Kruchość ludzkiego życia
Święta już tak całkiem blisko. Przypomina nam o tym kalendarz, biel śniegu za oknem, dzwoneczki świątecznych pastorałek i zabieganie, pośpiech, to nasze coroczne: Nie zdążę! Zostało już tak mało czasu do świąt, a ja jeszcze mam tyle do zrobienia! Biegamy tak, do utraty tchu, po to, aby w święta przystanąć. Obiecujemy sobie, że przez te trzy magiczne dni w roku świat się zatrzyma, a my wraz z nim. I wtedy będziemy mogli odpocząć. Od wszystkiego. Od pracy i nawału obowiązków, które tam na nas czekają. Od gotowania, sprzątania, zakupów. No przecież dlatego robię to właśnie teraz, żeby w święta o tym zapomnieć. O wszystkim zapomnieć. O sobie samym czasami też...
Gubimy się w tej codzienności. Zapominamy o tym, co naprawdę ważne, a troszczymy o rzeczy tak w zasadzie mało istotne, choć w danym momencie wydają się nam BARDZO WAŻNE. Planujemy, odkładamy, już nawet nie marzymy, bo nie mamy czasu ani na te marzenia, ani na ich realizację. Albo marzymy, jak to będzie kiedyś... Kiedyś, jak już... Jak już będę mieć więcej czasu. Jak już się obronię. Jak skończę ten projekt. Jak wygram w lotto. Jak zmienię pracę. Jak kupię większe mieszkanie. Jak zrobię doktorat. Jak znajdę pracę. Jak... A potem staje się coś, co nie daje nam wyboru. I nieważne, że właśnie zbliżają się święta, i Wigilia, ten najcudowniejszy dzień w roku, kiedy wszystko powinno się ułożyć w całość jak w bajce. Jedna chwila i wszystkie te bardzo ważne rzeczy tracą swoje znaczenie. To chwila, gdy gaśnie życie.
Adrian miał 25 lat. Był młodym, zdrowym mężczyzną i miał plany na sylwestra i na resztę życia. W tym życiu była dziewczyna, z którą chciał założyć rodzinę i byli bliscy, z którymi miał spędzić święta. Jak co roku. Jak Ty i ja, też czekał na te dni wypełnione świąteczną magią, chcąc odnaleźć w nich smak dzieciństwa. I też odkładał tak dużo na "potem", jak każdy z nas. I ten dzień zaczął najzwyczajniej, jak każdy poprzedni dzień swojego życia. Zjadł śniadanie, rzucił krótkie "hej" i wyszedł do pracy. Cieszył się, że miał tę pracę, bo w małej miejscowości, gdzie mieszkał trudno jest znaleźć zajęcie. A on miał i wykonywał tę pracę sumiennie. Tego przedpołudnia rozmawiał jeszcze ze starszym bratem przez telefon. Brat mieszka w Warszawie, ale miał przyjechać na święta, a potem, po świętach, planowali wspólnego sylwestra. Mieli plany... I nagle, w jednej krótkiej chwili, która nie uprzedziła, tylko przyszła bez pytania, stracił przytomność. Tętniak, którego miał w głowie nie zdając sobie z tego sprawy, wybrał właśnie ten moment i pękł. Nie wziął pod uwagę tego, że przecież już święta. Że młody chłopak, który nigdy na nic się nie skarżył, miał jeszcze tyle w życiu do zrobienia. Że się nie przygotował. Że nie przygotował bliskich. Po prostu pękł. I pokazał, jak kruche jest ludzkie życie. I że nie ma czasu na "potem". Jest teraz.
Adrian odszedł dziś w nocy. Odszedł pomimo nadziei. Ciężko to zrozumieć i cięzko się z tym pogodzić. Wciąż wciska się na usta pytanie: "Dlaczego?" Dlaczego on? Dlaczego tak wcześnie? Dlaczego odebrano rodzinie nadzieję?
Basia Smal (www.czterdziestkatoniegrzech.blogspot.com) tak pięknie napisała: "Najczęściej nie bierzemy pod uwagę tego, że nasze życie to teraźniejszość. Przeszłość nie istnieje już, a przyszłość jeszcze. Dzieje się to, co teraz. A my, pędząc ku jakiejś przyszłości, nawet tego "teraz" nie widzimy. To jak to ma być? Usłyszymy: później ci powiem, że cię kocham? Kiedy później? Wieczorem, jutro, czy może za dwa dni? A dlaczego nie dzisiaj? Nie w tej chwili? Nie od razu?"
"Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą."
Monika A. Oleksa
Trudno, tak trudno nam zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że czyjeś dni się wypełniły. Bo w naszej ocenie powinien jeszcze tu być, bo... jeszcze tyle przed nim. Nie wiem czy jest w ogóle jakakolwiek dobra pora na odejście. Ja jej nie widzę. Starość? No dobrze, to w którym jej momencie, po 80 czy po 90 i dlaczego nie jeszcze później? Bo ja, mając dopiero 40 myślę o 80 jak o tak odległej przyszłości, że sobie mogę wtedy umrzeć? I "a co tam i tak pewnie wówczas żyć mi się odechce"? Nie ma dobrej pory na czyjekolwiek odejście, chyba że patrzy się na to jak na... przejście. Dalej. W inną rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńWierzę, że Adrian żyje i że dopiero teraz ma prawdziwe Święta. Już na zawsze :) Tylko dla tych, co zostali już też na zawsze pozostanie po Nim puste miejsce.
No to się śpieszmy.
B.
Przy czytaniu tego posta po raz pierwszy poważnie się wzruszyłem. Pięknie to napisałaś!
OdpowiedzUsuń