|
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
Maski, zbroje, peleryny. Konwenanse i uprzedzenia. Analiza - czy to mi się opłaci?, kategoryzowanie i osądzanie, nieufność, podejrzliwość i lekceważenie. Obrastamy w to latami. Wchodząc w dorosłość, szukamy w niej swojego miejsca i akceptacji wśród tych, do których dołączamy. Często oznacza to, że udajemy kogoś kim nie jesteśmy, aby tylko dopasować się do grupy, wśród której przebywamy. Gubimy własną indywidualność i bywa tak, że stajemy się takimi, jakimi chcą nas widzieć inni. Pozbywamy się spontaniczności, kontrolując wszystko, nawet własne uczucia i przyglądając się życiu przez wąską dziurkę od klucza w drzwiach, za którymi sami siebie zatrzasnęliśmy zostawiając świat, do którego tęsknimy.
Czas urlopu, zwolnienia i zatrzymania choć na chwilę to dobry moment , aby odkryć w sobie to, o czym już dawno zapomnieliśmy. Dziecko. To dobry czas na to, aby spojrzeć na wszystko wokół nas ze szczerością dziecka, z jego dziecięcą wiarą i zaufaniem, bez uprzedzeń i bez strachu, który pojawia się, gdy poddajemy rzeczy analizie. Doświadczyć tego, co znajduje się dookoła mnie, wchłaniając w siebie dźwięki, obrazy i dotyk - aksamitnego piasku, chłodnej skały, chropowatej kory drzewa, wilgotnej od rosy trawy.
|
W dorosłości gubimy spontaniczność |
Przyjmować świat jak dziecko oznacza zaufać i dać się poprowadzić tak, aby poprzez znaki, ludzi i zdarzenia dotrzeć tam, gdzie w wielkim planie Bożego dzieła mamy zostać doprowadzeni. To również docenianie chwili po prostu dla tej chwili, i cieszenie się tym, co otrzymuję. To spontaniczne uwolnienie radości bez zastanawiania się nad tym, czy to wypada, i szczery śmiech, którego tak bardzo dorosłym brakuje. Być jak dziecko to próbować nowego, bez chowania się do skorupy lęku, to także wychodzenie poza własne ograniczenia i brak obawy, że ktoś mnie wyśmieje. I nawet jeśli moje kroki na odkrywanej ze zdumieniem drodze są jeszcze niezdarne i nieporadne, patrząc na dziecko, które nie odpuszcza, tylko uparcie próbuje dalej mogę wierzyć, że i mnie się uda trudna sztuka nauki przewędrowania ścieżek, które dotąd wzbudzały lęk.
|
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
Kilka dni temu chłonęłam prostą radość dziecka i odkrywałam świat zaufania i doświadczania dnia wszystkimi zmysłami. Otworzyłam drzwi swojego domu dla dwóch jedenastoletnich kenijskich dziewczynek, które przyniosły nam, jako bliźniaczki, podwójne szczęście. Abigail i Aphiline znalazły się w zupełnie nowej dla nich rzeczywistości. Bez rodziców i opiekunów, podając mi z ufnością ręce poszły tam, gdzie je poprowadziłam, próbując nowego ze szczerością, która była widoczna w ich oczach. Ciekawe wszystkiego, a jednocześnie ostrożne, smakowały naszych polskich dań, przyglądały się malinom, które posmakowały zarówno jako same owoce, jak i w cieście z kruszonką, i odkrywały miejsca i ludzi, czując serdeczność z jaką zostały w Lublinie przyjęte wraz z całą grupą przybyłą do Polski na Światowe Dni Młodzieży. Spędziłyśmy razem zaledwie jeden dzień, który we wszystkich, zarówno w dziewczynkach, jak i w moich bliskich pozostawił trwały i dobry ślad.
|
Czas, który zostawił we mnie trwały i dobry ślad |
|
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
|
Świat widziany oczami dziecka... |
|
... pełen prostej radości. |
Obserwując ich prostą radość i szczęśliwe buzie zdałam sobie sprawę, jak niewiele rzeczy materialnych potrzebuje człowiek, aby być prawdziwie szczęśliwym. Czasami potrzeba tak niewiele, aby dzieląc się tym z innymi ze szczerością serca, otrzymywać dużo więcej. Uśmiech, który prowokuje wiele innych uśmiechów; wyciągnięta w geście pokoju ręka, którą ktoś uściśnie i ten uścisk poda dalej; dobre słowa, którymi obsypywałam dziewczynki, dając im poczucie, że są tutaj, w moim domu kimś wyjątkowym, bo wierzę, że przyjmując je i każdego innego gościa, przyjmuję Boga w człowieku, ku któremu w jakiś sposób zostałam posłana.
To wszystko dziecko czyni z cechującą go naturalnością, a my, dorośli, paradoksalnie musimy dorosnąć do tego, aby być jak dziecko, nie zatrzymując się jednakże na poziomie infantylności i dziecięcej niedojrzałości, ale patrząc na świat ufnymi oczami dziecka zrozumieć, jak wiele uda mi się dostrzec, odkryć i doświadczyć, gdy odrzucę to wszystko, co mnie ogranicza i zniewala.
To dobry moment, by przystając w utrwalonej schematami codzienności, odkryć w samym sobie to, co jak dziecku, pozwoli mi spojrzeć na świat z ufnością i wiarą, że życie jest prawdziwym darem i przygotowało dla mnie wiele zaskakujących niespodzianek, po które mogę wyciągnąć ręce, jeśli tylko pozbędę się lęku.
Monika A. Oleksa
|
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
|
Fot. Monika Anna Oleksa |
|
Fot. Michał Andrzej Oleksa |
Jaki piękny wpis Moniś - teraz kiedy smutno trochę się zrobiło, po zakończonych Dniach Młodzieży. Chłonęłam te radość młodych ludzi całą sobą, czując jednocześnie w środku smutek że nie do wszystkich ona dociera. Nie dociera do tych zbyt wcześnie "emerytowanych"... W ciągu tych kilku dni i ja w sobie poczułam radość dziecka i naładowałam swoje akumulatorki, mimo że młodzieżą juz nie jestem :) Ale widząc Marcina i Ciebie - nie tylko ja jedna tak mam:) Piękne zdjęcia i piękne wspomnienia, niech "kanapowcy" zazdroszczą...
OdpowiedzUsuńGabrysiu, poruszyło Cię dokładnie to samo w słowach Franciszka, co i nas. Przez te dni towarzyszyliśmy młodym i Papieżowi przed telewizorem, czerpiąc tę radość młodych ludzi, która przekraczała nie tylko granice państw, ale i płaskie ekrany telewizorów, laptopów i komputerów. Pomimo tego, że osobiście nie byliśmy w Krakowie, przeżyliśmy ten czas tak, jakbyśmy byli tam obecni. A jak tylko usłyszeliśmy "Panama" wszyscy doszliśmy do wniosku, że chcemy tam być za trzy lata :D I wiesz, Ciebie też tam widzę, Gabrysiu :D A w Tobie ta radość dziecka jest naprawdę, i jeszcze daleko Ci do emerytury jakiejkolwiek! :-D I tego w sobie nie zmieniaj, kochana!
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno stęskniona!
M.
Wspaniałe doświadczenie i znów cząstka dobroci powędrowała dalej. Warto choć na chwilę poczuć w sobie dziecko, czy to na wakacjach czy przy okazji spaceru lub takich właśnie spotkań. Ja, jak to Gabrysia określiła, chyba tym kanapowcem jestem, ale kiedyś uczestniczyłam w ŚDM w 1991 roku z Janem Pawłem II. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUleńko, ja tylko zacytowałam Papieża w odniesieniu do młodych, którym nie chce się nawet telewizora włączyć by popatrzeć na radość płynącą z tego ogromnego wydarzenia bo się ‚ nie opłaca i nic z tego nie ma” a już nie mówiąc o jakimś większym poświęceniu . Sama to wszystko z kanapy oglądałam ;) i podziwiam Monikę za jej poświęcenie i zaangażowanie.
Usuń