Wiosna, ach to ty!
Fot. Marcin Oleksa |
Usiadła na kamiennym murku i ciekawie rozejrzała się dookoła. Wiele się tutaj zmieniło od czasu jej długiej nieobecności. Świat wokół niej poszarzał i posmutniał. Drzewa straszyły ogołoconymi z liści kikutami gałęzi; na trawnikach zalegały brudne warstwy topniejącego śniegu, a na chodnikach zebrały się podstępne kałuże, których ulubioną zabawą było dostać się do środka buta i dotknąć swoją wilgocią stopy. Stara, zmęczona zima nie miała już siły roztaczać przed ludźmi swoich uroków, zresztą oni już wcale tego nie chcieli. Odwracali się od zimy z niechęcią, wygrażając jej. Ranili ją, chociaż może nie byli tego świadomi.
W zasadzie to trudno było ludziom dogodzić. Kiedy nie było śniegu, narzekali; że święta, że jak to bez śniegu, że przecież white Christmas, że mróz jest potrzebny i co to się porobiło z tą zimą. A jak stara, dobra zima sypnęła hojnie, chcąc ludzi uszczęśliwić, narzekali jeszcze bardziej. Że gdzie ta wiosna; po co ta zima; że depresja i że zwariować można. Wszystko nie tak.
Ludzie byli tacy dziwni. Nie umieli się cieszyć tym, co mieli. Nie umieli też słuchać i patrzeć; bo gdyby tylko przyjrzeli się dokładniej dzieciom, dostrzegliby tę prostą radość życia w ich oczach. Dzieciom nie przeszkadzała przedłużająca się zima. Jak padał śnieg, dotykały białego puchu z radością i biegły lepić bałwana. Nie marudziły, że coś im przeszkadza i że chcą już wiosny. Cieszyły się chwilą i czerpały z niej. Tak, ludzie sami nie wiedzieli, czego chcieli.
Wiosna rozpięła zielony płaszcz i przeciągnęła się, jak kot w promieniach słońca. Czekało na nią dużo pracy. Długo zwlekała, ale zupełnie się zapomniała w zabawie z chmurką i ptakami. Pobiegła za nimi zbyt daleko, aby wrócić wtedy, gdy ludzie tego od niej oczekiwali. Wiosna jednak była zbyt zajęta sobą, aby przejmować się oczekiwaniami innych. Świetnie się bawiła, chowając się między chmurami i bujając w obłokach. Zupełnie nie chciało jej się wracać! Jaskółki doniosły jej jednak, że drzewa posmutniały z tęsknoty, a wiosna kochała drzewa. Znała je po imieniu i każdemu potrafiła podarować coś pięknego. Jedne obsypywała różowym, a inne białym kwiatem. Czule głaskała chropowatą lub gładką korę, a między gałęzie wplatała swoje warkocze, na których później ptaki wiły swoje gniazda. Każde drzewo było dla niej ważne; każde witała z radością i dbała o nie troskliwie. Śmierć każdego drzewa była dla niej bolesna i nie do zrozumienia.
Wróciła dla swoich drzew i zamierzała tu trochę pozostać. Jeszcze nie wiedziała jak długo. Pewnie zaczeka tu na lato, a potem... Potem znowu gdzieś pobiegnie, bo wiosna wciąż się gdzieś spieszyła.
Wstała z murku, otrzepała ręce i ruszyła, patrząc z czułością na świat, który piękniał pod jej stopami.
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Oleksa |
Pięknie jest Moniko-jak to niewiele potrzeba do szczęscia :-) słonko , ciepełko i noc bez boleśnie przespana ...A ja dziś podziwiałam bociany..mijaliśmy dwa bocianie gniazda, gdzie sobie bocianki zamieszkują i tak się zamyśliłam. Ile one kilometrów przemierzają po to,żeby w Polsce "urodzić" i wychować potomstwo i potem znowu z tymi dziećmi lecą do Afryki czy gdzieś tam...przecież mogłyby tam zostać no nie? A jednak wolą wiosnę u nas ..jakie mądre stworzonka -te bociany jednak...;-)
OdpowiedzUsuń