Melancholia

Fot.Marcin Oleksa



Kolejny poniedziałek depcze nam już po piętach, a rozpędzony świat czeka tuż za drzwiami. Jak tylko je rano uchylimy, wtargnie tam Życie z całym swym pośpiechem początku nowego tygodnia, ze sprawami, które trzeba pozałatwiać, rachunkami, które trzeba pozapłacać i codziennymi obowiązkami, którym choć na chwilę uciekliśmy. Potrzebne były te dni zatrzymania i zadumy nad tym, co ważne. W monotonii tygodni następujących jeden po drugim, w czasie tych szarych jesienno-zimowych dni, często zapominamy, albo nie chcemy pamiętać o przemijaniu. A ono jest nieuniknione, bez względu na to, czy chcemy o tym pamiętać, czy nie. Dobrze, że cmentarze swoim milczeniem potrafią nam o tym opowiedzieć...
 
"Piotr zawsze kupował kwiaty „na murku”. Mieli tu najpiękniejsze i zawsze świeże róże. Maria kochała róże, a on uwielbiał ją nimi obsypywać. Gdy wracał z nocnego dyżuru zawsze tu wstępował i kupował jedną, długą, czerwoną różę. Kiedy Maria się budziła, znajdowała ją nieodmiennie na poduszce Piotra. Jej bursztynowe oczy rozświetlały się wtedy radością i odbijały światło tak, jak obrączka na serdecznym palcu. Patrzył na nią jeszcze rozleniwioną, rozgrzaną snem i marzeniami i wiedział, że odda jej cały swój świat, całego siebie za ten jeden uśmiech i „dzień dobry” o poranku.
A dziś niósł jej róże z dumnie uniesionymi główkami, przesypanymi białym kwieciem i czuł, jak z każdym krokiem jego serce po raz trzysta sześćdziesiąty piąty pęka na tysiące maleńkich kawałeczków.
„Lubię stare cmentarze. Posłuchaj... Słyszysz tę ciszę, która przemawia do ciebie śpiewem ptaków? A te liście... Słyszysz ich szelest? Ludzie mówią, że to wiatr bawi się gałęziami drzew i rozsyła kolorowe pocztówki w świat, ale ja wiem, że to nie wiatr. Posłuchaj Piotruś... to ci, co odpoczywają tu po trudach życia, to zmarli... to oni szepczą w gałęziach tych drzew. Jaki tu spokój... Nie mogę uwierzyć, że jestem w środku miasta...”
  • Wróć do mnie Maleńka... Pozwól mi się usłyszeć w szeleście tych liści... chcę cię odnaleźć w kasztanach i szukam... Nadaremnie. Zostawiłaś mnie tak bez słowa... Obiecywałaś przejechać ze mną świat i zjeść beczkę soli. Nie dotrzymałaś słowa. Zabrałaś wszystko. Wszystko..." 

    "1 listopada. Data na zawsze wpisana smutkiem w sercu Marty. Data, która najboleśniej przypominała jej o pustce jej świata i kłującej samotności. Odkąd skończyła 16 lat przychodziła na cmentarz Pod Lipami i paliła trzy małe światełka. Patrzyła na porcelanowe zdjęcia młodych ludzi i z przerażeniem każdego roku uświadamiała sobie, że już nie pamięta ich twarzy. To było tak dawno temu... Z całego dzieciństwa zapamiętała tylko drapiący policzek ojca i zachowała w sercu tylko jedno wspomnienie, szczególnie bliskie i najdroższe. Wspomnienie matki.
    Nie pamięta jej twarzy, była wtedy zbyt mała, nie skończyła jeszcze 3 lat... Było lato, a ona z gorączką leżała w za małym łóżeczku z powyjmowanymi szczebelkami. Było jej zimno pomimo słońca na dworze i ciepłej kołderki, którą była otulona. Dobrze pamięta ten moment, kiedy pokój zajaśniał, a ona przestała drżeć. To mama. Podeszła do łóżeczka, wyciągnęła ręce i przytuliła Martę mocno do swojego serca. Poczuła ciepło i ten zapach, którego szukała w jej rzeczach przez wiele następnych lat. Delikatne dłonie matki gładziły jej mokre od potu włosy, a usta szeptały najsłodsze słowa miłości, które zna tylko kochające serce.  Dziś, poprzez rozpłakane krople nieba Marta wpatrywała się w twarz młodej kobiety z nieruchomym spojrzeniem porcelanowej lalki. Nie pamiętała jej. Nie pamiętała twarzy matki, ale na zawsze zachowała w sercu wspomnienie ciepła jej kochającego serca.
    I babcia... twarz babci miała dokładnie wpisaną w pamięci. Każda zmarszczka i każdy z powykręcanych wylewem palców pozostał na zawsze przed jej oczami. Babcia prowadziła Martę przez świat tak długo, jak potrafiła. To babcia nauczyła ją słów pacierza i niezachwianej wiary w dobroć i miłość Boga. Babcia nauczyła ją wierzyć w dopasowane połówki i ludzką dobroć." 

    Oba fragmenty pochodzą z książki "Miłość w kasztanie zaklęta".
     
    "- Cześć mamo. Cześć tato. Dawno mnie nie było, ale Ty chyba to przewidziałaś mamo, sprowadzając Małgosię. Nadal nie wiem dlaczego właśnie ona, ale teraz to już nie ma znaczenia. Dałaś mi swojego anioła i tak po prostu miało być, chociaż... chciałabym z tobą o tym porozmawiać. Szkoda, że tak mało miałyśmy czasu... - cisza zakopiańskiego cmentarza łagodziła ból i wyrzuty sumienia. Siwa, granitowa płyta była czyściutko posprzątana, jedynie sąsiadujące z nagrobkiem drzewa pootulały go gdzieniegdzie swoimi kolorowymi liśćmiPrzy tablicy, w ciemnym wazonie stały świeże kwiaty. Agnieszka wiedziała, że postawiła je tam pani Galicowa, mama Łukasza. Po zaczerpnięciu siły ze swoich ukochanych gór Agnieszka była gotowa na to spotkanie. Przy boku Kuby czuła się silniejsza. Chciała, żeby przyszedł tu razem z nią. Stał teraz, oddalony, chcąc uszanować tę chwilę intymności Agnieszki i jej sam na sam z rodzicami. Obserwował jej przygarbione plecy, pochylone pod ciężarem, który przyszło jej dźwigać. Gdyby tylko mógł zdjąłby choć część tego co na sobie niosła. Pojawiła się w jego życiu jak powiew lata, w zalotnej sukience i smutkiem w oczach. Nie planował tego, ona zresztą też nie. Dziś nie umiał już bez niej oddychać i choć wciąż czuł ten narzucony przez nią dystans bezpieczeństwa, czekał cierpliwie i po prostu był blisko. Tak jak dziś. 
     Agnieszka pochyliła się i zapaliła duży biały znicz o fakturze chropowatej i popękanej tak jak jej serce. Postawiła go przy kilku innych światełkach, które migotliwym blaskiem zapewniały o pamięci. 
    - To Kuba. Spodobałby się wam. Lubi góry i nie boi się ciężkiej pracy. Fajny jest. Nawet Ty tato musisz to przyznać. Lubię go. - zapatrzyła się na złote litery na tablicy, a potem nie mogła już opanować szlochu, który nią wstrząsnął i łez, które zaczęły się wylewać jak wezbrany strumień z ciemnych i wciąż smutnych oczu. " "Ciemna strona miłości"  
    Dzisiaj jeszcze tak trochę melancholijnie, zanim na dobre powrócimy w zgiełk tego świata. Może dlatego, aby uwrażliwić i jeszcze choć przez chwilę pozostać tu, w tym miejscu, gdzie się w ciągu tych listopadowych dni zatrzymaliśmy... A może dlatego, że tego potrzebowałam i chciałam się z Wami czymś podzielić... W zakładce "Magia liter" pojawiło się nowe opowiadanie. "Jedna do Drugiej" też napisze w tym tygodniu. Zajrzyj. Tak miło, że jesteś. 
    Monika A. Oleksa

    Fot. Marcin Oleksa

Komentarze

  1. No, Monisiu moja Jesienna, melancholijna to trzeba Cię teraz mocno przytulić. Czujesz?
    Całuję
    Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Czuję Basieńko! Dziękuję!
    Ja też Cię mocno ściskam i popycham do okna, bo co z tego, że pada? Przecież świat i tak jest piękny:)
    Twoja M.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Podaj dalej

Magia zimowego wieczoru