Bajkolandia: Magiczna podróż Wojtka
- Proszę Wojtku, oto pierniczki domowej roboty - powiedziała Pani Mikołajowa, podając chłopcu talerzyk z ciepłymi jeszcze, pachnącymi pierniczkami.
Wojtek spróbował ciasteczko i przyznał, że jest nawet lepsze niż te, które piekła mama. Pani Mikołajowa była bardzo miła, a jej pierniczki po prostu wyśmienite.
Podczas wspólnego podwieczorku Mikołaj wyjawił Wojtkowi, gdzie pójdą dalej.
- Za chwilę zaprowadzę cię do pewnego domku - powiedział Mikołaj. Pożegnali Panią Mikołajową, grzecznie podziękowali za poczęstunek i wyszli na skrzypiący i skrzący się drobnymi śnieżynkami śnieg.
- Chodźmy tędy, Wojtku - Mikołaj wskazał w stronę rynku i wziął chłopca za rączkę.
Idąc, mijali wiele ciekawych rzeczy, w które Wojtek wpatrywał się jak urzeczony, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę tu jest. Mały niedźwiadek bawił się z krasnoludkiem, Elf Stasio lepił bałwana, a jeden z yeti przewoził kolorowe bombki. Mikołajowo było pięknym i radosnym miasteczkiem, i aż chciało się tu być!
Droga była tak ciekawa, że Wojtek nawet nie zauważył, kiedy dotarli do małego domku, okrytego śniegiem. Kiedy weszli do środka, Mikołaj zdjął rękawiczki, zawiesił czerwony płaszcz na oparciu bujanego fotela i rozsiadł się wygodnie, dając chłopcu czas na rozejrzenie się dookoła.
Wojtka zaskoczyło to, że w całym domku stało wiele skrzyń, z których najbardziej zainteresowała chłopca ta stojąca na uboczu.
Skrzynia była ogromna. Wykonana z surowego drewna, z mosiężnymi okuciami, wyglądała raczej prosto i niezachęcająco, ale przyciągała wzrok, intrygowała i była tajemnicą, którą Wojtek bardzo chciał poznać. Nie mógł się powstrzymać, podszedł ostrożnie i dotknął zamkniętego wieka, które stało się pokusą.
- Czy jesteś pewien, że chcesz zobaczyć, co jest w środku? - usłyszał tuż za sobą spokojny głos Mikołaja.
Chłopiec odwrócił się powoli i spojrzał w smutne oczy Mikołaja. Nic nie odpowiedział, ale pokiwał głową dając do zrozumienia, że ciekawość dziecka jest silniejsza od wszystkiego.
Mikołaj odsunął chłopca delikatnie, podszedł do skrzyni i dotknął jej z taką czułością, z jaką mama Wojtka dotykała jego czoła. Albo policzka. Z głębokiej kieszeni spodni wyjął pęk kluczy i odszukał wśród nich najbardziej niepozorny, a potem wsunął go do tajemniczego zamka, skrywającego przed Wojtkiem zawartość skrzyni. Kiedy przekręcał klucz, stary zamek zastękał, jakby wybudzony z głębokiego snu. Mikołaj zawahał się przez chwilę, a potem, bardzo powoli, otworzył wieko.
- Co to jest? - Wojtek zajrzał do środka, po czym cofnął się i popatrzył zawiedziony na Mikołaja. Nie tego się spodziewał. Nic nie błyszczało, nic się nie świeciło, nie było tam również mega zestawów Lego, ani modeli samolotów, którymi Wojtek ostatnio zaczął się pasjonować. Zamiast tych cudowności, skrzynia wypełniona była pozwijanymi i poszarpanymi pergaminami i strzępkami czegoś, czego Wojtek nie potrafił nawet nazwać. Wszystko było jakieś takie smutne i szare, i chłopiec zupełnie stracił ochotę na dalsze oglądanie Mikołajowa.
- To są, Wojtku, porzucone marzenia - odpowiedział cicho Mikołaj, kładąc dłoń na krawędzi skrzyni. - Zobacz - pochylił się i wyciągnął pożółkły pergamin, który w jego rękach pojaśniał i zalśnił, odbijając się skrzącymi iskierkami, dzięki którym w smutnym pokoju zrobiło się nagle radośnie i wesoło. Wojtek wyraźnie usłyszał dziecięcy śmiech, dobiegający z przedziwnego pergaminu.
- Widzisz, to listy pisane przez dzieci. Zbieram je wszystkie, zawsze czytam bardzo dokładnie i staram się spełniać dziecięce marzenia. Chłopiec, który napisał do mnie ten list, marzył o swoich własnych modelach samochodów resorowych. Wszystkie, które miał, należały do jego starszego brata. Były używane i często poniszczone. Ten chłopiec chciał mieć swoje własne.
- Dostał je? - Wojtek słuchał z zapartym tchem. Los tego nieznajomego chłopca nagle zaczął go niezmiernie interesować.
Mikołaj uśmiechnął się i pokiwał głową.
- Dostał. Ale to był jego ostatni list. Rok później już nie wierzył w Świętego Mikołaja, i porzucił swoje marzenia.
Wojtek ponownie zajrzał do skrzyni i wyjął z niej niebieską kulę, którą podał Mikołajowi.
- Czy to jest porzucone marzenie?
Mikołaj przytaknął.
- Tak, Wojtku. To marzenie zabrałem z Krakowa. Należało do Kacpra Gąski i leżało porzucone na podłodze, tuż przy łóżku tego chłopca. Było takie smutne... Nie mogłem go tam zostawić. Zabrałem ze sobą i schowałem do tej skrzyni, w której jest wiele, wiele innych marzeń, porzuconych przez dzieci i dorosłych.
- Dzieci myślą, że to rodzice dają im prezenty - powiedział chłopiec cicho.
- Wiem, Wojtku - odpowiedział cicho Mikołaj. - I dlatego jest mi tak smutno, gdy każdego roku przywożę ze swoich podróży coraz więcej z nich. Zobacz - sięgnął po kolejną kulę, tym razem koloru zielonego. - To marzenie należało do pana Macieja. Nawet dorośli mogą zwątpić w magię świąt. Mam nadzieję, że ty nigdy nie stracisz tej swojej dziecięcej wiary i radości oczekiwania na święta, które można zatrzymać w sercu na całe życie.
- Nigdy cię nie zapomnę, Mikołaju! - zapewnił chłopiec, wsuwając swoją małą rączkę w dłoń Mikołaja.
- Masz ochotę na gorące kakao?
Wojtek skinął głową i wybiegł z małego domku, podskakując wesoło przy boku nowego przyjaciela. W drodze do kuchni Pani Mikołajowej zauważył, że miś polarny wsadził nos w śnieg, a potem zaczął padać gęsty śnieg, przykrywając sobą całe Mikołajowo. Można powiedzieć, że Miasteczko Świętego Mikołaja to najweselsze miejsce na ziemi. Czy wy też tak sądzicie?
Miłosz Oleksa, Monika A. Oleksa (fragment o skrzyni niespełnionych marzeń :D)
cdn...
Zapraszam serdecznie na nastrojowe spotkanie w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą - przepięknym miasteczku, w którym można się zakochać i w miejscu, do którego chce się wracać - Hotelu i Restauracji "Dwa Księżyce".
Zapraszam również na krótkie, refleksyjne zatrzymanie TUTAJ
Jeden z pomocników św. Mikołaja:) |
Zgłodniałam - czytając o pierniczkach domowej roboty. Pięknie i nastrojowo. Wniosek... nigdy nie można przestawać marzyć, żeby nie dorzucać Mikołajowi do i tak już przepełnionej skrzyni:) Poczułam się jak mała dziewczynka w świecie baśni. Piękne :)
OdpowiedzUsuńMarzenia sprawiają, że nasze życie jest piękne i pełne tęczowych barw. Nigdy nie można ich porzucać! A tak zostając w świecie baśni, znam taką Czarodziejkę, która potrafi sprawić, że w mojej kuchni rozsiada się Bogdan zaglądając mi w wigilijny barszcz w trakcie gotowania, a "Cukiernia u Janeczki" nagle stała się bliska, pomimo dzielącej mnie od Wisły odległości!
UsuńMiłego świętowania, Gabrysiu, cudowna Czarodziejko:)
M. :D
Ach te pyszne pierniczki.
OdpowiedzUsuńPierniczki... również chciałabym spróbować tych Pani Mikołajowej, chociaż powiem nieskromnie, że mój mąż najbardziej lubi moje wypieki:) I za to, między innymi, go kocham :)
UsuńPozdrawiam świątecznie!
M.
Spokojnych, pełnych ciepła Świąt Bozego Narodzenia....
OdpowiedzUsuńMaretko kochana, jak dobrze, że jesteś! Dobrych, spokojnych, błogoslawionych Świąt!
UsuńPrzytulam Cię mocno!
M.