Literackie Czwartki: Czwartkowe obiady odc. 12
Fot. Marcin Oleksa |
Eulalia weszła do mieszkania i zastała Martę stojącą bezradnie na środku kuchni i wpatrującą się w opakowanie czegoś, co wyglądało jak kopytka z supermarketu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo miały przecież umowę, że gotują na zmianę obiad wtedy, kiedy im się chce i gdy mają czas; gdyby nie wyraz twarzy Marty - mocno skonsternowany. Wnuczka Eulalii wyglądała na zagubioną i to Eulalię zaniepokoiło najbardziej.
Powiesiła na wieszaku futro, zrzuciła kozaki i z ulgą wsunęła stopy w wygodne kapcie, a potem szybkim krokiem, jakby zupełnie nie czuła przemierzonych przed chwilą zakupowych kilometrów, podeszła do wnuczki i zajrzała jej przez ramię.
- Coś nie tak z tymi kopytkami? - spytała, odgarniając pieszczotliwie włosy z twarzy dziewczyny.
- Instrukcja obsługi - odpowiedziała Marta słabym głosem.
- A to do podgrzania gotowych kopytek potrzeba instrukcji obsługi? - zdziwiła się Eulalia.
- W dzisiejszych czasach, babciu, do wszystkiego potrzeba instrukcji obsługi - odpowiedziała Marta, wskazując palcem na wyróżnione na czerwono zdanie. - Ale to mnie po prostu zastrzeliło.
- Możesz mi przeczytać? Nie mam okularów, a ten druk jest już dla mnie za drobny. - Eulalia odsunęła się od Marty i oparła o kuchenny blat.
- Uwaga, czytam. "Przed przygotowaniem wyjąć z opakowania." - przeczytała Marta głośno i wyraźnie.
Eulalia zamrugała powiekami.
- No i czego tu nie rozumiesz? - spytała przekornie.
- Zasadniczo tego zdania. Babciu, to przecież logiczne, że nie wrzucę tych klusek owiniętych plastikiem na wodę ani na patelnię, no proszę cię!
- A słyszałaś to sławne zdanie, przez które jedna z amerykańskich sieci fast foodowych straciła grube dolary?
- Masz na myśli: "Uwaga! Kawa jest gorąca!" i to, że wrzątek parzy?
- Dokładnie. - Eulalia uśmiechnęła się do wnuczki, otworzyła szufladę i podała jej nożyczki, które stamtąd wyjęła. - Przecież o tym wie każdy, a jednak dla kogoś nie było to oczywiste. Żyjemy w XXI wieku, kochanie. Ludzie pędzą przez życie, a niektórzy z nich nie mają nawet czasu myśleć, więc wszystko musi być podane jak na tacy. Dlatego producent musi napisać, że kopytka przed przygotowaniem należy wyjąć z opakowania, żeby nie przyszło ci przypadkiem do głowy wsadzić to w całości do mikrofalówki.
- Naprawdę sądzisz, że ktoś mógłby to zrobić? - jęknęła Marta z niedowierzaniem.
- Wiesz, Martuniu, zbyt wiele lat już żyję i dużo widziałam, więc zaręczam ci, że tak. Ale cieszę się, że moja wnuczka jest inteligentna i że rzeczy oczywiste są dla niej po prostu oczywiste.
- Bardzo ci dziękuję, babciu, za uznanie. - Marta dygnęła jak grzeczna pensjonariuszka.
- Proszę bardzo. Inteligencję odziedziczyłaś oczywiście po mnie! - Eulalia uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście! - odpowiedziała natychmiast Marta, po czym obie wybuchnęły śmiechem. - Gotować wszystkie, czy jadłaś coś na mieście? - Marta spojrzała na Eulalię, nalewając przy okazji wody do garnka.
- Nic nie jadłam i jestem głodna jak wilk, więc z przyjemnością dotrzymam ci towarzystwa i zjem nawet te kopytka z supermarketu. Następnym razem kupuj w garmażerce; dostaniesz na wagę z pewnością, że są świeże, i nie będziesz miała problemu z opakowaniem.
- He, he, bardzo śmieszne. - Marta postawiła rondelek na kuchence i zapaliła pod nim gazowy palnik.
Eulalia patrzyła na wnuczkę z miłością. Dobrze im się razem mieszkało. Nie wchodziły sobie w drogę i starały się szanować swoją prywatność. Eulalia lubiła szczególnie wieczory z Martą, kiedy obie siadały przy stole w kuchni, każda ze swoją herbatą, i rozmawiały. O tym, jak minął dzień. O życiu. O planach i marzeniach, które spełniają się według własnego scenariusza i nie zawsze wtedy, gdy tego pragniemy. O przyszłości. O przeszłości. O wszystkim, o czym mogą rozmawiać dwie kobiety, które rozumiały się doskonale pomimo różnicy wieku i tego, że pochodziły z zupełnie innego pokolenia.
- Jak sprawy z Natalią? - spytała Eulalia z ciekawością.
- Spokojnie. Raczej się unikamy, a zresztą w trakcie sesji uczyła się nawet ona, więc nie miałyśmy okazji zbyt często się spotykać. Mam wszystko pod kontrolą. Poza tym to ja dostałam od Bartka bukiet czerwonych róż na walentynki, a nie ona.
Eulalia uśmiechnęła się, wspominając swoje walentynkowe spotkanie z przyjaciółkami. To był bardzo miły wieczór, któremu pikanterii dodało jeszcze spotkanie z Adamem Strojewskim. Eulalia przyjęła wizytówkę, którą jej wręczył, ale to było wszystko. Niczego mu nie obiecała i nie zamierzała się z nim spotykać na kawie, choć ją o to poprosił. Chcąc jak najszybciej wybrnąć z krępującej ją sytuacji obiecała, że zadzwoni i to było wszystko. Wrzuciła wizytówkę do torebki i próbowała zapomnieć o wpatrzonych w nią, zielonych oczach Adama, ale to wcale nie było takie proste...
Fot. Marcin Oleksa |
- Dlaczego twoje buty chodzą po całym mieszkaniu? - Bogusia patrzyła ze zgrozą na porozrzucane po podłodze buty Nataszy, których ilość nieco ją przeraziła. Rozumiała, że są kobiety, które wielbią buty i torebki, ale żeby mieć dziewięć par kozaków, kozaczków i botków to już jej się w głowie nie mieściło. Sama doskonale radziła sobie z dwoma - jedną na mroźną zimę, a drugą na okres przejściowy i nieodmiennie zadziwiał ją fakt, że jej córka potrzebowała aż tyle, aby poczuć się kobietą.
- Bo ja mam za mały przedpokój i się w nim po prostu nie mieszczę - odpowiedziała Natasza, potykając się o rude botki, które przesunęła nogą nieco na bok.
- A naprawdę potrzebujesz ich aż tyle? - spytała z ciekawością Bogusia?
- Wolę wydawać na buty, niż na rozmowę z psychoanalitykiem. To przynajmniej sprawia mi przyjemność, a poza tym buty nie zadają niewygodnych pytań.
- Ale w końcu będziesz musiała sama sobie na te pytania odpowiedzieć.
- Mamo! - jęknęła Natasza. - Przyszłaś tu po to, aby mi grzebać w głowie i prawic kazania?
- Nie. Przyszłam z propozycją.
- Mam się bać? - Natasza spojrzała na matkę nieufnie.
- Ależ skąd! - zaprzeczyła Bogusia. - Chciałam ci tylko zaproponować bal karnawałowy. W doborowym towarzystwie, oczywiście.
- Masz na myśli siebie i moje szalone ciotki?
- Uhm - przytaknęła Bogusia, uśmiechając się szeroko do córki.
- A która niby będzie moją parą? Bo rozumiem, że bal oznacza, że muszę być sparowana.
- Możesz wybierać między Jadzią a Lalką. W dzisiejszych czasach gender nikogo to nie zdziwi.
- Ty chyba nie mówisz poważnie? - Natasza patrzyła na Bogusię z niedowierzaniem.
- Ależ jak najbardziej poważnie - odpowiedziała szybko Bogusia. - W swoim dorosłym życiu nie miałaś okazji zabawić się razem z matką i może warto spróbować?
- Naprawdę uważasz, że powinnam? - Natasza zrobiła tak żałosną minę, że Bogusia nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem.
- Myślę, że ci się to spodoba, bez względu na to, co teraz o tym sądzisz.
- Jasne! Bal w towarzystwie seniorów. O niczym innym po prostu nie marzę! - odpowiedziała sarkastycznie Natasza.
- Pomyśl o tym w ten sposób, że będziesz tam gwiazdą, o którą każdy z panów będzie zabiegał i jednocześnie będziesz miała tę pewność, że nic ci z ich strony nie grozi, oprócz adoracji w starym, dobrym stylu.
- Robisz to wszystko po to, abym nie spędziła tego wieczoru przed telewizorem, w towarzystwie moich butów i nieśmiertelnego "Pretty woman", przy którym jak zwykle się poryczę i rozżalę nad własnym losem, któremu sama jestem sobie winna?
Bogusia wyciągnęła rękę i dotknęła delikatnie policzka córki. Robiła to jeszcze nieudolnie, trochę niezdarnie, ale starała się i Natasza potrafiła to docenić.
- Zobaczysz, że się upiję na smutno i narobię ci wstydu w towarzystwie - mruknęła Natasza.
- Nie będę się do ciebie przyznawać - odpowiedziała szybko Bogusia czując, że Natasza mięknie.
- A gdzie jest w ogóle ten bal?
- W kasynie wojskowym.
- Chodziłaś tam jeszcze razem z tatą...
- Chodziłam... - szepnęła Bogusia, wracając wspomnieniami do czasów, o których Natasza nie miała w ogóle pojęcia.
- Będę musiała kupić nowe buty. - Natasza odzyskała swoją pewność siebie i dobry humor, a Bogusia jęknęła cicho i popukała się palcem w czoło. cdn...
Monika A. Oleksa
- Bo ja mam za mały przedpokój i się w nim po prostu nie mieszczę - odpowiedziała Natasza, potykając się o rude botki, które przesunęła nogą nieco na bok.
- A naprawdę potrzebujesz ich aż tyle? - spytała z ciekawością Bogusia?
- Wolę wydawać na buty, niż na rozmowę z psychoanalitykiem. To przynajmniej sprawia mi przyjemność, a poza tym buty nie zadają niewygodnych pytań.
- Ale w końcu będziesz musiała sama sobie na te pytania odpowiedzieć.
- Mamo! - jęknęła Natasza. - Przyszłaś tu po to, aby mi grzebać w głowie i prawic kazania?
- Nie. Przyszłam z propozycją.
- Mam się bać? - Natasza spojrzała na matkę nieufnie.
- Ależ skąd! - zaprzeczyła Bogusia. - Chciałam ci tylko zaproponować bal karnawałowy. W doborowym towarzystwie, oczywiście.
- Masz na myśli siebie i moje szalone ciotki?
- Uhm - przytaknęła Bogusia, uśmiechając się szeroko do córki.
- A która niby będzie moją parą? Bo rozumiem, że bal oznacza, że muszę być sparowana.
- Możesz wybierać między Jadzią a Lalką. W dzisiejszych czasach gender nikogo to nie zdziwi.
- Ty chyba nie mówisz poważnie? - Natasza patrzyła na Bogusię z niedowierzaniem.
- Ależ jak najbardziej poważnie - odpowiedziała szybko Bogusia. - W swoim dorosłym życiu nie miałaś okazji zabawić się razem z matką i może warto spróbować?
- Naprawdę uważasz, że powinnam? - Natasza zrobiła tak żałosną minę, że Bogusia nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła śmiechem.
- Myślę, że ci się to spodoba, bez względu na to, co teraz o tym sądzisz.
- Jasne! Bal w towarzystwie seniorów. O niczym innym po prostu nie marzę! - odpowiedziała sarkastycznie Natasza.
- Pomyśl o tym w ten sposób, że będziesz tam gwiazdą, o którą każdy z panów będzie zabiegał i jednocześnie będziesz miała tę pewność, że nic ci z ich strony nie grozi, oprócz adoracji w starym, dobrym stylu.
- Robisz to wszystko po to, abym nie spędziła tego wieczoru przed telewizorem, w towarzystwie moich butów i nieśmiertelnego "Pretty woman", przy którym jak zwykle się poryczę i rozżalę nad własnym losem, któremu sama jestem sobie winna?
Bogusia wyciągnęła rękę i dotknęła delikatnie policzka córki. Robiła to jeszcze nieudolnie, trochę niezdarnie, ale starała się i Natasza potrafiła to docenić.
- Zobaczysz, że się upiję na smutno i narobię ci wstydu w towarzystwie - mruknęła Natasza.
- Nie będę się do ciebie przyznawać - odpowiedziała szybko Bogusia czując, że Natasza mięknie.
- A gdzie jest w ogóle ten bal?
- W kasynie wojskowym.
- Chodziłaś tam jeszcze razem z tatą...
- Chodziłam... - szepnęła Bogusia, wracając wspomnieniami do czasów, o których Natasza nie miała w ogóle pojęcia.
- Będę musiała kupić nowe buty. - Natasza odzyskała swoją pewność siebie i dobry humor, a Bogusia jęknęła cicho i popukała się palcem w czoło. cdn...
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Oleksa |
Uważam, że "Czwartkowe obiady" to gotowy materiał na ŚWIETNĄ książkę. Już dziś nie mogę się doczekać co będzie za tydzień :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
M. junior Starszy