Deszczowa melodia

Fot. Marcin Piotr Oleksa  

Mokra kropla deszczu zatrzymała się na kołnierzu jesiennego płaszcza, jakby zdziwiona swoją tam obecnością i tym, że pomimo wilgoci nie wsiąka, tylko błyszczy przezroczystą wypukłością jak szklany koralik, przyszyty niczym guzik do ubrania. Szarość dookoła rozpraszała jej uwagę. Zupełnie nie kojarzyła się z jesienią i październikiem, który zawsze był zachwycająco kolorowy, pełen wielobarwnych liści zdobiących osiedlowe alejki, i lśniąco brązowych kasztanów, mrugających spod drzew swoim białym oczkiem. Dziś wszystko to utonęło w szarości i wilgoci, a jesienny chłód wdzierał się pod każdy niedokładnie zapięty guzik. 
Jesienność była stanem, który oddziaływał na ludzi dokładnie tak, jak go postrzegali. Dla jednych był przygnębiającą melancholią i tęsknotą za ciepłem, słońcem i jasnością długiego dnia; dla innych ciepłem przytulnego pokoju, oświetlonego światłem lampy rzucającej cienie skrywające tajemnicę. Jesienność ludzie nosili w sobie. Byli wśród nich tacy, którzy nawet w środku upalnego lata czy rozkwitającej wiosny narzekali niezadowoleni, bo wciąż coś im przeszkadzało. Życiowi malkontenci, nie potrafiący dostrzec żadnego z kolorów tęczy. Ubodzy i często nie zdający sobie sprawy z braku genu prostej i spontanicznej radości, wszczepionej w serce człowieka. 

Moja jesienność... 

Przezroczysta kropla stoczyła się z kołnierza i zatrzymała na rękawie. Podskakiwała wraz z zamaszystymi wymachami rąk mężczyzny, którego zaczepiła. Spieszył się. Szedł przed siebie rozpryskując kałuże i przepychając między ludźmi. Był tak skupiony na sobie i na zadaniu dotarcia tam, gdzie dotrzeć musiał lub zamierzył, że zupełnie nie zwracał uwagi na to, co było dookoła niego. Sylwetki, które mijał, zlewały się w ścianę pleców, a rozłożone parasole przeszkadzały, zaczepiając go i spowalniając drogę, która i tak trwała za długo. Gdyby choć na chwilę zwolnił i podniósł głowę, zobaczyłby radosny taniec parasoli, rozradowanych swoim występem pod wysokim niebem, i dumnie prezentujących ciemne garnitury lub wielobarwne sukienki. Deszczowe melodie były dla nich jedyną okazją do przedstawienia wzorów i kolorów, którymi w czasie szarych dni zdobiły świat. Szeroko rozkładając druciane ramiona wirowały w walcu, do którego zapraszały każdego, kto ich mijał. Tylko deszczowe krople doceniały to przedstawienie, wyreżyserowane tak, aby nie przeoczyć żadnego szczegółu, bo właśnie te szczegóły były w tej deszczowej opowieści najistotniejsze. 

Fot. Maria Sawicka

Lśniące od deszczu, mokre i pokolorowane liście opadały pod stopy zagonionych ludzi z nadzieją, że ktoś doceni ich piękno. Zaczepiały, przyklejając się do butów i spoglądając na tych, którzy mijali je obojętnie, zamyśleni i zajęci swoimi sprawami. Same deszczowe krople układały się we wzory, w których można było wyczytać przesłanie jesieni. Nie tylko ta wczesna, ciepła i złota była piękna. W deszczowym telegramie od jesieni był melodyjny, śpiewny szept: Spójrz! Późna jesień, pomimo wilgotnej szarości, również ma Ci coś do zaoferowania. Wycisza i skłania do refleksji. Znosi granice i przy akompaniamencie deszczowych nutek, układających się w liryczną melodię uwalnia tęsknoty, które mają szansę przerodzić się w marzenia. Narzuca płaszcz z mgły, za którym ukryty jest inny świat. Taki, jaki można poznać patrząc głębiej, przyglądając się uważniej i wsłuchując w to, o czym opowiadają krople deszczu. 

Taki prezent dostałam nieoczekiwanie od zapłakanej jesieni... 
... wyjeżdżałam z Lublina w szarości i strugach deszczu...
... a stęskniony Kazimierz powitał mnie pocałunkiem słońca... dawno się nie widzieliśmy... 

Późna jesień jest pełna rozmarzenia. Brak słońca wynagradza pomarańczem dorodnej dyni i niepowtarzalnymi smakami, które rozgrzewają, zatrzymując ciepło, jakim jesień również potrafi obdarować. Bo to ciepło wpisane jest w jej naturę pomimo chłodu dni i przymrozków nocy. 
Jesień zaskakuje tych, którzy przyjmują ją taką, jaka jest. Przebłyskiem słońca tam, gdzie nikt się go nie spodziewa. Lawiną liści układających się w szeleszczący dywan pod stopami. Nieoczekiwanym pojawieniem się motyla, zupełnie nie zdziwionego tym, że znalazł się w tym właśnie miejscu i o tej porze. I kolorem nieba, ciekawie wyglądającego zza szarych, spierzonych chmur. Dostojna jesień, z bukietem zaskoczeń i zachwytów, melancholijnym uśmiechem i walcem, zapisanym w deszczowej melodii... 
Monika A. Oleksa 

"Dwa Księżyce" jak zawsze gościnne...
Fot. Monika A. Oleksa 
Aż trudno uwierzyć, że dzień wcześniej tonął w deszczu...

Komentarze

  1. Piękna ta melodia (-: A jesień u pani Marii magiczna, też czekam na taki widok za oknem (-: Pozdrawiam serdecznie R.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęscie jo posiadam ten gen radości!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana Moniko:) Ja też jestem "jesienną dziewczyną", choć nie zawsze z chryzantemami, nawiązując do uwielbianego przeze mnie "Kabaretu Starszych Panów". W jesieni cenię najbardziej właśnie to, co tak pięknie opisałaś, zwłaszcza te drobne miłe niespodzianki i odmiany, którymi nas obdarowuje. Mam naturę melancholijną i znacznie lepiej czuję się w obszarze zadumy i tęsknoty oraz wyciszenia, które zapewnia ta niedoceniana pora roku. Kubek pysznej herbaty lub kawy, bo ostatnio jestem bardziej kawoszką:), puszysty, przytulny kocyk, dobra książka i bliski człowiek, z którym można podzielić się refleksją z lektury - to dla mnie kawałeczek raju! Muszę Ci powiedzieć, że taką osobą, która czyta wiele tych samych książek, co ja i często jest takim pierwszym recenzentem, którego zdanie jest dla mnie bardzo ważne, jest moja Mama. Bardzo ceni Twoją twórczość i wrażliwość, którą dzielisz się z innymi ludźmi.
    Trzymam rękę na pulsie w wiadomych kwestiach:)
    Przytulam Cię i przesyłam ucałowania tym razem ze słonecznych Tychów, mieniących się jesiennym złotem i purpurą:)
    Marysia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Podaj dalej

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Zapach Wiosny