Czwartkowe obiady, odc. 29

Fot. Marcin Piotr Oleksa 

"Choinka mi posmutniała", pomyślała Bogusia, patrząc na smętnie zwieszone gałązki jodły, wyginające się w dół pod wpływem ciepła i ciężarem zawieszonych na nich dekoracji. 
- No i co, bidulko? - powiedziała, zwracając się do drzewka, w którym nie było już chęci życia. - Będę musiała cię rozebrać i wyrzucić. - Westchnęła i odwróciła wzrok od choinki, która wprawiła ją w refleksyjny i niewesoły nastrój.
Przemijanie nie było rzeczą, której Bogusia poświęcała dużo uwagi. Życie miało swój rytm i nieuchronny bieg, i nic na to nie można było poradzić. Trzeba było przyjąć tę prawdę i przejść nad nią do porządku dziennego, ciesząc się chwilą tu i teraz, bo tak właściwie to nie wiadomo, ile ich jeszcze zostało. A przecież każda była cenna.
W głębię przemyśleń Bogusi wdarł się dźwięczny dzwonek do drzwi, który niewątpliwie zapowiadał którąś z przyjaciółek. 
- Czwartkowe obiady czas zacząć! - dobiegł ją od progu wesoły głos Eulalii, która wniosła do mieszkania Bogusi entuzjazm i dobrą energię. - A co ty masz taką melancholię wypisaną na twarzy? 
- Eee tam. - Bogusia machnęła ręką, robiąc przyjaciółce miejsce na wieszaku. - Rozmyślałam nad nieuchronnością przemijania. 
- Za dużo leków się nałykałaś? - Eulalia popatrzyła na Bogusię uważnie. 
- Moja choinka odmówiła przyjmowania wody i zaczęła schnąć w tempie zastraszającym. Przygnębiło mnie to, bo zdążyłam ją polubić - wytłumaczyła, chcąc się pozbyć natarczywego spojrzenia Eulalii, które zaczynało ją irytować. 
- Jak chcesz, kupię ci drzewko w doniczce. Będziesz mogła je pielęgnować przez cały rok. 
Bogusia popukała się palcem w czoło.
- Do tej konkretnej się przywiązałam, idiotko! Nie chcę drzewka w doniczce, bo zapomnę podlać i będziesz mi do końca życia wypominać, że kolejną roślinkę uśmierciłam. 
- No bo prawda jest taka, że ty generalnie o roślinki nie dbasz. - odpowiedziała Eulalia, spoglądając w lustro i poprawiając zburzoną pod kapeluszem fryzurę. 
- Lala, ty mnie od progu nie wyprowadzaj z równowagi, bo mi ciśnienie skoczy i obiad diabli wezmą!
Eulalia cmoknęła powietrze uśmiechając się do przyjaciółki i przeszła do pokoju, gdzie od razu skierowała się w stronę choinki. Przez chwilę stała w milczeniu, przyglądając się drzewku z troską w oczach, a potem powiedziała głośno, kierując swe słowa do krzątającej się po kuchni Bogusi.
- Wiesz, masz rację. Ta choinka nie wygląda najlepiej. 
- Przestań mnie w końcu denerwować, bo tyle to ja sama wiem. Lepiej pociesz mnie jakoś. - Odpowiedziała Bogusia, stając tuż za Eulalią z salaterką w ręku. 
- A co ja ci mam, kochana, powiedzieć? - Eulalia spojrzała na przyjaciółkę z łagodnością w przejrzyście niebieskich oczach. - Problemy ją przerosły i nie udźwignęła tego wszystkiego. To nie twoja wina, Bogusiu. A rozstania są wpisane w życie, więc wcześniej czy później będziecie musiały się pożegnać, czy ci się to podoba, czy nie. 
Bogusia nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo kolejny dzwonek zapowiedział Helenę lub Jadzię. Zostawiła więc Eulalię przy choince, a sama poszła otworzyć drzwi, zza których uśmiechnęły się do niej obie przyjaciółki. 
Odwzajemniła ten uśmiech, zapraszając je gestem ręki do środka. 

Fot. Marcin Piotr Oleksa 

Eulalia nie mogła powstrzymać się od mlaskania. Polędwiczki przyrządzone przez Bogusię, pod kołderką szpinakową z nutą sera pleśniowego lazur, smakowały po prostu nieziemsko. Delektowała się każdym kęsem, chcąc jak najdłużej zachować smak popisowego dania Bogusi. 
- Zamierzam być w tym roku bardzo, bardzo zajęta. - Ciszę, zmąconą jedynie mlaskaniem Eulalii i delikatnym pobrzękiwaniem sztućców, przerwał podekscytowany głos Heleny. 
- A co, wyruszasz na tournee z tym przystojniakiem od samby? Bogusia uśmiechnęła się do Heleny, oblizując znacząco wargi. 
- Nie, ale od semestru letniego zamierzam uczęszczać na uniwersytet trzeciego wieku i planuję skorzystać z wielu zajęć i zaktywować swój, bynajmniej nie starczy, umysł do efektywniejszej współpracy. 
W ciszy, która zaległa, brzęk upuszczonego przez Jadzię widelca wdarł się w uszy zebranych kobiet jak krzyk. 
- Współpracy z kim? - nie zrozumiała Eulalia, przełykając ostatnie kęsy polędwiczki. 
- No, ze mną - odpowiedziała Helena, nieco speszona zaskoczeniem przyjaciółek. 
- A co na to Henio? - pragmatyczna Bogusia jak zawsze mocno stąpała po ziemi. 
- Jego też namówiłam - rozpromieniła się Helena. - Dzięki temu będziemy mieć pasję, która nie będzie nas dzielić. Do samby Henio podchodzi nieco sceptycznie, natomiast pomysł z uniwersytetem spodobał się mu od razu. 
- Tutaj przynajmniej może mieć ciebie na oku - uśmiechnęła się Eulalia. - A mężczyźni na stare lata robią się bardzo zazdrośni.
- Oj, wymyślasz, Lala. Chcemy po prostu zrobić jeszcze coś dla siebie, zanim do końca zredagujemy testament. 
- No i takie podejście do życia mi się podoba! - Bogusia klasnęła w dłonie i podniosła się, aby posprzątać puste talerze i wymienić je na talerzyki deserowe. 
Kiedy na stole pojawił się sernik i kawa z herbatą, wróciły do rozmowy przerwanej przed częścią herbatkowo-kawową. 
- Jadzia, nawet jak na ciebie, jesteś dziś za bardzo milcząca. Co się dzieje? - wnikliwe oko gospodyni dzisiejszego spotkania dostrzegało nawet niezauważalne szczegóły.
Jadwiga westchnęła, co wzbudziło już niepokój wszystkich trzech przyjaciółek, spuściła głowę i szarpiąc nerwowo rąbek obrusu powiedziała cicho: 
- Chyba za bardzo przywiązałam się do małego Frania. Nie mogę sobie wyobrazić, że przestanę go widywać. Wiem, że od września państwo Skalscy planują posłać go do przedszkola i... jakoś ciężko mi z tym. 
Eulalia poczuła, jak łzy wzruszenia napływają jej niebezpiecznie do oczu. Bogusia po raz pierwszy powstrzymała się od komentarza typu: "To było do przewidzenia!", a Helena po prostu podeszła i mocno Jadzię przytuliła. 
- Może pozwolą ci go odwiedzać, albo nawet poproszą, abyś odbierała go wcześniej z przedszkola i zajmowała się nim nadal choć przez kilka godzin w tygodniu. - Helena próbowała znaleźć rozwiązanie, ale Jadzia nie była o tym do końca przekonana. 
- Żałuję, że nigdy nie miałam dzieci - powiedziała smutno.
- Nie miałaś za to problemów wieku dojrzewania,i nie musiałaś akceptować zięcia nie do zaakceptowania. Mogłaś się w nocy wysypiać i nikt ci nie zarzucał, że jesteś potworem. A teraz nie musisz sobie wyrzucać, że jesteś winna decyzji, którą podjęło twoje dziecko, bo nie okazałaś się na tyle dobrą matką, aby nauczyć je miłości. - Bogusia wyrzuciła to wszystko z siebie jednym tchem, odwracając się w stronę choinki, aby nie pokazać przyjaciółkom wilgoci, którą poczuła na policzku. 
- Ale nie ma też przy mnie nikogo, kto zadzwoniłby do mnie z życzeniami w Dniu Babci, a przysłowiową szklankę herbaty będzie mi podawała opiekunka w domu opieki, bo sama być może nie będę w stanie zająć się sobą. 
Atmosfera przy stole zgęstniała, a choinka jakby posmutniała jeszcze bardziej. Puszysty sernik kusił, ale jakoś żadna nie miała ochoty po niego sięgnąć. 
Bogusia pierwsza odzyskała wigor, i wycierając oczy, spojrzała na Eulalię wyczekująco. 
- Lala, powiedz coś optymistycznego, tylko nie wyjeżdżaj mi, proszę  ze swoim zięciem, bo chyba dzisiaj już nie jestem na to gotowa.
Eulalia poruszyła się nerwowo na krześle, wygładziła spódnicę, którą miała dziś na sobie i powiedziała: 
- Dałam się zaprosić Strojewskiemu na kolację. Walentynkową. W Kazimierzu. 
Bombka, która spadła z choinki, roztrzaskała się o podłogę na wiele brokatowych kawałeczków, migocząc srebrnymi drobinkami szczęścia, które uniosło się w powietrze i zawirowało, jak zawrót głowy, ponad stołem. 
Monika A. Oleksa 

Fot. Marcin Piotr Oleksa 
      
   

Komentarze

  1. Zimowy,bajkowy i na dodatek sylwestrowy Nałęczów!
    Było pięknie!

    Ps.
    Marcin czekam na piękne wydanie albumu z wschodnią częścią Polski!
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten sylwestrowy Nałęczów na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Było pięknie, a ciasto w "Ewelinie" smakowało mi tak samo, jak Eulalii polędwiczki Bogusi:) A takie polędwiczki to ostatnio popisowe danie mojego męża:) Wpadniesz z wizytą?
      Ściskam! :D
      M.

      Usuń
    2. Postaram się wpaść jak szybko się da :)
      S.

      Usuń
  2. Ach te Eulalie, rozświetlą nawet najbardziej smutny i melancholijny wieczór. I ta bombka, która spadła baaardzo wymownie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawdę mówiąc, stęskniłam się za nimi:) I może w końcu te motyle zaczną latać w brzuchu co poniektórych...
      Ty mi tutaj, Gabrysiu, nie miewaj smutnych i melancholijnych wieczorów, tylko zbieraj dobrą energię do walizki:) a na melancholię mocne niedźwiedzie uściski pomagają...
      Przytulam Cię mocno, odganiając wszystkie smutki, które gdzieś koło Ciebie przysiadły!
      M.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru