Codzienność niecodzienna
Fot.Marcin Oleksa |
Pora wrócić do rzeczywistości i ładnie uśmiechnąć się do codzienności, która w sumie nie jest taka zła. Nasze życie wskoczyło w dobrze znane, trochę powycierane ramy, które są jak wygodne kapcie - nieco przydeptane, troszkę rozlazłe, ale ciepłe i znajome. I chociaż obiecujemy sobie, że już w tym roku je wyrzucimy, zmienimy na nowe - tak naprawdę dobrze nam w nich.
Nasze życie składa się głównie z codzienności. Odświętność pojawia się rzadko, ale właśnie dlatego jest wyjątkowa i wyczekiwana. Codzienność to powtarzalność pewnych schematów i rytuałów; nawyków, które z czasem nabyliśmy. Narzekamy na nudę i monotonię, w wolnych chwilach marzymy o zmianie, ale tak naprawdę lubimy je, bo czujemy się w nich bezpiecznie. No i dobrze, bo codzienność wcale nie musi być udręką, ale możemy uczynić ją niecodzienną, jeśli tylko spojrzymy na nią inaczej. Bo tak naprawdę wszystko zależy od naszego nastawienia.
Ponury poniedziałkowy poranek, z mrokiem za oknem, może budzić grozę i niechęć, bo skończyło się coś dobrego, a teraz to już tylko niewolnicza harówka, na myśl o której już jestem zmęczona i zniechęcona. Ale można inaczej. Można spojrzeć na ten zamglony poranek jak na obietnicę czegoś, co dopiero przed nami. Nowy dzień, pomimo swojej przewidywalności, zawsze jest niespodzianką. Nigdy tak do końca nie wiemy, co się wydarzy. A może w tej szarości dnia spotkamy kogoś, czyj uśmiech rozświetli te godziny przesuwające się nieubłaganie po tarczy zegara. Może usłyszymy coś, co doda nam skrzydeł. Może ktoś do nas napisze e-maila lub esemesa, z dobrym słowem, miłym zdaniem, odrobiną serdeczności. Może my zrobimy coś, drobną rzecz, która dla kogoś będzie czymś więcej. Może ten ktoś poda to dalej i zupełnie nieświadomie rozpalimy płomień, który ogrzeje innych? I wtedy ta codzienność nie będzie już szara, ale nabierze ciepłych kolorów lata. I będzie się chciało w niej być i wstać rano z łóżka z radością, traktując ten nowy dzień jak prezent. Dar, rozdzielony sprawiedliwie - każdemu po równo, dwadzieścia cztery godziny.
Moja codzienność niecodzienna to dwadzieścia niespiesznych minut z filiżanką kawy umilonej "małym co nieco", wypitej z niezapisaną kartką papieru lub w towarzystwie bloga, to znaczy z Wami:) To spacer z moim Pieszczochem, który codziennie dostarcza mi nowych wrażeń i nieustannie domaga się pieszczot i bliskości. To rozgardiasz panujący w domu, który nie jest muzeum, ale miejscem, do którego chce się wracać i w którym chce się przebywać. Moja codzienność to moja praca i spotkania z ludźmi, z których każdy jest inny i na swój sposób wyjątkowy. To rozmowy, uśmiechy, ale i wspólnie podejmowany trud tego samego celu. Moja codzienność to stalowoniebieska szarość ukochanych oczu, które patrzą na mnie tak, że nie trzeba słów. Tysiące spraw, wielokrotnie trudnych i zdawałoby się, nie do uniesienia. A jednak je niosę i staram się, aby każdy mój dzień był wyjątkowy, bo przecież tak naprawdę nie wiem, ile mi ich jeszcze zostało. Za każdy jestem wdzięczna, a drogocenne minuty gromadzę i staram się nie stracić ani jednej na bezcelowe narzekanie czy oglądanie się na innych "którzy mają lepiej". Bo przecież to moje życie, nie dostanę drugiego. A przeżyję je właśnie codziennością, która pomimo wszystko, jest piękna. Bo tak chcę ją widzieć.
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Oleksa |
Witam spod kołdry "zakichanym" wieczorkiem.
OdpowiedzUsuńWitraż ...piękny kolorowy witraż...posklejany z malutkich nikomu niepotrzebnych kolorowych szkiełek.Kiedy szkiełka staną się jedną całością- na końcu naszych dni i kiedy zaświeci przez nią Światło Miłości ,wtedy tak naprawdę wszystko nabierze sensu.Wtedy okaże się ,że brak jednego -nawet bezbarwnego szkiełka ,mógłby spowodować ,że nie ma w tym witrażu żadnej treści.Nawet taki przekichany dzień (mam nadzieje że jutro bedzie lepiej..)też jest potrzebny do CAŁOŚCI.
Pozdrawiam i znikam ,żeby bakcylka nie sprzedać ;-)
Piękna ta wróżka :-)Gabrysia
Jestem pewna Moniko, że każdy Twój dzień jest tak ciepły jak Ty jesteś ciepła. I pełen uśmiechu, który tak często rozświetla Twoje oczy. Bo nasze dni, nasza codzienność jest taka jak my, bo my ją tworzymy sobą i dlatego nigdy, nigdy nie jest bez sensu. Nawet wtedy, gdy coś przygasi uśmiech i skądś powieje chłodem. To przecież także nasze - ludzkie.
OdpowiedzUsuńDobrze jest żyć, prawda? Tak po prostu, chwila po chwili.
Już dzisiaj życzę Ci pięknego jutrzejszego dnia :)
B.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam usunelam komentarz bo zgubilam wyraz i bylo nieczytelnie, teraz przesylam poprawione:
OdpowiedzUsuńCzytalam swojego czasu sporo ksiazek o poszukiwaniu szczescia, pozytywnym mysleniu itd. Glownie amerykanskich, prosze sie nie smiac:-) ale pisze to, zeby sprecyzowac jakie ksiazki mam na mysli i pamietam taka porade, ze jesli chce sie cos osiagnac w zyciu, to nalezy sie odwazyc i opuscic swoja 'comfort zone', bo czesto ona tworzy granice naszych mozliwosci. I tak mysle, czy to jest zle miec swoja 'comfort zone'? czy wyjscie poza nia da szczescie? mysle ze nic na sile. Czasem ktos moze rzeczywiscie potrzebowac wielkich zmian ale czesciej zamiast tych wielkich zmian, dobre jest inne podejscie do swojej codziennosci, tj. o tym piszesz Moniko powyzej:)