostu by się dla Henryka zawalił, i on dobrze o tym wiedział. 
Teraz, patrząc na swoją żonę kątem oka, uśmiechnął się do myśli, że nadszedł taki czas w ich małżeńskim życiu, że z nikim nie musi się już Heleną dzielić i że teraz, po tym jak dzieci się powyprowadzały, on, Henryk, jest dla niej najważniejszy. Tak jak ona dla niego. 



Mieszkanie Bogusi lśniło bardziej niż przed świętami, a wysprzątany pokoik, w którym zwykle zatrzymywała się Natasza z Jagodą, czekał na przyjęcie nowej lokatorki, której przyjazdu Bogusia nieco się obawiała. Kuzynka Kornelia miała przylecieć w czwartek. Natasza już obiecała matce, że obie pojadą do Warszawy, aby odebrać z lotniska Kornelię, dla której przylot do Polski po tak wielu latach nieobecności mógł okazać się poruszającym przeżyciem. 
Bogusia była pełna wątpliwości co do tych odwiedzin, i nie omieszkała podzielić się nimi z Eulalią, która mocno przeziębiona, wygrzewała się w łóżku, pod czujnym okiem i opieką Marty. 
- Zupełnie nie wiem, czego się po tym babsku spodziewać - jęczała Bogusia do słuchawki telefonu. 
- Zamiast się cieszyć, że będziesz miała jakąś rozrywkę, to marudzisz - odpowiedziała Eulalia, sięgając po chusteczkę, aby wydmuchać zapchany nos. 
- Ale cię wzięło. Gdzieś ty łaziła, że takie paskudztwo złapałaś? 
- Sąsiadka na ploty przyszła i naniosła mi wirusa wraz z sąsiedzkimi opowieściami. A potem mnie jeszcze Marta do Zamkowych Tarasów wyciągnęła, no i się doprawiłam. 
- Zamiast po galeriach latać, przyjaciółką byś się zajęła! - prychnęła Bogusia. 
- A ty co, dziecko jesteś? Z wnuczką czas spędzałam. Wiesz, od czasu do czasu lubię porozpieszczać Martusię, a jak sobie pomyślę, że już niedługo jakiś facet zabierze mi ją na zawsze, to płakać mi się chce. 
- A właśnie, ustalili już jakiś termin? - Bogusia bardzo aktywnie uczestniczyła w życiu przyjaciółki i jej bliskich, czując się po tylu latach dobrej i owocnej znajomości, niemalże członkiem rodziny i uważając na tej podstawie, że ma prawo do zadawania nawet najbardziej osobistych pytań. 
- No własnie nie. Na razie przyglądają się kalendarzowi i lokalom. Twierdzą, że mają czas i chyba nie spieszy im się do dorosłości. 
- No i bardzo dobrze! - wykrzyknęła Bogusia tak głośno, że Eulalia skrzywiła się i musiała odsunąć słuchawkę od ucha. - Niech się dziewczyna nacieszy młodością i jej urokami. Jak wpadnie w tryb: praca-dom-dzieci-mąż, nie będzie miała czasu na realizowanie siebie. 
- Jakoś nie wyobrażam sobie Marty zamkniętej w czterech ścianach z pieluchami, gotującej obiadki i czekającej na przyjście męża z pracy - zachrypiała Eulalia, kaszląc do telefonu tak, że Bogusia odsunęła od siebie komórkę z obawy przed zarażeniem. 
- Kochana, sama wiesz najlepiej, że życie weryfikuje nasze marzenia i plany, często stawiając nas w miejscu, w którym same siebie nigdy nie wyobrażałyśmy, niestety. 
- Ale przyznasz, że zaskakiwać też potrafi, i to miło. To nie zawsze jest tak, że nic od nas nie zależy. Często sami bezwolnie godzimy się na coś, czego nie do końca chcemy, a potem po prostu przyzwyczajamy się i nie chcemy niczego zmieniać, bo każda zmiana kosztuje, a nowe zawsze niepokoi i przeraża. 
- Ty się, Lalka, strasznie filozoficzna w tej chorobie zrobiłaś. - Bogusia pokręciła głową, sprawdzając jednocześnie palcem, czy drzewko szczęścia na parapecie nie ma już za sucho. 
- Bo za trudne tematy poruszasz - zakaszlała Eulalia. - Uprzedź dziewczyny, że ze względu na to, że ja zaległam, a ty jedziesz na lotnisko, czwartkowy obiad przekładamy. 
Bogusia westchnęła ciężko. 
- Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że na następnym będzie nas o jedną więcej? Obawiam się, że moja kuzynka pozna moje życie od podszewki. 
- Będzie ciekawie, Bogusia. Coś się będzie działo! A! Tylko Staszka przed nią schowaj, żeby mu się amerykańskiego snu nie zachciało!
- No co ty, Lala! Gdzie on taką drugą jak ja znajdzie? - Eulalia wyraźnie usłyszała w głosie przyjaciółki rozbawienie, i sama się uśmiechnęła, już tęskniąc za wulkanem Bogusinej energii. - Wracaj szybko do zdrowia, bo zamierzam zaangażować cię w umilanie czasu mojej kuzynce. 
Uśmiechnęła się i cmoknęła w słuchawkę, dając przyjaciółce znać, że ta rozmowa ją zmęczyła i że jej obolałe gardło potrzebuje wytchnienia. 
- Trzymam za ciebie kciuki. Może nie taki diabeł straszny, jak ci się wydaje - powiedziała jeszcze i zostawiła Bogusię z ciężkim zgryzem nadchodzących dni...  cdn...
Monika A. Oleksa 




Komentarze

  1. Przy porannej kawce z moim Henio - Bogdankiem ze łzami wzruszenia przeczytałam, jak pięknie opisałaś dobrze znany mi rytuał. ja już tez nie pamiętam jak było przed tymi kawkami :) Ciekawa jestem kuzynki - co to się będzie działo? Nie każ za długo czekać Moniś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepisując ten fragment z mojego magicznego zeszycika uświadomiłam sobie, że obok Heleny i Henia widzę Ciebie i Bogdanka:) I pomyślałam sobie, że Helena koniecznie! musi przeczytać wiersz Pogodnej Poetki o niespiesznej kawie i takiej zwyczajnej codzienności:)
      A kuzynka... No cóż, sama jestem jej ciekawa!
      Ściskam Cię mocno, dziękując za to, że od czasu do czasu dopuszczacie mnie z Bogdankiem do Waszego małżeńskiego kawowego rytuału:)
      CMOK!
      M.

      Usuń
  2. Podobnie jak Henryk, mój mąż też się cieszy, że po wyprowadzce córki będzie mnie miał wyłącznie dla siebie. Jesteś dobrą obserwatorką, nic dziwnego, że chwyciłaś za pióro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam obserwować życie i wplatać te fragmenty w kartki moich powieści! Lubię słuchać ludzi i przyglądać się ich zwyczajnej codzienności, która mnie fascynuje. Z piórem się nie rozstaję, mam je zawsze przy sobie i zdarza mi się zapisywać zdania w korkach, oczywiście za kierownicą:) Życie wciąż mnie zadziwia. I zachwyca!
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie:)
      M.

      Usuń
  3. Mam cichą nadzieję, że i ja kiedyś, wspólnie z Piotrem, doczekam się takich rytuałów!
    Pozdrawiam serdecznie Ciebie i małżonka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za pozdrowienie dziękujemy:) Mój małżonek poprosił tylko o sprostowanie, żebyś nie myślała, że jest w wieku Henia:))) Sporo młodszy i jeszcze (na szczęście!) dużo lat do tej emerytury:)
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Moniko:)
      M.

      Usuń
  4. Wszystko ma swój czas, ale ja chciałabym już teraz móc tak korzystać z życia :) Całuję mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, Wiolu... ja też... Ale pomimo tego, że nie stać nas na taki luksus czasu jak Henia i Helenę, staramy się celebrować przynajmniej niedzielne kawy. Mamy już taki rodzinny rytuał, że wracając z niedzielnej mszy, wstępujemy na cmentarz do babci i mojego taty, a potem całą czwórką zasiadamy przy naszym dużym stole przy kawie i ciastku. Miłosz, który zapowiada się na kawosza, na razie pije Inkę, ale Michał raz w tygodniu towarzyszy nam już w kawowym nałogu. To jest nasz czas, o który wszyscy dbamy i choćby nie wiem co, musi być tą chwilą dla nas. Na razie tyle nam musi wystarczyć:)
      Również mocno całuję i do tego przytulam!
      M.

      Usuń
  5. Bardzo ciekawy blog! Zostajemy :)

    Buziaczki! ♥
    Zapraszamy do nas :)
    rodzinne-czytanie.blogspot.com

    + obserwujemy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) i proszę, rozgośćcie się, czując jak u przyjaciela. Rewizyty też zamierzam składać:) Dziękuję za zaproszenie.
      Pozdrawiam ciepło!
      M.

      Usuń
  6. Prima! Po prostu prima! Heniu jest the best! No i tej kuzyneczki jestem ciekawa ;) Pozdrawiam :)
    Aga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem ciekawa, bo jeszcze mi się w całości nie "objawiła":) A Henia bardzo lubię, jest w nim wszystko to, co powinno być w mężczyźnie, a do tego docenia wartość swojej żony i domu, jaki mu stworzyła.
      Agnieszko, dziękuję! Pięknie napisałaś! Cieszę się, że wrażliwiec trafił na wrażliwca:)
      Ściskam Cię mocno!
      M.

      Usuń
  7. Na samym początku myślałam, że fragmencik książki "Samotność..." zamieściłaś, taki podobny klimacik się zrobił. Oczywiście szybko się zorientowałam w pomyłce. Jak zwykle - miło poczytać dialogi Twoich przyjaciółek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak jeszcze w tym poświątecznym klimacie zostałam... Lubię zaglądać do domu Heleny i Henryka. Bardzo tam ciepło, pomimo mebli sprzed czterdziestu lat:) Moje przyjaciółki wciąż zadają mi pytanie, kiedy wezmę się za książkę o ich zwyczajnym-niezwyczajnym życiu, a mnie tak strasznie brakuje czasu...
      Ściskam Cię, Olu mocno, mając nadzieję, że zgodzisz się wypić ze mną kawę w drugiej połowie lutego:)))
      M.

      Usuń
  8. Uśmiecham się do komputera, mój tata jak Henryk - też mu skacze ciśnienie jak ogląda wiadomości (-: I jeszcze wszystko wie najlepiej (-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też skacze :) Dlatego staram się jak najrzadziej oglądać wiadomości, ale słucham, jak prowadzę. I często sama sobie muszę łagodzić te wzburzone emocje, zwłaszcza ostatnio...
      Jak ciężki tydzień? Dał się "oswoić"?
      Pozdrawiam najserdeczniej:)
      M.

      Usuń
    2. Ależ ma Pani intuicję! Zapomniałam się podpisać )-:
      To odwrotnie niż mój tata, wieczorne wiadomości ogląda przynajmniej na trzech kanałach (-: Druga połowa tygodnia nie taka straszna, jak się spodziewałam (-:
      Pozdrawiam R.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru