Dotyk miłości
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Nasza codzienność narzuca pośpiech, który próbujemy dogonić, a przynajmniej próbujemy dotrzymać mu kroku. Pędzimy, wiążemy koniec z końcem, urabiamy sobie ręce po łokcie, aby zaspokoić własne lub czyjeś potrzeby. Nie dosypiamy, na nic nie mamy czasu, odkładamy wszystko na później; zaniedbujemy siebie i bliskich, i zapominamy, że nasze życie jest wędrówką, która ma nas gdzieś doprowadzić.
Kiedy ostatni raz przystanąłeś i zadałeś sobie pytanie: Dokąd zmierzam? Gdzie mnie to doprowadzi? I czy to wszystko, w co wkładam tyle wysiłku, ma w ogóle sens?
Żyjemy w czasach, kiedy nikt nikogo już nie odwiedza bez uprzedzenia, a spotkanie z przyjacielem ustala się z terminarzem; zupełnie jak wizytę u dentysty. Przypadkowy dzwonek do drzwi wzbudza atak paniki i pytanie: A kto to? Bo kto może przyjść bez uprzedzenia? Listonosz. Akwizytor. Bezdomny. Człowiek.
Patrzymy na niego wrogo i nieuprzejmie odpowiadamy: Nie, dziękuję. Nie poświęcamy mu ani chwili uwagi, bo zakłócił nasz spokój i naszą prywatność, którą często w wirtualnym świecie wystawiamy na widok publiczny. Lekceważymy go i nie chcemy słuchać tego, co chce nam powiedzieć.
W ten sam sposób lekceważymy w naszym życiu Jezusa. Gdy cicho i bez natarczywości puka do naszych drzwi, jakże często otwieramy patrząc gdzieś w przestrzeń, i wypowiadamy to samo: Nie, dziękuję. Nie, nie potrzebuję Cię teraz w moim życiu. Nie, nie ma potrzeby, abyś poszedł ze mną do pracy. Rozmawiać o Tobie też nie wypada, przecież teraz, w dobie tolerancji i wolności religijnej stałeś się tematem wstydliwym. Twoje miejsce jest w grubych murach kościoła, nie wystarczy Ci, że odwiedzam Cię tam raz w tygodniu? Dlaczego nachodzisz mnie w domu i patrzysz z niemym wyrzutem? Przecież nie robię nic złego, żyję uczciwie; no, przynajmniej się staram. Nie patrz tak, wzbudzając we mnie poczucie winy. Czasy się zmieniły; przez dwa tysiące lat dużo się wydarzyło; to już nie jest ten sam świat, który znałeś.
Dlaczego nic nie mówisz? Gdybyś tylko coś powiedział, mógłbym znaleźć tysiące argumentów, że tak do końca nie masz racji. Umiem to. Usprawiedliwiać siebie. Dobrze mi to wychodzi.
Ale Ty milczysz, a ja nie wiem, czego ode mnie oczekujesz; ale zaczynam czuć się nieswojo w Twoim towarzystwie. Coś uwiera. Przeszkadza, jak mały kamyk, który dostanie się do buta.
Bo przecież tak bardzo chronię własną prywatność i zamykam się w czterech ścianach własnego domu, aby uciec przed Twoim milczeniem i tym spojrzeniem. Jest takie... dziwne. Niepokojące. Nie, nie obwiniasz mnie. W Twoich oczach nie ma oskarżenia. Jest spokój, łagodność i ... miłość? Dotykasz miłością. Robisz to subtelnie i delikatnie. Nie próbujesz zmieniać mnie na siłę, choć może to byłoby lepsze niż Twoje milczące, łagodne spojrzenie. Gdybyś chciał prostować moje życie narzucając mi to wszystko, co głosiłeś, i wytykając błędy; wtedy mógłbym z Tobą podyskutować. Ale Ty milczysz, a ja nie wiem jaką postawę przyjąć wobec tego milczenia. Bo nawet jeśli Cię odrzucam i zamykam przed Tobą drzwi, Ty i tak wracasz. I nie pozwalasz mi o sobie zapomnieć.
Dotyk miłości. Każdy z nas go doświadcza, i każdy z nas za nim podświadomie tęskni. Ludzie błądzą, poszukują sensu życia i wytłumaczenia " dlaczego?". Odchodzą, obrażają się, przestają wierzyć. Próbują być szczęśliwi, gonią złudzenia, wybierają drogę na skróty, pragnąc spełnienia. I wciąż czegoś brakuje. Wciąż to szczęście jest o krok, albo przechodzi obok, a człowiek nie potrafi go zatrzymać.
A wystarczy tak niewiele. Poczuć go. Zaufać, przyjmując prostą wiarę i filozofię dziecka. Bez dociekań i naukowych wytłumaczeń. Wystarczy powiedzieć: Przyjdź i dotknij mnie. Przemień moje życie, w którym wciąż coś jest nie tak. Pomóż mi odnaleźć spokój we własnym sercu, które nieustannie żyje niepokojem tego świata. Przytul mnie i pozwól, abym poczuł, jak bardzo mnie kochasz, i że bez względu na to, jak wygląda moje życie, Ty chcesz w nim być. Tak po prostu. Z miłości. Miłości do mnie.
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Fot. Marcin Piotr Oleksa |
Przebywanie z samym sobą, skupienie, wsłuchanie się w swoje serce, w swoje myśli...Jakkolwiek byśmy to nazwali, ile wymyślali różnych wytłumaczeń - prawda jest tylko jedna. To Prawda , o której piszesz Moniko.
OdpowiedzUsuńOd tej Prawdy uciec się nie da. Czasami przychodzi w chwili zwątpienia, a czasami w pięknie, którego na " ludzki rozum" nie jesteśmy w stanie wytłumaczyć, a czasem w tak zwanym "gromie z jasnego nieba" to...Jego spojrzenie... Łagodne, pełne miłości i delikatne dotknięcie ramienia..."zwolnij i rozejrzyj się wkoło"...Dużo by jeszcze pisać Moniczko - poruszyło mnie bardzo to, o czym napisałaś tak pięknie.
Dziękuję Ci za te niezwykłe "rekolekcje", które spadły na mnie tak znienacka...w niedzielny wieczór. A swoją drogą - gdzie te czasy, kiedy w niedzielę po południu bez zapowiedzi wpadało się do cioci na kawę i ciastko? Jak to wtedy było?...Bez uprzedzenia?..a zawsze piekło się coś na niedziele, bo" ktoś może przyjść" - prawda?
Dobrego tygodnia
Gabrysiu, ja w każdą niedzielę jestem przygotowana na niezaproszonych gości, dla których zawsze otwieram drzwi mojego domu, więc jeśli przyjdzie Ci do głowy wsiąść w pociąg... po prostu odbiorę Cię z dworca:)
UsuńPrzytulam Cię mocno! Z miłością...
M.
można się zanurzyc w marzeniach czytając ciebie:)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Dobrze się czuję w tym moim kąciku i staram się zostawiać tu kawałeczek swojego serca, aby i inni mogli się tak tutaj poczuć.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
M.
Piękny i celny komentarz na wczorajszą niedzielę.
OdpowiedzUsuńTaka refleksja przyszła do mnie w czasie niedzielnej mszy i głębokiego kazania naszego księdza.
UsuńZawsze się cieszę, jak Cię tu widzę, droga My:)
Pozdrawiam ciepło!
M.
Z miłosci... pieknie ;)
OdpowiedzUsuńTak, z miłości. Do każdego z nas z osobna, bo każdy z nas jest wyjątkowy. Pani też:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
M.