Szczęśliwa siódemka czyli KONKURS WIOSENNY
Szczęśliwa siódemka do wygrania |
Po powrocie z Targów Książki na moich przepełnionych literaturą półkach zrobiło się zbyt ciasno:) Dlatego postanowiłam wybrać siedem książek, które już przeczytałam i podzielić się nimi z Wami w konkursie wiosennym. Książki, które trafią do Waszych rąk to: Dorota Berg "Kudłata"; Zofia Sokołowska "Druga strona recepty"; Jolanta Guse "Nie zawrócę"; Wojciech Zawioła "Jest takie miejsce"; Joanna Miszczuk "Matki, żony, czarownice"; Cathleen Schine "Trzy kobiety z Westport"; David Nicholls "Jeden dzień". Dzięki uprzejmości Pani Marii, do siódemki dołączyły jeszcze dwie książki - Julie Powell "Julie & Julia"; oraz Frances Mayes "Pod słońcem Toskanii". Mamy więc Szczęśliwą Dziewiątkę :)
Aby książka trafiła do waszych rąk chciałabym, abyście napisali w komentarzu o książce lub postaci literackiej, która wywarła jakiś wpływ na Wasze życie i zachwyciła tak bardzo, że zdecydowaliście się dzięki niej coś zmienić w sobie lub w Waszym życiu; po coś sięgnąć; czegoś od życia oczekiwać. Na Wasze zachwycenia i tytuł książki, którą chcielibyście dostać w wiosennym upominku, czekam do 23 czerwca.
Moje zachwycenia to trzy niesamowite kobiety, których twórczość dała mi wiarę we własne możliwości i pewność, że to pióro w moim ręku może naprawdę wiele opowiedzieć, jeśli tylko mu na to pozwolę. Cztery kobiety; trzy wielkie nazwiska, dzięki którym robię to, co od zawsze było moją pasją - Lucy Maud Montgomery; siostry Charlotte i Emily Brontë, oraz cudowna i pełna szczegółów dziewiętnastowiecznej Anglii Jane Austen.
Po "Anię z Zielonego Wzgórza" sięgnęłam w czwartej klasie szkoły podstawowej. Sięgnęłam i... przepadłam! Od chwili, gdy poznałam tę rudowłosą dziewczynkę wiedziałam, że moje życie już nie będzie takie samo i że wystarczy mocno uwierzyć w marzenia, aby one się spełniły. Chciałam mieć swoją Dianę i swojego Gilberta. Ania pokazała mi, że tylko życie przeżywane głębokimi emocjami ma tak naprawdę smak i że przyjaźń jest piękna, ale wymaga wysiłku i pielęgnacji. Nauczyła mnie wrażliwości i patrzenia człowiekowi w serce, zamiast oceniania. Zaraziła mnie swoją romantycznością i prostą radością życia. I dała mi wskazówkę, że warto czekać na swojego Gilberta, a kiedy już się zjawi, zaufać mu i uwierzyć, że oboje chcemy iść w tym samym kierunku.
L.M. Montgomery to jednak nie tylko Ania Shirley, z którą tak wiele mnie połączyło. To również Emilka, którą pokochałam od chwili, gdy zjawiła się w Srebrnym Nowiu. Ta drobna dziewczyna, której towarzyszyłam przez wszystkie lata jej dorastania, dała mi siłę i wiele wskazówek, które w swoim życiu wykorzystałam. Nauczyła mnie wytrwałości w dążeniu do celu i nie zniechęcania się po pierwszym niepowodzeniu. Pokazała mi, jak odnajdować radość w drobiazgach; i jak nie iść z życiem na kompromis, tylko wymagać od niego i od siebie jednocześnie, dużo.
Siostry Bronte zaczarowały mnie od pierwszych stron swoich powieści z niesamowitym klimatem - "Wichrowe Wzgórza" i "Dziwne losy Jane Eyre". Wiele razy gościłam w Thorfield Hall i na Wichrowych Wzgórzach, bowiem powracałam do tych książek wielokrotnie. Ale to nie dzika Katy, ani potulna Jane odcisnęły swój ślad w mojej wrażliwej duszy, ale właśnie Emily i Charlotte, oraz ich determinacja, aby robić to, czego pragną - pisać! Podobnie jak Ania i Emilka, popchnęły mnie do działania i umocniły w przekonaniu, że trzeba sięgać po marzenia i nie zniechęcać się kłodami, które życie podrzuca złośliwie pod nogi. I wierzyć w sens tego, co się robi.
I w końcu moja kochana Jane Austen, którą się po prostu zachłysnęłam po przeczytaniu "Emmy". Jej drobiazgowość doskonale oddaje klimat tamtej epoki, kiedy miarą człowieka było nie wykształcenie ani nabyta życiem mądrość, ale status społeczny i posiadany majątek, często trwoniony bezmyślnie. Jane Austen była wnikliwą obserwatorką toczącego się wokół niej życia i umiała w umiejętny sposób przekazać to na kartkach swoich powieści. Pokochałam ją nie tylko za jej powieści, które pochłonęłam jak czekoladę jogurtową, ale również za jej potrzebę pisania, która nieustannie towarzyszy także i mnie.
Cztery kobiety i wiele postaci literackich, które stworzyły. Każda z nich wniosła swój kawałek w moje życie; każda umacniała mnie w pielęgnowaniu pasji, którą dawno temu w sobie odkryłam; i każda jest przy mnie w chwilach zwątpienia, grożąc palcem i przekonując, że warto iść za tym, co kochamy i że nie należy wierzyć wątpliwościom, tylko trzeba sięgać po to, co daje spełnienie. Dla mnie jest to pisanie.
Czekam na Wasze literackie zachwycenia, spośród których wybiorę siedem nagrodzonych książkami.
Monika A. Oleksa
Fot. Michał Oleksa |
Świetne tytuły. Muszę tylko zastanowić się nad odpowiedzią :) Postaram się wziąć udział w pierwszej wolnej chwili. Patrzę, że czasu sporo, bo aż miesiąc. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńA ja jestem Twoją Piątą Kobietą, chociaż nawet o tym nie wiesz, ale co tam! I tak jestem :) Bo mam na Ciebie wpływ, o! Bo jak Ty mnie potrafisz pogonić do roboty, to ja Ciebie też, czyż nie? I oczywiście uwielbiasz to we mnie! A tak poważnie Jesienna to tak się cieszę, że jesteś :) W konkursie nie wezmę udziału, ale wiem, że Ty nie weźmiesz mi tego za złe, prawda? A piszę teraz do Ciebie, bo chociaż tak mogę się z Tobą spotkać. Całuję :)
OdpowiedzUsuńB.
Książka, która wywarła duży wpływ na moje życie, to ,,Nella.Piękno nieoczekiwanego''. Jest to prawdziwa historia, w której główna bohaterka rodzi dziecko z zespołem Downa. Bardzo mną wstrząsnęły perypetie Kelle i może to zabrzmi egoistycznie, co teraz napisze, ale dziękuję Bogu, że dał mi zdrowe, cudowne dzieci, gdyż wiem, że jestem zbyt słaba psychicznie, aby móc dźwigać TAKI krzyż. Po przeczytaniu tej lektury zaczęłam bardziej doceniać swoje życie i przestałam wreszcie zrzędzić nad wszelkimi niedogodnościami losu. Zrobiłam się bardziej pokorna i wdzięczna za każdą radosną chwilę, jaką otrzymuje od życia.
OdpowiedzUsuńWięcej na temat tej książki w linku:http://cyrysia.blogspot.com/2012/07/zrozumiec-inne-zycie.html
Pozdrawiam cieplutko.
Ja zakochałam się w Piotrze Adamczyku, który nosi brzemię w postaci imienia i nazwiska sławnego polskiego aktora, który grał papieża. Mógł nazywać się Al Pacino, ale niestety rodzice zdecydowali inaczej. Piotr jest mężczyzną samotnym pragnącym wielkiej miłości i bliskości drugiej osoby żyjącym wspomnieniami dawnej miłości- Marysi Jezus, co w znacznym stopniu utrudnia mu kontakty z kobietami, gdyż w każdej szuka namiastki byłej ukochanej. Piotra uwielbiam, ponieważ jest mężczyzną z krwi kości tak realnym, że mógłby być moim sąsiadem. Nie ma magicznych mocny, wielkiej fortuny czy zadatków na modela, ale ma błyskotliwy umysł i głowę pełną szalonych pomysłów. To on nauczył mnie poznawać ludzi nie po słowach lecz po przedmiotach i teraz kiedy widzę w sklepie osobę kupującą gotowe klopsy albo mrożoną pizzę, zapala mi się w głowie lampka- samotny. Piotr otworzył mi drzwi do świata mężczyzny i pokazał mi jak postrzegają i odbierają rzeczywistość istoty z Marsa. Przekonał mnie, że facet może być istotą skomplikowaną, sięgającą wzrokiem ponad czubek własnego nosa, dostrzegając potrzeby innych i zdolną do uczuć choć jednocześnie uświadomił mi, że pana Darcy czy Romea nie mam co szukać w najbliższej okolicy.
OdpowiedzUsuńIntrygują mnie "Matki, żony, czarownice" Joannty Miszczuk
Może zacznę od czasów dzieciństwa..."Karolcia" :-)..jak ja marzyłam o tym,żeby mieć niebieski koralik...Wyobrażałam sobie wiele razy ,że taki właśnie koralik mam i spełniam życzenia swoje i swoich bliskich. Babcia na jabłoni..-ta książka nauczyła mnie uciekać od rzeczywistości do świata ,gdzie babcia na jabłoni rozwiązuje wszystkie problemy na poczekaniu, Dzieci z Bullerbyn ...jeszcze swoim dzieciom robiłam skrzynkę pocztową na sznurku i pisały sobie liściki z córką sąsiadki z sąsiedniego balkonu. Z dorosłego życia mogłabym długo wymieniać, ale to Halina Poświatowska sprawiła ,że jej większość wierszy znam na pamięć i pokochałam poezję.
OdpowiedzUsuńP.S. Kudłatą i Druga stronę recepty mam :-))))
Nie mam jednej takiej książki i nie potrafię napisać, która i jak coś zmieniła. Czytam od czasu jak tylko nauczyłam się czytać, wcześniej czytała mi Mama, książki były też ulubionymi prezentami. Nie wyobrażam sobie życia bez książek, choć był taki czas po śmierci mojego Męża, że nie czytałam nic, po prostu nic nie miało sensu. Dopiero jedna ze znajomych "zaleciła" mi jako lekarstwo "Notatnik" Anny Kamieńskiej, który zresztą miałam w domu. Zaczęłam znów czytać. Czytałam moim, znacznie młodszym od trzem siostrom, potem moim dzieciom i wnukom. Wszyscy czytamy. Książki to moje "drugie życie". Oczywiście była "Ania z Zielonego Wzgórza" i wszystkie inne Anie, myślę, że niektóre książki przeczytałam za wcześnie ("W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta i inne), niewiele rozumiałam a potem już do nich nie wracałam, bo wciąż były nowe. Zawsze interesowało mnie jak inni ludzie przeżywają życie, stąd liczne biografie, Dzienniki - Nałkowskiej, Dąbrowskiej, Anny Dostojewskiej, Marii Kasprowiczowej i innych. Książki kształtowały mnie przez całe życie, dzięki nim, mogłąm być tam gdzie nie mogło mnie być w realnym życiu i przeżywać to, co nie było mi dane. Myślę,że z wielu, coś we mnie zostało. Nie sądzę, żeby moja wypowiedź spełniała warunki konkusu, ale nie o to chodzi. Zawsze wolałam prozę niż poezję. Dopiero niedawno doceniłam otrzymane kiedyś od mojego ukochanego chłopaka a potem męża tomiki - "Twój powszedni morderca" Wiktora Woroszylskiego i "Czekanie na Dawida" Małgorzaty Hillar. Dopiero kilka lat temu wiersze pewnego poety sprawiły, że czytam nie tylko prozę, choć głównie.
OdpowiedzUsuńDroga Pani Mario, Pani wypowiedź jak najbardziej spełnia warunki konkursu, bo ma on głównie na celu poproszenie Państwa o swoje literackie zachwycenia. Każda wypowiedź jest cenna i wyjątkowa, każda daje coś do przemyślenia i każda pokazuje, że książki są naprawdę niesamowite i potrafią wnieść wiele w nasze życie. Bardzo dziękuję za tę z serca płynącą wypowiedź, przy której się na dłużej zatrzymałam.
UsuńPozdrawiam bardzo serdecznie!
M.
Jeśli tak Pani Moniko, to gdybym miała otrzymać nagrodę, proszę o "Jeden dzień" Dawida Nicholsa. Oglądałam film, piękny i wzruszający, dobrze zagrany przez parę głównych aktorów, książkę chciałam wypożyczyć z biblioteki, jak dotąd nie udało się. Mam "Matki,żony, kochanki". Pozdrawiam serdecznie. Ps. Wczoraj przeczytałam "Uśmiech mima".
UsuńOczywiście miało być "Matki, żony, czarownice" ;) Dobrych dni.
UsuńDo niedawna nie przepadałam za książkami na temat rozwoju osobistego, dzisiaj uważam, że w tej ogromnej ilości książek tego typu, które nas codziennie zalewają, zdarzają się perełki. Bezsprzecznie jest nią "7 nawyków skutecznego działania" Stephena R. Covey'a i to ona zmieniła moje życie. Wcześniej uważałam, że od takich poradników wieje nudą. Męczył mnie natłok suchych faktów. Natomiast w tej książce bardzo obrazowo przedstawione są wszystkie zagadnienia, podane przykłady przemawiają do wyobraźni i serca czytelnika. Dzięki tej lekturze znalazłam w sobie siłę, by zmienić w życiu to, co mi bardzo nie odpowiadało. Z takim wsparciem łatwiej było mi zawalczyć o swoje szczęście. Nie będę zdradzała szczegółów książki, jednak muszę się podzielić cytatem z niej, który brzmi "Kochać to czasownik". Po latach wspólnego życia z kimś nasza miłość często traci ogień, przygasa. Najłatwiej wtedy odwrócić się na pięcie i szukać nowych wrażeń, nowej miłości. Jednak jeżeli kogoś pokochaliśmy raz, może możemy go pokochać ponownie? Może wystarczy włożyć trochę wysiłku, by odbudować nasz związek? W dużej mierze zależy to od naszych chęci, a my o tym najzwyczajniej w świecie zapominamy. Zapominamy o latach wspólnie spędzonych, o tym co nas wiąże, wolimy pielęgnować wzajemne urazy, niż unieść się ponadto i usiłować ratować nasz związek. Łatwo powiedzieć „Ja już jej/jego nie kocham”, a dużo trudniej zrobić rachunek sumienia, zastanowić się w czym tkwi problem i starać się to naprawić. Rzadko bywa tak, że wina leży tylko po jednaj stronie. Niestety nam łatwo jest obwiniać innych, natomiast trudno na siebie spojrzeć krytycznie.
OdpowiedzUsuńNo dobrze, ale nie o taką literaturę chodziło w tym konkursie (tak mi się przynajmniej wydaje), nie mogłam jednak pominąć tej książki. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie też powieść „Jeden dzień” Davida Nichollsa, która bardzo mnie wzruszyła i jednocześnie okropnie rozbiła emocjonalnie. Ostatnie 50 stron czytało mi się bardzo źle, bo czytanie przez łzy jest bardzo trudne. Oj, wylałam dużo łez nad tą książkę, a czego mnie ona nauczyła? Cieszyć się tym co jest, nie uganiać się za wiatrakami, nie bujać w obłokach, ale doceniać małe codzienne radości. W końcu to one składają się na nasze szczęście. Trzeba się cieszyć tym co mamy, bo w każdej chwili możemy to stracić.
Zauważyłam, że książka ta jest też nagrodą w tym konkursie. Mam nadzieję, że ten, któremu przypadnie ona w udziale, będzie nią równie zachwycony jak ja.
A mój typ wśród nagród to "Jest takie miejsce".
Korzystam z zaproszenia i konkursu :) intryguje mnie książka pani Miszczuk.
OdpowiedzUsuńA oczrowala mnie ostatnio książka Mofongo Cecilii Samartin. To pełna ciepła, miłości i niezwykłego klimatu opowieść o małym chłopcu, chorym na serce i jego babci. To przesycona smakami i zapachami portorykanskiej kuchni historia o sile uczuć rodzinnych I o spotkaniach przy wspólnym stole. Jak dużo daje nam rodzina, jej wsparcie, jej obecność - często zapominamy... Lola pokazała swemu wnukowi jak może wyglądać życie "od kuchni". Ten niepozorny chłopiec potrafił zminic życie tak wielu osób wokół siebie ... I odejść. Sama jestem mamą i ta historia pozostanie na długo w moim sercu - polecam Wam ją serdecznie i zapraszam do mnie :)
Dziękuję za zaproszenie :)
OdpowiedzUsuńJa napiszę dość krótko. Książka, która wpłynęła na całe moje życie to: Erich Van Daniken – „Wspomnienia z przyszłości”
To książka, która całkowicie i chyba już na wieczność zmieniła moje poglądy dotyczące religii, kościoła i początków naszej cywilizacji. Nie ze wszystkimi poglądami autora się zgadzam, ale to właśnie jego teza dotycząca stworzenia człowieka przez istoty pozaziemskie moim zdaniem wyjaśnia wszystkie, nie pasujące do siebie elementy naszej historii. Uważam, że warto znać cykl książek poświęconych paleoastronautyce, gdyż otwiera on oczy na wiele nierozwiązanych zagadek z przeszłości.
Książka, które mnie interesuje to: Joanna Miszczuk "Matki, żony, czarownice"
Pozdrawiam serdecznie!
Wydaje mi się, że każda książka którą przeczytaliśmy tworzy nas, bo każdy uśmiech, wylana łza nad losami bohaterów, to cząstki naszej duszy, których nie tracimy, a które nas ubogacają… Gdy zastanawiam się, która książka najbardziej zmieniła moje życie – mam dylemat, ale jednak ta odpowiedź jest we mnie, czuję ją pod skórą, intuicyjnie wyczuwam jej obecność w sobie. To „Przeminęło z wiatrem” książka, którą przeczytałam ponad dekadę temu, chociaż film znałam od najmłodszych lat i do dziś zlewają mi się w jedno, do tego stopnia, że nie pamiętam czy daną scenę widziałam w filmie czy ją sobie wyobraziłam.
OdpowiedzUsuń„Przemineło z wiatrem” jest książką która towarzyszy mi stale, wracam do niej kilka razy w roku, nie tylko dla opisów historycznych, nie dla wyznań Rhetta, tzn też, ale nie tylko. Staram się być tak dobra jak Melania, tak wspaniała i anielska(wiadomo, że nie od razu zacznie wychodzić). Ale czytam Przeminęło… aby pamiętać, że nie wolno gonić za księżycem, bo wtedy przegapić można coś najważniejszego co jest obok, coś co szukając wiatru w polu stracimy i ból będzie wielki, a strata niepowetowana. Staram się o tym pamiętać, ale bez lektury tej książki to jest mgliste i wyblakłe, dopiero podczas lektury otwierają mi się oczy, a przed nimi pojawia się wielki czerwony wykrzyknik UWAŻAJ!!!.
I chociaż nie przestałam popełniac błędów, nie jestem idealna, ale się staram i dlatego wciąż do tej książki wracam, aby nie zapominać i nie popełniać błędów Scarlett.
PS. I dlatego, że wyznania Rhetta mnie rozkładają na łopatki ; )
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOd kilku dni zastanawiam się, czy książka, o której chcę napisać, jest odpowiednia na ten konkurs. Zadanie ma polegać na tym, by napisać o postaci lub książce, która coś zmieniła w naszym życiu, ale … również nas zachwyciła. Myślę i myślę i wciąż powracam do tego samego tytułu. Bo choć bohaterka, o której za chwilę napiszę absolutnie mnie nie zachwyciła, poruszyła mnie do tego stopnia, że faktycznie wpłynęła na dość istotną zmianę w moim życiu. Bohaterka, o której piszę, została stworzona przez Alinę Białowąs w książce “Galeria uczuć”. Wydawało mi się, że oprócz zbliżonego wieku z Olą niewiele mnie łączy. Kobieta wiodła życie udane, choć nieszczególnie wyjątkowe. Pracowała zawodowo, co niestety długo nie było mi dane. Jej największą radością były zdrowe, ukochane dzieci, o których ja póki co mogę tylko marzyć. Kobieta chętnie zaszyłaby się w domowym zaciszu i całkowicie poświęciła rodzinie, podczas gdy ja … o niczym innym tak nie marzę, jak o tym, by z domowego zacisza się wyrwać... Poukładane życie kobiety zaczęło się walić w chwili, gdy mąż zadecydował, że potrzebuje nieco przestrzeni i pragnie na jakiś czas się wyprowadzić. Trudno nie współczuć kobiecie, która żyje w obawie, że ukochany ją zdradza. Co jednak ciekawe, współczucie dość szybko przerodziło się w swego rodzaju frustrację... Ola należy do kobiet, które zawsze wszystko wiedzą najlepiej. Jest zupełnie głucha na argumenty innych, do wszystkiego dorabia własną interpretację. Przykładowo, gdy wraca później do domu i zastaje w nim teściową, która przygotowała rodzinie obiad, odbiera to jako wchodzenie w butach do jej życia i próbę złośliwego wytknięcia Oli, że nie radzi sobie ze swoimi obowiązkami. Moja frustracja nie trwała zbyt długo. Przerodziła się w zdumienie gdy uświadomiłam sobie, że i ja czasem właśnie tak się zachowuję. Mogłabym temu zaprzeczać ale wiem, że w wielu sytuacjach, które spotkały Olę, zachowałabym się dokładnie tak samo. Stojąc z boku podobne zachowanie oceniałam już zdecydowanie bardziej krytycznie. To sprawiło, że zaczęłam baczniej przyglądać się samej sobie. Co prawda nadal zdarzają mi się różne wpadki, jednak nie przestaję nad sobą pracować. I muszę przyznać, że życie stało się jakby łatwiejsze. Widać czasami mamy tendecję, by sami je sobie komplikować. Dlatego też “Galeria uczuć” na dobre pozostanie w mojej pamięci.
OdpowiedzUsuńMój typ wśród nagród to “Jeden dzień”
Recenzja książki, o której napiszę jeszcze nie powstała. Zbyt wiele emocji... To "Zakład o miłość" Agnieszki Lingas-Łoniewskiej.
OdpowiedzUsuńOna - studentka historii sztuki. Za 2 tygodnie ma wyjść za mąż.
On - chłopak, który nie liczy się z uczuciami innych, bo sam nie potrafi czuć, nikt go tego nie nauczył. Po trudnym dzieciństwie bez matki, którą obwiniał za opuszczenie go... nie znał prawdy.
Gdy się spotkali, wybuchło coś bliżej nieokreślonego w ich odczuwaniu.
Oboje zmienili swoje dotychczasowe życia.
Książka uczy, że ZAWSZE trzeba walczyć o swoje marzenia, bo tylko one dają szczęście.
Zaciekawiły mnie "Trzy kobiety z Westport"
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że nie wyjdę na lizusa, bo… Przejrzałam kilkanaście tytułów książek, które ostatnimi czasy czytałam i zdecydowanie największe wrażenie wywarła na mnie Pani książka pt. „Miłość w kasztanie zaklęta”. Może dlatego, że jest w niej pełno takiego ciepłego sentymentalizmu, melancholii, a ja jestem osobą nad wyraz wrażliwą i emocjonalną. Ta powieść porusza wszystkie struny ludzkiej duszy, doprowadza do łez, ale też bawi. Książkę czytałam już dwa razy, aby odkryć w niej jak najwięcej fascynujących zakamarków. W tym magicznym świecie doświadczyłam szerokiego spektrum emocji i uczuć, nie mogłam pozostać obojętną. Najbardziej wzruszał mnie ten cudownie odmalowany obraz miłości, której nie przerwała nawet śmierć ukochanej. No i ten motyw chłopczyka oddanego do domu dziecka… Książka nauczyła mnie, że nawet w obliczu tragedii nie wolno się załamywać, przeżywać całego koszmaru na nowo, tylko otworzyć się na ludzi i spojrzeć w przyszłość. Świat wcale nie jest taki zły, a szczęście może stać już gdzieś za rogiem. Parę miesięcy po lekturze tej książki ktoś z mojej rodziny miał wypadek. To był bardzo ciężki czas, myślałam, że nie wytrzymam. Wtedy przypomniałam sobie przesłanie tej książki. Zaczęłam żyć z dnia na dzień i cieszyć się z tego, co wciąż mam. Wierzyłam, że być może następnego dnia promień słońca znów ogrzeje moje serce, a wiatr rozwieje wszystkie smutki. I tak się stało. Choć na początku sytuacja wygląda na beznadziejną, wcale taką nie jest. Potrzeba tylko przetłumaczyć sobie, że to nie koniec świata i, że zawsze jest jakieś wyjście. Najgorzej to zamknąć się w sobie i załamać. Gdy naprawdę było już mi tak ciężko, że nie mogłam wysiedzieć w domu, szłam na spacer. W Pani książce znalazłam wcześniej niesamowitą pochwałę jesieni, jej barw, darów. Właśnie na tych spacerach zaczęłam bardziej przyglądać się przyrodzie, wyciszać się. To mi naprawdę pomogło. Często jest tak, że ciągle gdzieś pędzimy. Przechodzimy obok kasztana, który spadł z drzewa i nawet na niego nie spojrzymy. Może jednak warto wybrać się czasem do parku, usiąść na ławeczce i dostrzec piękno, które nas otacza. I starać się zapomnieć o tym, co złe. Przypomnieć sobie wspaniałe chwile, które kiedyś się przeżyło i zadbać o to, żeby przyszły wkrótce kolejne. A dla miłości można znieść naprawdę wiele, nawet czasem nie spodziewamy się, jak wielka drzemie w nas siła. Nie warto też obwiniać Boga za całą sytuację – On tu nie zawinił. Trzeba umieć podejść do problemów z godnością, odwagą i próbować jak najrozumniej je rozwiązać. Najważniejsze, to uchwycić się jakiejś pozytywnej myśli.
Dzięki Pani książce znów wróciłam do czytania książek, co wcześniej zaniedbałam na kilka lat. Teraz już sięgam po powieści regularnie. Nawet nie spodziewałam się, że podróże w świat wyobraźni tak wiele dają człowiekowi. Dziękuję w tym miejscu Pani za tę wspaniałą powieść, za to motto, które pozwoliło mi przetrwać trudne chwile. I proszę o więcej – już nie mogę doczekać się kolejnych Pani powieści. „Miłość w kasztanie zaklęta” na zawsze pozostanie w mym sercu i pamięci…
Najbardziej zainteresowana jestem książką „Matki, żony, czarownice” Joanny Miszczuk, a w drugiej kolejności powieścią Davida Nichollsa „Jeden dzień”.
Pozdrawiam serdecznie,
Małgosia
dziecina1@o2.pl
Uwielbiam książki, czytanie to moja pasja – bez której nie mogłabym żyć. Sięgam po różne gatunki literackie, ale to książki na autentycznych wydarzeniach, biograficzne robią na mnie największe wrażenie – bo to są historie prawdziwe. Jak mnie pamięć nie myli, to jako pierwsze poznałam losy Waris Dirie w książce "Kwiat pustyni". O tej lekturze nie da się zapomnieć, ani przejść obojętnie! Ta książka mną wstrząsnęła, nie mogłam zrozumieć jak można tak traktować małe dziewczynki, w wieku 5 lat poddawać je rytuałowi obrzezania… Waris przeszła piekło, ale się nie podała – w wieku 13 lat uciekała „tam gdzie ją nogi poniosą”… Podziwiam ją za odwagę, za krok który mogła przypłacić życiem, na szczęście się jej udało została modelką oraz ambasadorką ONZ walczącą przeciw okaleczeniu kobiecych narządów płciowych; założyła fundację. Podziwiam ją - po tym koszmarze jaki przeszła nie podała się. Uciekając z Somalii „walczyła o siebie”, a teraz „walczy o innych”. Pomaga, wspiera, pisze i mówi o tym co ją spotkało. Na podstawie ksiązki „Kwiat pustyni” powstał film o tym samym tytule. Dobrze, bo losy jak dla mnie prawdziwej bohaterki mogą poznać również ludzie, którzy nie mieli okazji sięgnąć po lekturę.
OdpowiedzUsuńNajbardziej interesuje mnie książka "Jeden dzień" Davida Nichollsa, a w drugiej kolejności „Matki, żony, czarownice” Joanny Miszczuk, ale pozostałych książek też nie miałam okazji poznać.
Pozdrawiam serdecznie,
kwiatusia /kwiatusia1@gmail.com/
Jestem osobą o wrażliwej duszy więc wiele książek robi na mnie ogromne wrażenie. Najbardziej oddziałują na mnie powieści podobne "Oskarowi i Pani Róży", "Małemu Księciu", czy "Dwóm sercom anioła". Ta ostatnia ujęła mnie w całej swej prostocie, a "dziecięce" rysunki, którymi była okraszona, dopełniły całości. Płakałam, jak bóbr, czytając ją i chłonąc dziecięcą niewinność, której powoli zaczyna mi braknąć. Płakałam, bo tak często zapominamy o tym, co jest w życiu najważniejsze. Płakałam, bo los jest niesprawiedliwy - i chociaż zabrzmi to niedorzecznie - nienawidzę świata za to, że chorują i umierają istoty, które nie poznały jeszcze świata. Dlaczego tak jest? W imię czego? Wciąż nie umiem pozbierać się po "Dwóch sercach anioła", bo chociaż zakończenie tej książki jest szczęśliwe, to ja cały czas rozmyślam, co by było gdyby, bo tam o życiu chłopca zadecydował szczery gest zwyczajnego człowieka. I tutaj nasuwa się smutna refleksja na temat współczesności - dlaczego tak często o życiu człowieka decydują pieniądze...?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
alcia1993@op.pl
P.S. Najbardziej zainteresowały mnie książki "Jest takie miejsce", "Jeden dzień" i "Matki, żony, czarownice" :3