Wtorkowe spotkania kulturalne: Jazzowe opowieści

Fot. Marcin Oleksa


Kiedy na jednej scenie pojawia się trzech tak znakomitych muzyków jak Krzysztof Herdzin, Cezary Konrad i Robert Kubiszyn, jeszcze zanim odezwie się pierwszy z instrumentów wiadomo już, że będzie się działo. Jeśli do tego koncert odbywa się w takim miejscu jak Teatr Stary w Lublinie; z niesamowitą akustyką, kameralną atmosferą i wystrojem wnętrza zupełnie jak z lat dwudziestych ubiegłego wieku; to naprawdę można się zasłuchać, bo wszystko wokół temu sprzyja. W takim miejscu odbiór dobrej energii płynącej od artystów, dla których muzyka jest prawdziwą pasją, jest wyjątkowy; a sam koncert jest w stanie tak naładować, że słuchacz wychodzi w zimną noc rozgrzany i rozbudzony lepiej niż po herbacie z imbirem czy potężnej dawce czarnej kawy. 
Krzysztof Herdzin Trio... , z koncertem zapisanym na płycie "Capacity", to wielka uczta dla konesera dobrej muzyki jazzowej, doprawiona niepowtarzalną osobowością każdego z trzech występujących obok siebie muzyków. 
"Jazzowy omnibus"; pianista, kompozytor, aranżer i band leader. Człowiek orkiestra, którego nazwisko pojawia się na każdej dobrej płycie polskich wykonawców. Krzysztof Herdzin. Otwarty, wielki, a jednocześnie skromny; człowiek, który robi tyle rzeczy naraz, nie sprzedając siebie i swojego talentu, tylko podążając za głosem swojego serca. Wyczuwa dźwięki, które układają się w jego głowie w opowieść, jakiej słucha się z zapartym tchem, czekając na finał. Krzysztof Herdzin interpretuje świat dźwiękami. Opowiada nutami historie zebrane z życia; zamyka je w czarno-białych klawiszach fortepianu i bawi się nimi, wprawiając słuchaczy w zadziwienie, euforię, podniecenie i oczekiwanie, zostawiając przy tym ogromny niedosyt, gdy wybrzmi ostatnia nuta utworu. Krzysztof Herdzin nie potrzebuje słów, aby przekazać to, co zagrało mu w duszy. Wystarczy mu muzyka, w którą wchodzi; zatapia się cały i obdarowuje nią każdego, kto się w niej zasłucha. "Capacity" to płyta składająca się jedynie z sześciu utworów, ale zapisanych w 53 minutach dźwiękowej uczty, od której nie sposób odejść przed końcem ostatniego z nich. Sześć utworów, w których jest wszystko - emocje, głęboko wpisane w życie każdego człowieka; poszukiwanie, towarzyszące nieustannie każdemu z nas; radość z przeżywanych chwil zamkniętych w tu i teraz; groza i mrok ludzkiej duszy, opisana w dźwiękowej interpretacji bajki Sleeping Beauty (Śpiąca Królewna), której słucha się z niespokojnie bijącym sercem i oczekiwaniem na to, jak zakończy się ta historia, w której widać wszystko. Bez słów i obrazów. Sama muzyka i nasza wyobraźnia, która wyświetla w naszej głowie film, a my podążamy za bohaterami i widzimy wszystko. Jak w kinie. Magia. Magia dźwięku i muzyków, którzy bardzo subtelnie tymi dźwiękami się bawią, pokazując jednak pazura, po który po prostu brakuje słów. "Timebreakaparter"; utwór, który łamie wszelkie standardy, wykracza spoza ram i nie daje się nazwać, ale przy którym ja osobiście odpadłam. Siłę tego utworu odda jedynie koncert, w czasie którego jesteśmy świadkami zabawy między muzykami, w której uczestniczymy. Pourywane dźwięki, wydawałoby się początkowo, że bez ładu i składu, a jednak układające się w tak potężną dawkę energii, że wbija w fotel i zapiera dech. 

Fot. Marcin Oleksa

Cezary Konrad potrafi uczynić takie cuda ze swoją (prześliczną!) perkusją, emanując przy tym spokojem i opanowaniem, że słuchacz długo nie może się po takim występie otrząsnąć. Mnie nie udało się to do dziś:) Cezary Konrad i jego perkusja oraz to, co potrafi na niej zagrać, to wirtuozeria na talerze i pałki. Lekceważony dotychczas przeze mnie instrument, kojarzony głównie z metalowymi "zwierzakami", w rękach Czarka Konrada całkowicie zmienił swój charakter, nie tracąc jednak nic ze swojego "pazura". Odpadłam, przepadłam. Dałam się zaczarować i trwam w tym stanie, a samo spojrzenie na okładkę płyty powoduje u mnie przyspieszone bicie serca. Pisząc o Czarku Konradzie, nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć, że całkiem niedawno, zaledwie parę tygodni temu otrzymał nagrodę GRAMMY! za płytę "Night in Calisia" Włodka Pawlika, w nagraniu której brał udział; jest to pierwszy jazzowy zespół z Polski uhonorowany tą nagrodą!
Jazzowe Trio Krzysztofa Herdzina to również basowe dźwięki i rewelacyjne solówki gitary basowej Roberta Kubiszyna, z którego talentem zdążyłam się już "zaprzyjaźnić" słuchając Anny Marii Jopek. Niezwykle skromny człowiek, z nieśmiałym uśmiechem na twarzy i ogromną wrażliwością zadziwia delikatnością, z jaką dotyka swojej gitary czy kontrabasu i siłą czystego dźwięku, jaki potrafi z tych instrumentów wydobyć. Robert Kubiszyn - kompozytor, aranżer, multiinstrumentalista, również producent projektów, w których tradycyjny kontrabas zastępuje właśnie gitarą basową, eksperymentując z jazzem, który w tej wersji fusion brzmi inaczej niż zwyczajny, mainstreamowy jazz; ciekawie i zaskakująco. Robert Kubiszyn występuje m. in. u boku takich artystów jak Anna Maria Jopek, Grzegorz Turnau, Marek Napiórkowski czy Henryk Miśkiewicz, a ja za każdym razem odkrywam coraz większą przyjemność w poznawaniu nowych oblicz Roberta Kubiszyna. 

Fot. Marcin Oleksa

Jazzowe trio Krzysztofa Herdzina i płyta "Capacity" sprawiły, że uzależniłam się od muzyki jazzowej, która weszła we mnie głęboko i krąży mi w żyłach, a moje serce przyspiesza i wystukuje jazzowe dźwięki. Moja miłość do tej muzyki jest tak wielka, że jeżdżę Hondą Jazz słuchając w niej jazzu:) Zamykam oczy i widzę niesamowitą energię i spokój muzyków, którzy tak świetnie bawią się na scenie że słuchacz daje się wciągnąć w tę grę pełną lekkości, radości i pasji. Pomimo świadomości, że to koncert, który zapełnił całą widownię w Teatrze Starym, ja mam wrażenie, że jestem w amerykańskim klubie, a ci niesamowici muzycy siedzą sobie przy swoich instrumentach i eksperymentują z dźwiękami, bez napięcia, że coś pójdzie nie tak; że ktoś ich źle oceni; bez tremy; bo to co robią sprawia im ogromną przyjemność i wkładają w to całe swoje serce, a doprawiają pasją. 
Trzej wielcy muzycy i trzy nazwiska, które warto zapamiętać - Krzysztof Herdzin, Robert Kubiszyn i Cezary Konrad, których z przyjemnością wysłuchała
Monika A. Oleksa 

Fot. Marcin Oleksa
    
     Teatr Stary w Lublinie; miejsce, które warto odwiedzić... KLIK


TEATR STARY W LUBLINIE




Magiczne miejsce na Starym Mieście
 

Komentarze

  1. Moniko tak piszesz..tak piszesz...że chyba spróbuję kiedyś posłuchać. Zawsze myślałam,że to nie moje klimaty, ale teraz to już nie wiem :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytając recenzję, sam poczułem się jakbym był na tym koncercie. Żałuję, że nie miałem takiej okazji :(
    Pozdrawiam!
    M.J. starszy

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna muzyka.. a Krzysia i Czarka poznałam w 2000r. na Famie w Świnoujściu i miałam niesamowita przyjemność pracowac i doskonalić swój warsztat pod okiem Eli Zapendowskiej i akompaniamencie własnie ich... Bajkowo wspominam ten czas! A ich muzyka ponadczasowa!... pozdrawiam Kasia B.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Podaj dalej

Nowa Opowieść O Dwunastu Miesiącach: Luty

Zapach Wiosny