Sobotnie zapiski licealistki, odc. 2
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
Poniedziałkowe zachlapane przedpołudnie zupełnie nie nastrajało optymistycznie, a dzisiejsza lekcja matematyki dłużyła się niemiłosiernie. Sor Jaworski, odwrócony do nas plecami, tańczył na tle tablicy objaśniając jakieś skomplikowane zadanie, którego większość klasy nie rozumiała, ale skrzętnie wszystko notowaliśmy, żeby nie było, że nie uważamy. To jednak, że notowałam, nie oznaczało, że cokolwiek z tego rozumiałam, a szczególnie dzisiaj, w poniedziałek, który nadszedł po takim pięknym i prawie wakacyjnym weekendzie. Totalnie nie mogłam się skupić i widziałam, że Tośka ma ten sam problem. Zresztą wcale się jej nie dziwiłam. Po niedzieli spędzonej z Karolem na kręglach, zakończonej długim spacerem po Starówce, poniedziałek był ostatnią rzeczą, jakiej Tosia pragnęła. Reszta klasy też nie oczekiwała go zbyt radośnie, sądząc po smętnych minach moich koleżanek i kolegów.
Patrząc w okno na spływające po szybie smutne krople deszczu, gdzieś między funkcją liniową a kwadratową, o których z takim zapałem opowiadał sor Jaworski, totalnie odpłynęłam. Zamiast ponurej sali lekcyjnej, zobaczyłam znajome oczy, ciemno-brązowe, takie jak kasztany, gdy ściemnieją. Doskonale pasowały do opalonej twarzy Kacpra, jego ciemnej karnacji i krótko ostrzyżonych włosów. Pamiętam ich szorstki dotyk pod dłonią i zapach jego skóry po wyjściu z morza. Pachniał jak Bałtyk, którego słony smak poczułam na ustach Kacpra. Mój pierwszy w życiu pocałunek. Tajemnica, której nie wyjawiłam nikomu, nawet Tosi. Sekret należący tylko do mnie i do Kacpra. Ciekawe czy Kacper jeszcze o tym pamięta? Ten pocałunek i nasze spacery brzegiem morza, aż do przekopu, magicznego miejsca, gdzie plaża pustoszeje, a morze łączy się z jeziorem.
I nagle, w to deszczowe przedpołudnie, tak strasznie zatęskniłam za Dąbkami, latem, Kacprem i nami z tamtych wakacyjnych tygodni, zupełnie oderwanych od rzeczywistości i nie liczących czasu. Szkoła wydawała się wtedy abstrakcją, a dzieląca nas geograficzna odległość nie miała żadnego znaczenia. Było tylko lato, wakacje, beztroska i nasza paczka, od lat przyjeżdżająca do tego samego miejsca, maleńkiego nadmorskiego miasteczka i pensjonatu pani Marii. Kasia, Michał, Błażej, Max i Honorata. Czekaliśmy na ten czas i tęskniliśmy do lata, ciepła i siebie nawzajem, aby na nowo odkrywać wszystkie ścieżki wydeptane razem i to, co zmieniło się przez rok naszej tutaj nieobecności.
- Wiesz, że masz oczy koloru morza? - pamiętam ten szept Kacpra zaraz po tym, jak słone krople odbiły się na moich ustach, powodując zawrót głowy, który do dziś mi nie przeszedł. - Już zawsze Bałtyk będzie mi się kojarzył z tobą.
Fot. Monika Anna Oleksa |
Dzień, w którym to usłyszałam, zmienił wszystko. Zauroczenie Kacprem, nad którym dotąd jeszcze panowałam, zmieniło się w tak silne przyciąganie, że w tej chwili tęsknota za nim bolała aż fizycznie. Jak zdołam przeżyć te miesiące bez niego? I czy jak się spotkamy, nadal będzie to ten sam Kacper, którego zapamiętałam?
- Obudź się, księżniczko! - usłyszałam tuż nad sobą głos sora Jaworskiego i podskoczyłam, przerażona i zupełnie nieświadoma tego, że w pewnym momencie tej mało pasjonującej lekcji matematyki po prostu się wyłączyłam i odpłynęłam w marzenia, nie zdając sobie sprawy z tego, co dzieje się wokół mnie. - Rozumiem, że dla klasy humanistycznej matematyka jest złem koniecznym, ale chciałem wam bezlitośnie przypomnieć, że matura z tego przedmiotu jest obowiązkowa, i bez względu na to, jakim uczuciem darzycie królową wszystkich nauk, nie macie wyboru. Wakacje się skończyły, panno Bednarska, i najwyższy czas zaakceptować ten fakt i zacząć czynnie uczestniczyć w lekcji.
Dąbki odpłynęły jak obłoki poganiane wiatrem, a ja w bolesny sposób przy tablicy odczułam, że koszmar szkolnych dni z matematyką na czele rozpoczął się na dobre i nie jest jedynie snem, który minie gdy otworzę oczy.
- Witaj w świecie, w którym nie ma sprawiedliwości i gdzie nikt, z wyjątkiem przyjaciółki, nie jest w stanie cię zrozumieć - wyszeptała Tosia, gdy zawstydzona swoją niewiedzą wróciłam do ławki, marząc tylko o tym, aby nakryć się kocem i zapomnieć, że istnieje szkoła i wrzesień, który nadszedł zdecydowanie za szybko! A mógł się chociaż trochę poociągać...
- Myślisz, że nauczyciele wracają do pracy po wakacjach z przyjemnością? - spytała mnie już na przerwie Tosia, która od rana wypatrywała w tłumie rozkrzyczanych licealistów na korytarzu Karola.
- Matematycy niewątpliwie tak - mruknęłam.
- Strasznie jesteś cięta na tych ścisłych. Wyluzuj, Werka!
- Kurczę! Dwa spotkania z chłopakiem z mat-fizu i już cały punkt widzenia ci się zmienia.
Tosia wydęła wargi, obruszona.
- Bo ty nie zdajesz sobie nawet sprawy, jak fascynujące mogą być algorytmy albo kwanty.
- Tośka, czy tobie naprawdę odbiło? - spojrzałam na swoją przyjaciółkę z lekkim przerażeniem. Nie zdążyłam jednak usłyszeć odpowiedzi, bo po jednym esemesie, którym zawibrowała moja komórka, świat przed oczami zatańczył, a w mojej głowie pojawił się jeden wielki znak zapytania. Bo jak niby miałam rozumieć jedno zdanie, napisane przez Kacpra i wysłane z jego telefonu: "Niedługo się zobaczymy, Czarodziejko z wód Bałtyku :D."? cdn...
Monika A. Oleksa
Ukochany przekop Weroniki i mój :) |
Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg :)
OdpowiedzUsuń