Wtorkowe spotkania kulturalne: Hanna Kowalewska "Tam, gdzie nie sięga już cień"
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
Hanna Kowalewska jest niekwestionowaną mistrzynią słowa, a jej książki, które dotykają zawiłości ludzkiego życia i wyborów, jakie dokonujemy, poruszają głęboko i długo nie pozwalają o sobie zapomnieć. Każda z powieści Hanny Kowalewskiej zostawia czytelnikowi otwarte drzwi, nie podając gotowego rozwiązania ani zakończenia, tylko zmuszając do przemyśleń i refleksji nie tylko nad skomplikowanym losem bohaterów, ale i własnymi decyzjami, które podejmujemy.
Hania Kowalewska to również mistrzyni tworzenia niepowtarzalnego klimatu książki. Ten klimat odnajdziemy w całym cyklu o Zawrociu, jak również w ostatniej powieści "Tam, gdzie nie sięga już cień", która przenosi nas z zabieganej codzienności nad morze. Polski Bałtyk mieni się zielenią i stalową szarością, a opustoszała październikowa plaża Jantarni jest świadkiem rozmów Weroniki z Panem Bogiem i wypisywanych przez nią na piasku "listów", których znaczenie tylko ona jedna rozumie.
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
W chłodny jesienny poranek Inka wysiada z pociągu na małej stacji kolejowej, która nie zmieniła się od czasu, gdy opuszczała to miejsce dziesięć lat temu. Gdyby nie Berta i telegram z jednym zaledwie słowem: "Przyjedź.", Inka za nic nie wróciłaby do miasteczka, z którego w pewien sposób uciekła, i w którym nie potrafiła się odnaleźć po latach nieobecności. Wyparła z pamięci wszystko, co ją tutaj spotkało; a chcąc chronić siebie przed samozniszczeniem, zebrane wspomnienia zwinęła w małą czarną kulkę i odrzuciła od siebie, odsuwając nawet to, co dobre. Miłość Berty. Szczerą, oddaną i prawdziwą. Taką, jakiej nie można sobie wymyślić, i która jest darem. Ten dar Inka również odrzuciła, zamykając się w twardej skorupie, której nikt nie był w stanie przebić. Wymyśliła nowy sposób na siebie w warszawskim życiu, jak najdalej od zapachu morza i dotyku morskiej bryzy; i jak najdalej od tych, wśród których dorastała i których pokochała, ufając bezgranicznie. Tak było bezpieczniej. W ten sposób życie mniej bolało. W ten sposób mogła podejmować każdy dzień ufając, że niczym jej nie zaskoczy i nie zburzy złudnego porządku, jaki wokół siebie wypracowała.
W maleńkiej Jantarni, w której wszyscy o wszystkich naprawdę wiele wiedzą, niewiele osób przywitało Inkę z serdecznością. Nikt oprócz jaj opiekunki, Berty, na nią nie czekał. Niewielu szczerze się do niej uśmiechnęło. Wszędzie jednak wodziły za nią zaciekawione spojrzenia, a do jej uszu docierały złośliwe komentarze, ostre niczym kamienie, raniące brutalniej niż cios. Ból wrażliwej duszy jest o wiele dotkliwszy niż ten fizyczny, kaleczący ciało, a zawiść ludzka dotyka najczęściej tych, którzy niczym nie zawinili.
Niezapomniane spotkanie z Autorką, które miałam zaszczyt poprowadzić |
Przez trudne chwile odchodzenia Berty pomaga Ince przejść Tomek, przyjaciel ze szkoły z dawnych, zapomnianych czasów. Wspiera ją i wyciąga rękę wtedy, gdy inni się odwracają. I czeka wiernie na jedno przychylniejsze spojrzenie i na moment, kiedy Inka pozwoli podejść do siebie na tyle blisko, by poprzez twardość skorupy, jaką się otoczyła, poczuć Życie.
"Tam, gdzie nie sięga już cień" to opowieść o godnym odchodzeniu i pogodzeniu się z tym, co nieuniknione. Osadzona w nadmorskiej scenerii powieść oddaje cały urok jesiennego Bałtyku, a czytelnik, wchodząc w historię Inki, niemalże fizycznie doświadcza smagających podmuchów wiatru, przynoszących jedyny w swoim rodzaju zapach bryzy, którego Inka podświadomie szuka w Warszawie. To książka ciepła i dająca nadzieję, w której spotkać można postaci niebanalne, budzące ciekawość i od pierwszego spotkania zdobywające sympatię czytelnika. Truda Tryska, wędrująca po Jantarni ze swoim aparatem i dokumentująca życie małego miasteczka i jego mieszkańców, nosząca w sobie spokój i mnóstwo wspomnień ukrytych za łagodnym uśmiechem. Weronika, uważana przez tutejszych za starą wariatkę, nieszkodliwą, więc można patrzeć na jej dziwactwa przez palce. Tomek Turbacz, młody pilot ze specyficznym poczuciem humoru, próbujący wyrwać się spod skrzydeł nadopiekuńczej matki i ułożyć własne życie po swojemu, o czym nieustannie rozmawia ze swoim nieżyjącym ojcem, komicznie naśladując jego sposób myślenia i mówienia.
"Tam, gdzie nie sięga już cień" kończy się otwartą dla czytelnika furtką, zapraszającą do dopowiedzenia sobie reszty. Hanna Kowalewska zawsze zostawia miejsce na refleksję i sprawia, że jej powieści długo nosi się w sobie, nie potrafiąc, ot tak, o nich zapomnieć. Autorka dodatkowo "maluje" swoje książki tak pięknym językiem, że trudno po ich przeczytaniu odnaleźć się we współczesnej polskiej literaturze. Ja osobiście przez długi czas pozostaję z uczuciem "kaca książkowego" i tęsknotą za kolejną porcją tak dobrej literatury, gwarantującej potężną dawkę emocji, w których Hania Kowalewska jest nie do podrobienia.
Za słowa zamknięte w bardzo dobrej książce, i za emocje, których Pani dostarcza czytelnikowi, dziękuję Pani Hanno! I proszę o więcej, z niecierpliwością wyczekując połowy czerwca! :)
Monika A. Oleksa
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
Jesienne spotkanie, tak cudowne jak jesienny Bałtyk... |
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
Aaaa rok temu w czerwcu, kupiłam ją, zresztą w Lublinie i ciągle bidula czeka na półce.
OdpowiedzUsuńKasiu, wyciągnij ją z tej półki, bo naprawdę warto, uwierz mi! Uczta dla ducha niezapomniana, smakowanie słowa, jak zwykle u Hanny Kowalewskiej, i niedosyt, gdy dojdziesz do ostatniej strony :(
UsuńŚciskam Cię mocno, licząc na Twoją obecność na premierze "Nieba w kruszonce" w Lublinie:)
M.
Macie z Panią Hanną wiele wspólnego :)
OdpowiedzUsuń