Literackie Czwartki: Czwartkowe obiady odc.9
Fot. Marcin Oleksa |
- No i co ty byś sobie, babciu, pomyślała? - Marta siedziała w kuchni Eulalii, z głową wspartą o ręce. Choć buzię miała smutną, Eulalia dostrzegła w jej oczach wściekłość, która jej samej też była w życiu nieobca.
- Chcesz szczerości, czy mądrości starej babki? - spytała, podchodząc do Marty i dotykając jej miękkich włosów.
- A mogę prosić jedno i drugie? - spytała Marta, patrząc na babcię bezradnie.
- Mądrość babki mówi ci, że nie ma się czym przejmować, bo Bartek jak kocha, to żadna Natalia nie jest w stanie tego zmienić. Poza tym, chłop też ma swój rozum i zdaje sobie sprawę z tego, że nie wszystko złoto, co się świeci.
- A jak się ma do tego szczerość? - dopytywała zaintrygowana Marta.
- A no szczerze, to ci powiem, że jeszcze będą z tego kłopoty. Nie podoba mi się ta Natalia i lepiej, żebyś miała na Bartka oko. - Eulalia mrugnęła porozumiewawczo do wnuczki.
Marta jęknęła.
- No to teraz dopiero dałaś mi powód do niepokoju.
- Nie martw się. - Eulalia pocałowała wnuczkę w czubek głowy. - Mądrość babki od czasu do czasu też się sprawdza.
- Więc co mam robić? - spytała Marta, odrywając ociężałą głowę od rąk.
- Bądź nadal sobą, trzymaj rękę na pulsie i nie zadręczaj Bartka podejrzeniami, bo w końcu się wścieknie i naprawdę zrobi coś głupiego.
- Okey, czyli totalnie ignoruję Natalię?
- Zauważasz ją tylko w takim stopniu, w jakim jest to konieczne aby być miłą. Przyjaźnić się z nią nie musisz.
Marta odetchnęła głęboko.
- No to kamień spadł mi z serca, bo już myślałam, że karzesz mi się z nią zaprzyjaźnić i szczebiotać tak jak ona o rzeczach, o których nie mam kompletnie pojęcia - uśmiechnęła się do Eulalii. - A tak właściwie to co ty robisz? - spytała z ciekawością widząc, jak Eulalia zamaszystym ruchem miesza coś drewnianą łyżką.
- Chlebek watykański - odpowiedziała Eulalia, nie odrywając się od mieszania. - A w zasadzie to takie bardziej ciasto watykańskie niż chlebek, bo smakuje bardziej jak drożdżowy keks.
- Przywędrował do ciebie aż z Watykanu? - spytała Marta z niedowierzaniem.
- Nie, przywędrował od Jadzi, która przyniosła mi zakwas i przepis. Nigdy wcześniej nie robiłam takiego śmiesznego ciasta - dodała, kończąc mieszanie i przykrywając miskę lnianą ściereczką.
- Dlaczego śmiesznego? - spytała Marta.
- Bo robisz go przez siedem dni. Codziennie dosypujesz coś innego i nie mieszasz; a czwartego dnia tylko mieszasz - rano, w południe i wieczorem. Bardzo łatwe, mało pracochłonne i smaczne.
- Ciekawe. - Marta podniosła ściereczkę i przyjrzała się ciastu dokładniej. - Ładnie pachnie.
- Jak zakwas na naturalnych drożdżach - odpowiedziała Eulalia. - Przykryj go, bo zmarznie. To ciasto lubi temperaturę pokojową, nie toleruje przeciągów ani metalu. Dlatego nie można go mieszać metalową łyżką, ani robić w metalowym naczyniu.
- A dlaczego chlebek watykański?
- Może dlatego, że z każdego wyrobionego ciasta dzielisz się zakwasem z kimś innym. Dzięki temu, wychodzisz do ludzi. Najpierw obdzielasz przyjaciół, potem sąsiadów, i w końcu po prostu znajomych.
- A jak już ich wszystkich obdzielisz wychodzisz z zakwasem do obcych ludzi - zażartowała Marta, ale Eulalia popatrzyła na nią poważnym wzrokiem, zamyślając się.
- A wiesz, że to wcale nie jest taki głupi pomysł? W końcu tak rodzi się bliskość, od człowieka do człowieka; więc żeby nie wychodzić z pustymi rękami, przychodzisz z zakwasem na chlebek watykański, który łączy ludzi.
- No co ty, po Krakowskim Przedmieściu będziesz tak biegać ze słoiczkiem i będziesz go wciskać do rąk każdego napotkanego człowieka?
- Każdego nie, bo masz tylko jeden zakwas do podarowania; ale do takiego, który ma w oczach pragnienie czyjejś obecności, ale nie ma odwagi o tym powiedzieć... - Eulalia zapatrzyła się na mroźną zimę za oknem. Mróz wymalował na skraju jej szyby skomplikowane wzory, którym lubiła przyglądać się jako dziecko. Dawno temu wyobrażała sobie w tym pejzażu tajemniczą, lodową krainę, do której chciała się przedostać będąc małą dziewczynką. Dziś już jej nie szukała, ale sentyment do zmrożonych obrazów pozostał. Myślała o tym, z czego zażartowała Marta, a co wcale nie było powodem do żartu. Ludzie dzisiaj tak bardzo pozamykali się w sobie i swoich światach, które przychodziły do nich z telewizją i internetem, że w zasadzie dalej im było do drugiego człowieka niż kiedykolwiek przedtem. Nie czuli w sobie pragnienia prostego pobycia z kimś i wyjścia poza to, co było znajome i bezpieczne. Gdyby nie Jadzia, Helena i Bogusia, które mobilizowały Eulalię do poszukiwań i wzbudzały ciekawość życia; sama Eulalia może też zamknęłaby się w swoim mieszkaniu i wychodziła jedynie do osiedlowego sklepu, na targ i do lekarza. Jedyną dalszą wyprawą byłaby misja - tania apteka przy Narutowicza i odwiedziny u córki i zięcia. Może więc ten chlebek watykański rzeczywiście niósł w sobie przesłanie, o którym wcześniej nie pomyślała?
Oderwała się od okna i uśmiechnęła do Marty uspokajająco.
- Nie martw się żadną Natalią. Nie ma przy tobie szans, maleńka.
Marta uśmiechnęła się promiennie.
- I za to właśnie kocham cię najbardziej, babciu!
cdn.
Monika A. Oleksa
Fot. Marcin Oleksa |
Czytając coraz to nowe "Czwartkowe obiady" dowiaduję się ile z życia w nie wnosisz. Ciekawe czy chlebek watykański posmakuje Marcie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam bardzo serdecznie!
M. junior starszy
A ja właśnie kończę czytać "Herbaciarnię Madeline" Darien Gee, w której to książce jest mowa o chlebie przyjaźni amiszów. Sposób jego przyrządzania i zachęta do podzielenia się zakwasem z innymi jest podobny do tego chlebka watykańskiego :)
OdpowiedzUsuńI wiesz co? Chyba zaczynam stawać się fanem Eulalii :))))
Ludzie dzisiaj tak bardzo pozamykali się w sobie.............
OdpowiedzUsuńA ja własnie kombinuję co tu na jutro upiec...może ktoś kiedyś wręczy mi zakwas chlebka watykańskiego?..
OdpowiedzUsuń