Awantura o ... kurę :)

Fot.Marcin Oleksa


No i znowu wszyscy w domu chodzą nadąsani i poobrażani na mnie. I to o co? O kurę?! Też mi coś. No i co takiego się stało? Że ją trochę pogoniłam? I że poddusiłam? Ale to była przecież tylko zabawa; tak śmiesznie uciekała. Przecież to logiczne, że jak coś ucieka, to należy to gonić. Tak działa instynkt, nic na to nie poradzę. Jestem psem, a nie zającem; a do tego rozsadza mnie energia. No dobrze, pojechaliśmy w gości. Wiem, że miałam się zachowywać jak na dobrze wychowanego psa z miasta przystało, ale jak tu być grzeczną i ułożoną, kiedy wokół tyle nowych zapachów i stworzeń?
Na początku było miło. Przywitało mnie dwóch tamtejszych chłopaków; byli grzeczni i uprzejmi, ale po pierwszej rundce szaleństwa odpadli zdyszani. No co wy, chłopaki? Co z waszą kondycją? Tyle miejsca, taki wybieg, a wy z niego nie korzystacie? Ja zwiedziłam każdy kąt podwórka, zagoniłam na drzewo kota (dwa inne ciocia Małgosia niestety zamknęła w pokoju :( ), pobiegałam za piłką, a potem je dostrzegłam. Milutkie, pierzaste, mięciutkie i pachnące... kurczakiem! Każdy właściciel psa wie doskonale, że uwielbiamy drób :) Ja oddam za kurczaka cały worek psich bubków, choćby nawet i zawierały witaminy i minerały - wolę jednego, pachnącego kurczaka, któremu wprost nie mogę się oprzeć! A ta kura tak pięknie pachniała...
No i wyszedł ambaras i awantura o kurę! I nie dość, że wszyscy w domu się poobrażali, to jeszcze zawieźli mnie do weterynarza!
Na początku było miło; wszyscy mnie głaskali i cmokali na mój widok. No, lubię to; co będę ukrywać. Było tak miło, że nawet pozwoliłam się zważyć, choć wiadomo, że tego nie lubię - jak każda kobieta :) Trochę niepokoił mnie zapach tego miejsca, ale jestem towarzyska i lubię zawierać nowe znajomości, szczególnie jak ktoś zwraca na mnie uwagę i cmoka: "Ale słodka!" Nieco mniej miło zrobiło się, gdy sympatyczny pan doktor zaczął mnie badać. Przecież nic mi nie dolega, a o wypadku, który miałam, już nie pamiętam (chociaż samochodów pędzących ulicą bardzo się boję). Nawet nasz trener, pan Marcin, za każdym razem jak patrzy na moje szaleństwa, powtarza: "I kto by pomyślał, że ona miała połamaną miednicę." No właśnie, kto by pomyślał jakie cuda potrafi zdziałać miłość i opieka człowieka... Moja pani jest jednakże nadopiekuńcza (również w stosunku do chłopaków :D ), i wciąż coś ją niepokoi. A to nowy wysyp kleszczy ( przecież noszę obrożę! Ale to malo, muszę mieć jeszcze kropelki!); a to, że mam skórę na łokciach zgrubiałą (no, nie potrafię się położyć delikatnie; po prostu robię głośne "łup" i obijam łokcie; to normalne, pan doktor pokiwał tylko głową z politowaniem, ale ja przeciez mówię nieustannie - nic mi nie jest! Jestem zdrowa i szczęśliwa!); a to, że się liżę. Jestem psem, więc się liżę. Przecież to logiczne. Ale pani tego nie rozumie i dlatego musiałam poddać się upokarzającemu i mało przyjemnemu badaniu zaglądania pod ogon. O ludzie! Na przyszłość będę mądrzejsza i tak łatwo nie dam się wyciągnąć z samochodu w tym miejscu.
I tak się zastanawiam, czy ten weterynarz to nie kara za tę kurę?
Monika A. Oleksa ( w imieniu Mattie :D )
                                                            Fot. Marcin Oleksa

Fot. Marcin Oleksa






Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru