Literackie Czwartki: Czwartkowe obiady, odc. 3
Fot. Marcin Oleksa |
- No i która przelicytowała resztę w tym tygodniu? - Marta siedziała w ciepłej kuchni Eulalii, zajadając szarlotkę, która została z czwartkowego spotkania. Przybiegła do babci zaraz po piątkowych zajęciach, aby wysłuchać relacji z czwartkowego obiadu i omówić szczegóły ich wspólnego zamieszkania. Prawdę mówiąc, nie mogła się doczekać, kiedy wprowadzi się do Eulalii i zacznie swoje prawie dorosłe życie bez nieustannego nadzoru rodziców.
- Helenka swoją sambą przebiła nas wszystkie - westchnęła Eulalia. - Ale mój blog był zaraz za nią! - dokończyła triumfalnie.
- Babciu, jeszcze będziesz miała swoje pięć minut - wymamrotała Marta niewyraźnie z buzią pełną szarlotki.
Eulalia pokiwała głową i poklepała wnuczkę po ramieniu.
- Kiedy chcesz się wprowadzić? - spytała, patrząc na dziewczynę z czułością.
- Jak najszybciej, ale jest pewien problem. - Marta spojrzała na Eulalię swoimi przejrzystymi, niebieskimi oczami.
- Niech zgadnę, ten problem to tata, nieprawdaż?
Marta skinęła głową.
- Jest wściekły i nie przyjmuje żadnych argumentów. Twierdzi, że w domu mam najlepsze warunki do nauki, a to, według niego, jest moją jedyną powinnością w tym momencie. Uważa, że mieszkając u ciebie całkowicie oleję naukę i zawalę studia.
- A do tego ja cię zdemoralizuję! - Eulalia uśmiechnęła się. Cieszyła się, że Marta nie przypomina z charakteru żadnego ze swoich rodziców. Była zupełnie podobna do Eulalii i za to Lala kochała ją jeszcze bardziej.
- Jesteś dorosła i sama masz już prawo decydować o swoim życiu, czy to się twojemu ojcu podoba, czy nie.
- Będzie awanturka, ale ja nie odpuszczę, babciu. - Marta poszukała aprobaty w oczach Eulalii. Znalazła ją. Eulalia wiedziała, że czeka ją przeprawa z zięciem i konflikt z własną córką, która była pod wielkim wpływem męża; ale kochała Martę tak bardzo, że postanowiła walczyć o jej niezależność jak lwica. Wnuczka była już młodą kobietą, z czym jej ojciec nie mógł się pogodzić.
- Weź ojca sposobem. - Eulalia nałożyła Marcie kolejny kawałek ciasta. - Przywieź tutaj trochę swoich rzeczy i książek i powiedz, że potrzebujesz spokojnego miejsca do nauki. Ja ci przeszkadzać nie będę; a i tak częściej mnie nie ma niż jestem, więc warunki do nauki będziesz miała idealne. Nie wyprowadzaj się od razu ze wszystkimi manelami, narażając ich na stan przedzawałowy i syndrom pustego gniazda.
Marta zerwała się od stołu i mocno przytuliła do Eulalii.
- Babciu, jesteś genialna! Dzięki temu i wilk syty, i owca cała!
- Twój ojciec i tak będzie wściekły, ale przynajmniej zachowasz się jak dobrze wychowana córka.
Marta cmoknęła babcię w policzek. Nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo w jej torebce rozdzwonił się telefon. Próbując go odnaleźć zachowywała się zupełnie jak Eulalia, w której torebce było tak wiele rzeczy i drobiazgów, że aż sama się temu dziwiła. Niecierpliwa ręka Marty wyławiała przeróżne przedmioty, z których żaden nie był awanturującą się komórką.
- Najlepiej będzie, jak włożysz głowę do środka - podpowiedziała Eulalia.
Odpowiedziało jej skrzywienie Marty, która z triumfem wyciągnęła z torebki telefon, który właśnie zamilkł.
- To Bartek - powiedziała dziewczyna, patrząc na wyświetlacz i wybierając przycisk "Połącz".
Eulalia usiadła przy stole, odsunęła talerzyk z niedojedzonymi przez Martę resztkami szarlotki i zapatrzyła się na młodość wnuczki, która domagała się swoich praw. Piątkowy wieczór to nie był czas, który młody człowiek spędza w domu. Młodość potrzebowała się wyszumieć i pędziła tam, gdzie głośno, gwarno i radośnie. Dwadzieścia dwa lata to nie był czas, kiedy docenia się zacisze domu i spokój, którego człowiek szuka przez całe życie. Dwadzieścia lat to czas wiecznego niespełnienia, snutych marzeń; układanych planów i pragnień, które wydają się w zasięgu ręki. Eulalia też miała kiedyś dwadzieścia dwa lata, ale wtedy świat wyglądał zupełnie inaczej.
Westchnęła, wstała od stołu i wstawiła talerz i kubek po kawie Marty do zlewu.
Za chwilę jej dom ucichnie, bo wnuczka pobiegnie do Bartka i znajomych, aby dać młodości się wyszaleć; a Eulalia zostanie sama ze wspomnieniami, które podobnie jak ona, dobrze się czuły w tym domu.
Fot. Marcin Oleksa |
- Pieczarkowa! Mamo, jesteś wielka! - Natasza zajrzała do garnka stojącego na kuchence Bogusi i wciągnęła w nozdrza zapach swojej ulubionej zupy, która od zawsze kojarzyła jej się ze świętowaniem.
- No przecież wiem, że lubisz. - Bogusia nigdy nie była wylewna w stosunku do nikogo; nawet wobec jedynej córki, którą wychowywała surowo, ale z miłością poukrywaną chociażby w takim garnku z ulubioną zupą Nataszy.
- Wiesz, stęskniłam się za Lublinem - westchnęła Natasza, wyglądając przez okno ze znajomym widokiem na ulicę, przy której się wychowała. - To miasto ma klimat, którego nie potrafię odnaleźć w żadnym innym.
- Po tylu latach mieszkania w Warszawie nie odnalazłabyś się tutaj. - Bogusia sięgnęła do szuflady po łyżkę wazową, a z szafki wyjęła talerze dla siebie i dla córki.
Natasza milczała. Usiadła przy stole i podparła brodę rękami.
Bogusia nalała zupę i postawiła przed córką pachnący pieczarkami talerz.
- Zjedz, a potem porozmawiamy. - Bogusia obserwowała Nataszę z niepokojem. Dziewczyna nie była sobą. Posmutniała. Zabrakło jej tej charakterystycznej dla niej pewności siebie i energii, z którą zabierała się do wszystkiego. Bogusia wyczuwała problemy, nie wiedziała tylko jeszcze jakiego kalibru.
- Co u Jagody? - spytała o wnuczkę, z której była tak dumna, jak Eulalia z Marty.
- Wszystko okey. Podoba jej się studiowanie w Londynie. Tamtejsze życie wciągnęło ją do tego stopnia, że czuje się tam jak u siebie. Jest już dorosła i sama podejmuje decyzje. Ja mogę tylko stać z boku i wspierać na odległość.
- Jest mądra. Poradzi sobie. Tak jak ty. - Bogusia zerknęła na córkę. Jej uwadze nie uszło zmieszanie Nataszy.
- No właśnie, chyba ta mądrość nie wychodzi na dobre, mamo.
Bogusia sięgnęła po pusty talerz Nataszy, odstawiła go do zlewu razem ze swoim i usiadła naprzeciwko córki.
- Co się dzieje?
Natasza pokręciła głową i ukryła twarz w dłoniach.
- Zawsze uczyłaś mnie tego, że mam we wszystkim być najlepsza. Sięgałam po to, co najwyżej i za wszelką cenę realizowałam siebie. Nie byłam dobrą żoną i nie jestem dobrą matką, bo tego nie potrafię. Najpierw zawsze liczyłam się ja. Moje studia, moja praca, mój awans, moje stanowisko, moja samorealizacja i doskonalenie siebie, aby być w tym wszystkim jeszcze lepszą, niż byłam. Abyś mogła być ze mnie dumna i nie abyś nie wyrzucała mi, że zmarnowałam swoje życie przy garnkach, pieluchach i dogadzaniu mężowi i dziecku.
Bogusia milczała, porażona słowami córki. Nie miała odwagi się odezwać, nie miała nawet odwagi spojrzeć na córkę, zastanawiając się, w którym miejscu popełniła błąd?
- Najpierw robiłam to dla ciebie - ciągnęła Natasza - a potem tak się zatraciłam w tym pędzie, że wciągnęło mnie to chore życie, bez którego już nie umiałam funkcjonować. Nie zauważyłam, kiedy zlekceważyłam męża, który po prostu zapragnął innego życia. On mnie zostawił, mamo. Radek odszedł, bo spotkał kobietę, która stworzyła mu dom, jakiego zawsze pragnął. Tylko ja zlekceważyłam te pragnienia, bo nauczyłam się od ciebie, że nigdy nie mogę być niczyją niewolnicą. A teraz zostałam sama w apartamencie, w którym potykam się o własne rzeczy i w którym jest potworna cisza, jakiej nie jestem w stanie zagłuszyć włączonym telewizorem czy radiem.
Natasza umilkła, a cisza, która zapadła, była jak kolec włożony w serce Bogusi.
- Co postanowiłaś? - jej głos zazgrzytał, zupełnie jakby nie mógł wydobyć się ze spierzchniętych warg.
- Wracam do Lublina, mamo. Mam już dość tego wielkomiejskiego pędu i życia w nieustannym biegu, bez rodziny, bez przyjaciół, bez czasu dla siebie. Muszę zwolnić, bo zwariuję, a nie uda mi się tego osiągnąć w Warszawie.
Bogusia wyciągnęła rękę i nieśmiało, nieporadnie, po raz pierwszy od wielu lat, dotknęła dłoni córki i zamknęła ją w swojej.
- Zawsze byłam z ciebie dumna - powiedziała cicho - tylko nigdy nie potrafiłam ci tego powiedzieć... cdn.
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Oleksa |
Dzięki za wspaniały pomysł włożenia głowy do torebki, gdy nie można znaleźć w niej tego, czego się szuka :)
OdpowiedzUsuńZrób z tego książkę Moniś - świetnie się to czyta :)
I mam pytanie - co to za miejsce na tym zdjęciu na dole - te kamieniczki i ciasna uliczka? Podoba mi się. I klimat i te cienie na ścianach (pozdrawiam Marcinie - wyrazy uznania :))
Miasteczko Treviglio ok. 30 km. od Mediolanu.
UsuńPozdrawiam.
M.
Popieram pomysł z książką :-), a co do torebki, to gdzieś słyszałam,że damska torebka ze światełkiem w środku -to jest dopiero super wynalazek...Piękne klimaty Moniko.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo lubię Literackie Czwartki :)
OdpowiedzUsuń